Ministerstwa ociągają się w wydawaniu przepisów wykonawczych do ustaw. Tłumaczą, że prace legislacyjne opóźniają m.in. obowiązkowe konsultacje. Ten, kto ucierpiał z powodu braku przepisów, może dochodzić odszkodowania.

Niektóre ministerstwa mają kilkuletnie opóźnienia w wydawaniu aktów wykonawczych. Na dziś brakuje 160 rozporządzeń do obowiązujących ustaw. Niektóre resorty nie wydają przepisów od kilku lat. Tak jest np. z rozporządzeniem wydawanym na podstawie ustawy – Prawo lotnicze i dotyczącym wynagradzania członków komisji egzaminującej personel lotniczy. Termin na jego wydanie minął w 2004 r. Winny opóźnień jest resort infrastruktury.

Tak wynika z danych zebranych przez Rządowe Centrum Legislacji. To ono śledzi stan opóźnień. Teraz rozpoczęło też prace nad nowym system informatycznym do monitorowania wydawania przepisów wykonawczych do ustaw. Ma on przyspieszyć realizację upoważnień ustawowych.

Chaos prawny

Konstytucjonaliści nie mają wątpliwości – brak rozporządzeń pogłębia chaos prawny.

– To oznacza, że system prawny wymyka się spod kontroli. Mamy tyle przepisów, że nie jesteśmy w stanie nad nimi zapanować. Proces tworzenia prawa odbiega od wyobrażeń o racjonalności – mówi dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ekspertom nie podoba się także to, że resorty zbyt długo zwlekają z tworzeniem rozporządzeń.

– Resorty nie są w stanie, przy środkach finansowych, jakimi dysponują, utrzymać w urzędzie dobrego legislatora czy doświadczonego radcę prawnego – ocenia prof. Marek Chmaj z kancelarii Chmaj i Wspólnicy.

Ryszard Piotrowski podkreśla, że obecna sytuacja to efekt tego, że w Sejmie procedowano projekty ustaw bez aktów wykonawczych. A to jest sprzeczne z zasadami legislacji, a w przypadku projektów rządowych także z regulaminem Sejmu.

Z problemem braku rozporządzeń ustawodawca boryka się od kilku lat.

– To zjawisko, które ma długą tradycję. Potwierdza ono, że wiele regulacji ustawowych ma charakter pozorny. To znaczy stanowimy ustawę, ale nie chcemy rozwiązać problemu. Chodzi o gest, pokaz propagandowy i wynik wyborów – mówi dr Ryszard Piotrowski.



Winny się tłumaczy

Resorty mają wiele na swoje usprawiedliwienie.

– Opóźnienia wynikają z konieczności przeprowadzenia wielu uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji społecznych. Często są to akty wysoce specjalistyczne, które wymagają dodatkowych analiz i opinii, a w jednym przypadku rozporządzenie musi zostać notyfikowane przez Komisję Europejską – wskazuje Magorzata Woźniak z MSWIA.

Nad pozostałymi rozporządzeniami trwają ostatnie korekty i prace redakcyjne.

– Do końca października prawdopodobnie uda się podpisać cztery rozporządzenia – dodaje rzeczniczka.

Podobnie tłumaczy się Mikołaj Karpiński z Ministerstwa Infrastruktury.

Wskazuje, że wydanie trzech projektów jest zależne od wydania aktów przez inne resorty, część aktów jest w konsultacjach społecznych i uzgodnieniach międzyresortowych, niektóre przekazano do Komisji Europejskiej. Jeden projekt został wstrzymany z powodu wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

Podobne argumenty przytacza resort zdrowia.

Odpowiedzialność ministra

Za opóźnienia ministrowie mogą ponieść odpowiedzialność, ale głównie polityczną.

– Należałoby o tym pomyśleć, gdyż niewydawanie przepisów jest źródłem szkody – mówi dr Ryszard Piotrowski.

Parlament może egzekwować tą odpowiedzialność przez votum nieufności. W taki sposób dokonuje się zmian w składzie rządu.

– Oczywiście oprócz tego w indywidualnych sytuacjach może się okazać, że istnieje też możliwość dochodzenia naprawienia szkody na drodze sądowej – dodaje Ryszard Piotrowski.

Zdaniem Marka Chmaja będzie to możliwe np. w sytuacji, gdy w związku z brakiem aktu ważnego dla gospodarki, jakiś przedsiębiorca poniesie straty.

– Teoretycznie minister może odpowiadać przed Trybunałem Stanu. Jeśli łamie ustawy i nie wydaje rozporządzenia to istnieją być może przesłanki do postawienia go w stan oskarżenia. Ale w praktyce nigdy nie pojawił się taki pomysł – przyznaje Marek Chmaj.



Opóźnienia w wydawaniu rozporządzeń należy traktować jako duże uchybienia

Piotr Gryska, wiceprezes Rządowego Centrum Legislacji

Brak rozporządzeń bardzo źle świadczy o procesie legislacyjnym. Jakie konsekwencje może to rodzić dla nas, adresatów prawa?

Zgodzić się należy ze stwierdzeniem, że skala niewykonanych upoważnień ustawowych stanowi poważne uchybienie i przynosi negatywne skutki dla adresatów prawa. Wpływa także na wadliwe funkcjonowanie systemu prawa, w którym pomimo obowiązujących przepisów ustawowych, nie wydano obligatoryjnych aktów wykonawczych.

No to dlaczego są takie opóźnienia?

Jako przyczynę zaległości w części przypadków, organy zobligowane wskazują długotrwały proces legislacyjny. Chodzi o obowiązek konsultacji społecznych projektów, uzyskania stanowisk organów opiniotwórczych, czy też notyfikacji niektórych projektów aktów wykonawczych Komisji Europejskiej. Ponadto w niektórych przypadkach, jako powód niewykonania upoważnienia, powoływana jest potrzeba istotnej zmiany lub nawet uchylenia upoważnienia. Na 25 sierpnia 2011 r. odnotowano 28 upoważnień, co do których organy zobligowane wnioskują o ich uchylenie lub zmianę.

Kto monitoruje realizacje upoważnień ustawowych?

To zadanie nałożone na Rządowe Centrum Legislacji. Dlatego codziennie dokonujemy aktualizacja danych o obowiązujących upoważnieniach ustawowych, których wykonanie jest obligatoryjne. Odnotowywane są też informacje o stanie prac legislacyjnych i przyczynach opóźnień. W obowiązującym systemie brak jest jednak instrumentów umożliwiających egzekwowane od organów zobligowanych wydania zaległych aktów. W okresach półrocznych informacje przesyłane są organom zobligowanym oraz stałemu komitetowi Rady Ministrów. Od marca 2011 r. kancelaria rady ministrów zażądała przedkładania komitetowi powyższych informacji w cyklu miesięcznym. Informacje gromadzone w tym zakresie przez Rządowe Centrum Legislacji są przedstawiane przez Prezesa RCL na posiedzeniach Zespołu ds. Programowania Prac Rządu w celu włączenia do planu prac zaległych aktów wykonawczych.