W Wielkiej Brytanii wolno krytykować polityków sprawujących władzę, ale nie wolno im grozić. Podobnie jest w USA. W Niemczech za publiczne znieważenie prezydenta federalnego można trafić do więzienia nawet na pięć lat.

W związku z zamknięciem w Polsce strony internetowej antykomor.pl, krytycznej wobec prezydenta, przedstawiamy informacje na temat rozwiązań prawnych - ograniczeń i ewentualnych sankcji - dotyczących znieważania głów państw i innych wysokich przedstawicieli władz w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Wielkiej Brytanii.

W USA nie ma przepisów zabraniających znieważania prezydenta. Nie wypowiada się na ten temat konstytucja. Tego rodzaju swobodę wypowiedzi gwarantuje 1. poprawka do konstytucji o wolności słowa, będąca jedną z podstaw amerykańskiej demokracji.

Prawo zakazuje natomiast grożenia prezydentowi. Kodeks karny mówi, że przestępstwem jest "wszelkie grożenie odebraniem życia, porwaniem lub uszkodzeniem ciała prezydentowi USA". Służba ochrony prezydenta (Secret Service) bada przypadki takich gróźb i śledzi osoby, które się ich dopuszczały.

Ponieważ zakaz werbalnego grożenia prezydentowi stoi w konflikcie z zasadą wolności słowa, rozstrzygając podobne sprawy sądy starają się znaleźć równowagę między potrzebą ochrony głowy państwa a 1. poprawką do konstytucji, traktowaną w USA niezwykle poważnie.

Wolność znieważania dotyczy w USA wszystkich polityków. Pogróżki wobec polityków niższego szczebla niż prezydent traktowane są na ogół jako podstawa do wszczęcia dochodzenia lub przydzielenia danej osobie okresowej ochrony.

W Niemczech za publiczne zniesławienie prezydenta federalnego grozi kara więzienia od trzech miesięcy do nawet pięciu lat, o czym stanowi paragraf 90. niemieckiego kodeksu karnego. Przepis ten ma na celu zarówno ochronę urzędu prezydenta federalnego, jak i osoby, która sprawuje tę funkcję. Głowa niemieckiego państwa jest zatem chroniona przed znieważeniem, również jeśli zostanie obrażona prywatnie.

Jednak niemieckie organy ścigania mogą wszcząć dochodzenie z powodu zniesławienia głowy państwa jedynie wówczas, jeśli upoważni je do tego sam prezydent. Niemieccy prezydenci bardzo rzadko robią użytek z paragrafu 90.

Zgodnie z niemieckim kodeksem karnym do więzienia można trafić również za znieważenie głowy innego państwa, członka obcego rządu albo szefa placówki dyplomatycznej innego państwa, jeśli przebywają oni na terenie Niemiec.

Zdaniem pracującego w Niemczech adwokata Andrzeja Remina można sobie wyobrazić sytuację, że nakazuje się zamknięcie strony internetowej, zawierającej treści zniesławiające prezydenta RFN. Konstytucja niemiecka gwarantuje wolność słowa, jednak wyraźnie mówi też, iż istnieją granice tych wolności, wyznaczone przez zwykłe ustawy i regulacje dotyczące ochrony dzieci i młodzieży oraz prawo do godności osobistej.

"Wolno mówić wszystko, ale nie wolno pomawiać i obrażać. To jest respektowane" - powiedział Remin. Przyznał jednak, że granice między wolnością słowa a znieważeniem stają się coraz bardziej płynne i szersze niż jeszcze 15-20 lat temu, szczególnie jeśli chodzi o postaci życia publicznego. "Nie chcę przesadzać, ale w stosunku do takich osób można sobie na bardzo wiele pozwolić" - powiedział adwokat.

Przypomniał, że w 1968 r. miał miejsce jeden z najgłośniejszych w Niemczech przypadków znieważenia przedstawiciela władz, kiedy to Beate Klarsfeld, zaangażowana w ściganie nazistowskich zbrodniarzy, publicznie wymierzyła policzek ówczesnemu kanclerzowi Kurtowi Georgowi Kissingerowi. Powodem ataku była nazistowska przeszłość kanclerza. Klarsfeld została skazana na rok więzienia za publiczną obrazę i uszkodzenie ciała.

W Wielkiej Brytanii premiera i ministrów można krytykować jak najostrzej i wyśmiewać się z nich. Jednak grozić im np. porwaniem dzieci lub wypadkiem samochodowym nie można, podobnie jak w każdym innym państwie. Jest to przestępstwo.

W parlamencie premierowi można elegancko w trzeciej osobie liczby pojedynczej powiedzieć, że jest głupi, ale nie np. to, że 10 lat temu jechał na gapę autobusem, bo to trzeba byłoby mu udowodnić.

Portal przypominający antykomor.pl przeszedłby w Wielkiej Brytanii zupełnie bez echa. W dzienniku "Guardian", czy tygodniku "Private Eye" ukazują się o wiele bardziej bezlitosne karykatury. Także brytyjscy internauci nie są daleko w tyle: w okresie ubiegłorocznej kampanii wyborczej nie zostawili suchej nitki na plakacie wyborczym premiera Davida Camerona i jego hasła "Dłużej tak się nie da".

Praktykowane jest też podszywanie się pod kogoś autentycznego i ośmieszanie go poprzez pisanie dziennika w jego imieniu (tzw. spoof diary).

Brytyjscy politycy nie tyle obawiają się krytyki, nawet jadowitej, co tego, że w ich życiorysie ktoś znajdzie jakiś wstydliwy szczegół.

Znieważanie królowej, będącej głową państwa w systemie monarchii konstytucyjnej, jest nie do pomyślenia. Elżbieta II jeśli w ogóle jest krytykowana, to głównie za to, że drogo kosztuje. Trudno byłoby ją skrytykować za cokolwiek innego: nie ma realnej władzy, ani poglądów i jest zupełnie apolityczna.

To, że monarchini nie ma własnego zdania, uważane jest za cnotę, a nie powód do krytyki. Skoro Elżbieta II jest apolityczna, to nie wzbudza politycznych animozji. Jeśli się myli, to cięgi zbierają jej doradcy lub rząd, którego jest tubą. To, że panuje, nie zależy od niej, lecz od politycznego establishmentu i opinii publicznej.

Choć w mediach gróźb pod adresem Elżbiety II nie ma, to ostatnio, w przededniu wizyty pary królewskiej w Irlandii, pojawiły się one ze strony rozłamowców IRA.

Najostrzej wytykano monarchini zachowanie po tragicznej śmierci księżnej Diany w 1997 r., gdy tabloidy zarzucały jej obojętność wobec tego wydarzenia. Było to przełamaniem ważnego tabu w stosunkach mediów z rodziną królewską.

W mediach publikowane są natomiast wiadomości stawiające w złym świetle członków szeroko rozumianej rodziny królewskiej, ale nie królową. Można to robić, jeśli posiada się dowody, najlepiej na zdjęciach. Członkowie rodziny królewskiej byli podsłuchiwani przez tabloid "News of the World", co było przedmiotem dochodzenia Scotland Yardu. Najostrzej krytykowanym członkiem rodziny królewskiej jest następca tronu książę Walii Karol.

Monarchia jest w Wielkiej Brytanii instytucją opartą na tradycji. System prawa zwyczajowego oznacza, że nadal obowiązują monarsze przywileje sięgające w głęboką przeszłość.

Na mocy ustawy o zdradzie z 1351 r. uwiedzenie żony monarchy, jego najstarszej córki, lub żony jego najstarszego syna (następcy tronu) karane jest śmiercią, choć kary tej nie wymierzono żadnemu z amantów księżnej Diany, ani ich nawet z tego powodu nie ścigano.

Od czasów średniowiecza karalne jest nawoływanie do buntu przeciw monarsze. Przepisy te były uściślane na różnych burzliwych etapach historycznych, m.in. w czasie wojen napoleońskich lub reformatorskiego ruchu tzw. czartystów, domagającego się poprawy bytu robotników i reprezentatywnego systemu wyborczego.

Od 1848 r. obowiązuje prawo przewidujące, iż nawoływanie do ustanowienia republiki słowem lub na piśmie, nawet pokojowymi środkami, karane jest zsyłką lub nawet karą śmierci. Prawo to było po raz ostatni stosowane w 1883 r., ale w 2004 r. Izba Lordów potwierdziła, że wciąż obowiązuje, mimo wejścia w życie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Dziś wiele z tych zbrodni przeciw monarsze podpadałoby pod ustawy antyterrorystyczne z 2000 r. i 2001 r.