Urzędy i samorządy niechętnie dzielą się informacją publiczną, czyli tym, co robią, jak robią i za ile. Najbardziej chronione są dane o liczbie zatrudnionych, premiach i nagrodach, faktury, opinie prawne, różne dane statystyczne i informacje o przetargach.
Jednocześnie przybywa dociekliwych obywateli. W ciągu ostatnich czterech lat ponaddwukrotnie wzrosła liczba skarg wpływających do sądów administracyjnych na bezczynność urzędników ignorujących wnioski o udostępnienie informacji publicznej.
– To świadectwo wzrostu świadomości obywateli. Jeszcze kilka lat temu niewiele osób wiedziało, że ma prawo do informacji i że może je egzekwować, włącznie z zaskarżeniem decyzji odmownych do sądu – mówi Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego.

Niezależny raport

Jednak w międzynarodowym badaniu regulacji dotyczących prawa do informacji Polska wypadła bardzo słabo – najsłabiej ze wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Access Info Europe i Center for Law and Democracy przebadała prawodawstwo w 89 krajach.
– Polska dostała bardzo mało punktów. To skutek m.in. braku niezależnego organu, który stałby na straży dostępu do informacji publicznej – wyjaśnia Szymon Osowski ze Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich.
Wypadliśmy kiepsko także dlatego, że nasze prawo nie wymaga od władz promowania dostępu do informacji i nie nakłada realnych sankcji za ich nieudostępnianie. W raporcie krytycznie oceniono też szeroki zakres ograniczeń prawa do informacji, jakie znajdują się w naszej ustawie o dostępie do informacji publicznej.
Pozytywnie oceniono naszą procedurę odwoławczą, krótkie terminy i bezpłatny dostęp do informacji.
W kontekście raportu znów odżyła dyskusja nad potrzebą powołania rzecznika prawa do informacji.
– Nie wykluczam, że taki organ byłby potrzebny. Dyskutowano nad tym już podczas prac nad przygotowaniem obecnej ustawy. Ale obawiano się wprowadzenia takiej instytucji, bo byłby to kolejny urzędnik – uważa Szymon Osowski.
– Jestem zwolennikiem powołania rzecznika prawa do informacji. W wielu krajach taka niezależna instytucja funkcjonuje i się sprawdza. To rozwiązanie upraszczające dostęp obywateli do informacji – mówi Grażyna Kopińska.
W założeniu rzecznik miałby pomagać obywatelowi jeszcze przed wkroczeniem na ścieżkę sądową.
– A droga sądowa jest jak wiadomo długa, uciążliwa i kosztowna – przyznaje Grażyna Kopińska.
Tajemnica państwowa, ważny interes bezpieczeństwa państwa, ochrona danych osobowych, prawo do prywatności – takie m.in. argumenty padają z ust urzędników, gdy dociekliwi obywatele lub organizacje pozarządowe żądają udostępnienia jakichś mniej oczywistych informacji. Pada też argument, że powinno im wystarczyć to, co jest na stronie internetowej – czyli to, czym urząd oficjalnie się chwali.



Co ukrywają i jak

Organizacja Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich, której szefuje Szymon Osowski, zawnioskowała o podanie adresów e-mailowych członków rządu. Ministerstwa je podały, a Kancelaria Prezesa Rady Ministrów już nie.
– W ramach tego samego rządu są więc różne stanowiska i w tej sprawie właśnie się sądzimy z premierem. To jedna z bardziej kuriozalnych spraw – dodaje Szymon Osowski.
Z jego obserwacji wynika, że instytucje nie chcą udostępniać dwóch rodzajów dokumentów: opinii i analiz oraz wszelkiego typu dokumentów finansowych, czyli umów, faktur i rachunków. Odmawiając, powołują się na hipotetyczne zagrożenie państwa.

Nielegalne cenniki

Ostatnio wraca też praktyka naliczania opłat za dostęp do informacji publicznej. We wrześniu takie zarządzenie wydał burmistrz miasta Mirsk, wprowadzając stawki za kserokopię. Podobny cennik wprowadzono także w Szczecinie w 2008 r. zarządzeniem prezydenta. Za przesłanie informacji drogą elektroniczną miasto liczyło sobie – 2,00 zł. Cennik ma też Ministerstwo Sprawiedliwości. Za ksero strony chce 1 zł.
– Prawo gwarantuje nam bezpłatny dostęp do informacji publicznej – informuje Osowski.
Wskazuje, że urząd może się domagać zwrotu jedynie rzeczywistych kosztów przesłania informacji, czyli tak naprawdę nośnika, np. płyty CD, DVD. Natomiast nie obejmuje to opłat za wysyłanie informacji droga e-mailową, ryczałtów za ksero czy kosztów pracy urzędników. Potwierdza to wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Szczecinie z 8 lutego 2008 r., sygn. akt II SA/Sz 1094/07.
Jak informuje Joanna Dębek z MS, obecnie trwają prace nad obniżeniem tej opłaty.
Ograniczanie dostępu do informacji stało się nawykiem urzędników
Jan Stefanowicz | adwokat Kancelarii Juris
Obecne przepisy gwarantują dostęp do informacji publicznej w znacznej części. Problem tkwi w istocie po stronie praktyki i słabego zainteresowania tym problemem po stronie dziennikarzy czy organizacji pozarządowych oraz instytucji nauki, edukacji i polityków. Ciągle kwitnie „zdobywanie” informacji przez osobiste kontakty, nieoficjalne „dojścia”, mimo że dana informacja jest publiczna, jawna i powinna być niezwłocznie dostarczona lub udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej. Można to egzekwować, lecz ludzie sporadycznie żądają od urzędów, aby wydawały decyzje odmowne. A tylko wtedy jest szansa skutecznie je zaskarżyć. Tolerowanie niesprawności oraz przypisywanie dysponentom uprawnień do decydowania o dostępie znacznie spowolniło i utrwaliło złą praktykę. Zupełnie źle jest z powtórnym wykorzystywaniem informacji, a zmiana ustawy, którą podpisał już prezydent i która ma na celu implementację dyrektywy UE w tym zakresie, może odnieść wręcz odwrotny skutek.