W ciągu dekady mamy szansę rozwinąć partnerstwo publiczno-prywatne do poziomu, jaki mają teraz Niemcy, Holendrzy czy Włosi – wynika z najnowszego raportu firmy doradczej Deloitte.
Aby tak się jednak stało, potrzebne jest utworzenie publicznego ośrodka zajmującego się rozwojem partnerstwa. Takie instytucje mają niemal wszystkie kraje w Europie.
Zdaniem Deloitte bylibyśmy kilka lat do przodu, gdyby nie nagonka na pierwsze projekty. – Mieliśmy bardzo dobry przykład wykorzystania PPP w Sopocie, przy budowie Centrum Haffnera, ale organy ścigania zrobiły wiele, by partnerstwo kojarzyło się z brudnymi interesami – mówi Przemysław Zaremba, wiceprezes Centrum PPP.
Miasto we współpracy z prywatnymi firmami zrewitalizowało budynki, zbudowano hotel, placówki użyteczności publicznej. CBA uznało, że doszło do korupcji i działań na niekorzyść miasta. Sprawę przeciwko prezydentowi Jackowi Karnowskiemu badała prokuratura, ale w końcu ją umorzyła. – Odium podejrzeń wobec PPP jednak zostało – mówi Zaremba.
Według raportu co drugie postępowanie o wybór partnera kończy się fiaskiem. Zdaniem Deloitte oczekiwania samorządów są zbyt wygórowane, a postępowania przetargowe pełne błędów.
Samorządy i prawnicy twierdzą, że przejście przez procedury PPP przypomina pole minowe. Brak uregulowania ważnych kwestii, jak choćby zwrot VAT od inwestycji, rozliczania barterów, wymogów kapitałowych od wykonawcy. Na dodatek nowe rozporządzenie ministra finansów z końca 2010 r. czytane literalnie wlicza każde PPP do wskaźników zadłużenia. Część planowanych projektów wstrzymano.
Sprawą zajęło się Ministerstwo Gospodarki. Choć rozporządzenia resortu finansów zmienić nie może, to w pakiecie deregulacyjnym chce wprowadzić przepisy o podziale ryzyka między partnerów publicznych i prywatnych w PPP.
ola