Znane są przypadki – w tym głośna sprawa Roberta Dziekańskiego – które zakończyły się śmiercią osoby potraktowanej paralizatorem. Raport komisji sędziego Thomasa Braidwooda, który dotyczył użycia paralizatorów przez Kanadyjską Królewską Policję Konną, wykazał, że użycie paralizatora elektrycznego nieść może ze sobą wiele negatywnych, nieprzewidywalnych konsekwencji.
Rozmowa z Mirosławem Wróblewskim, dyrektorem Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich
Czy obecne zasady stosowania paralizatorów są wystarczające? Czy są precyzyjne?
Użycie środków przymusu bezpośredniego, w tym paralizatorów, wymaga dokładnej regulacji. Obecne przepisy są rozproszone w wielu ustawach i rozporządzeniach. Do tego nie są precyzyjne. W wielu swych wystąpieniach rzecznik praw obywatelskich zwracał na to uwagę. Dlatego ważne jest, aby – mając na względzie wyroki Trybunału Konstytucyjnego – kwestie te uregulowano systemowo w akcie o randze ustawowej. I do tego jak najbardziej precyzyjnie.
Rząd chce rozszerzyć możliwości stosowania paralizatorów. Czy to krok w dobrym kierunku? Czy jest taka potrzeba?
Mam wątpliwości, czy wykazano w nich przekonywająco, dlaczego doposażenie w paralizatory kolejnych służb jest konieczne. Z tych założeń wprost to nie wynika. Do tego w założeniach brakuje konsekwencji. Użycie paralizatorów przez niektóre służby jest szczegółowo opisane. W przypadku niektórych brakuje takich informacji. Np. w przypadku niektórych służb określono dokładnie, w jakie części ciała należy celować paralizator, przez ile sekund maksymalnie można go używać. W przypadku innych służb nie ma o tym słowa.
Czy paralizatory można traktować jako w 100 proc. bezpieczne?
Myślę, że nie można ich traktować jako środka, który nie może nigdy wyrządzić krzywdy. Znane są przypadki – w tym głośna sprawa Roberta Dziekańskiego – które zakończyły się śmiercią osoby potraktowanej paralizatorem. Raport komisji sędziego Thomasa Braidwooda, który dotyczył użycia paralizatorów przez Kanadyjską Królewską Policję Konną, wykazał, że użycie paralizatora elektrycznego nieść może ze sobą wiele negatywnych, nieprzewidywalnych konsekwencji. Dlatego paralizator nie powinien być stosowany jako zwykły środek obezwładniający. To środek szczególny, który może mieć skutki takie jak użycie broni palnej.
Mamy na temat użycia paralizatorów w USA i w Kanadzie kilka raportów Amnesty International. Po śmierci Roberta Dziekańskiego w Kanadzie powstał raport komisji Braidwooda. Jak pan je ocenia?
Nie wiem, czy twórcy założeń do nowej ustawy zapoznali się np. z raportem Braidwooda, który w mojej opinii ma uniwersalne znaczenie. Skutkiem tego raportu było ograniczenie użycia paralizatorów elektrycznych w Kanadzie. Od tego momentu paralizatory nie są już tam traktowane jako zwykły środek obezwładniający. Są zaliczane do kategorii „lethal weapon”, czyli broni, której użycie może skutkować śmiercią. Zmieniły się więc warunki i instrukcje użycia paralizatorów. Przed sprawą Dziekańskiego paralizator miał status środka obezwładniającego. Raport to zmienił. Po kilku przypadkach śmiertelnych zaczęto tasery traktować jak rodzaj broni śmiercionośnej.
Czy w Polsce też powinniśmy rozważyć taki kierunek zmian przepisów?
Dotąd nie było u nas przypadków śmiertelnych. Na szczęście. Na pewno użycie paralizatorów wymaga bardzo dokładnej regulacji prawnej zgodnej ze standardami konstytucyjnymi.