Jeśli walka z pseudokibicami będzie wyglądać tak jak dotychczas, za półtora roku, w czasie Euro, chuligani umówią się na bójkę z niemieckimi kibicami i rozwalą pół miasta. Bez dobrego prawa i determinacji rządzących nie będzie efektów.
Na półtora roku przed meczem otwarcia turnieju Euro policja nie potrafiła zapobiec kilkusetosobowej bójce łódzkich kiboli. Ale też dla Komendy Głównej Policji zapobieganie takim zdarzeniom nie jest priorytetem. Prewencji nie ma w tzw. miernikach satysfakcji, za pomocą których ocenia się pracę policjantów.
W sobotę rano łódzką policję poderwał do działania dopiero telefon od kierowcy, który na poboczu drogi nr 72 zauważył gigantyczną rozróbę. – Relacjonował, że na obrzeżach miasta widzi okładających się mężczyzn – mówi nasz rozmówca z KGP.
Na miejsce pojechał radiowóz z dwoma funkcjonariuszami. Ograniczyli się do wezwania posiłków. Gdy po kilku minutach pojawiły się kolejne radiowozy, uczestnicy bójki już się rozjechali. Na miejscu pozostał młody mężczyzna bez dokumentów. Lekarz stwierdził zgon.
Według informacji „DGP” szef MSWiA zażądał od policjantów wyjaśnień. – Za półtora roku, w czasie Euro, chuligani umówią się na bójkę z niemieckimi kibicami i rozwalą pół miasta – komentuje urzędnik resortu.
Komendant główny policji gen. Andrzej Matejuk zapewnia: – Analizujemy, jak doszło do tego, że nie mieliśmy sygnałów o tej ustawce. Na razie jednak najważniejsze jest wykrycie sprawców; dotąd 4 osoby trafiły do aresztów, w sumie postawiliśmy 26 poważnych zarzutów.
Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski zapewnia, że w ubiegłym roku policjantom udało się zapobiec kilkudziesięciu ustawkom. Ale ile ustawek, mniejszych i większych, odbywa się w Polsce co roku, nikt nie jest w stanie precyzjnie określić. Setki. Niepokojące jest też to, że dwie grupy kiboli, które starły się w tej tragicznej w skutkach ustawce (ŁKS i Widzewa), należą do pierwszej dwudziestki najbardziej agresywnych i najlepiej zorganizowanych. Tym bardziej powinny być dobrze monitorowane przez policję. Tyle że zdobywanie informacji wyprzedzających przestępstwo nie mieści się wśród pięciu mierników oceny pracy komend wojewódzkich. – W jednym z punktów jest mowa o bezpieczeństwie imprez masowych. Ale oceniana tu jest liczba zakłóceń porządku podczas np. meczów – wyjaśnia doświadczony funkcjonariusz.
Do kryteriów ocen należą: liczba wyłowionych z poszukiwanych listami gończymi, poziom zadowolenia z pracy, liczba nakładanych mandatów.
– Na mierniki wszyscy zwracają uwagę, bo za ocenami komendanta głównego idą pieniądze i awanse – wyjaśnia jeden z szefów komend wojewódzkich. A prewencja się nie opłaca.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że łódzcy kibole, tym razem umawiając się na bójkę, zastosowali metody grup przestępczych. – Tylko kilku liderów wiedziało, dokąd jadą, reszcie odebrano nawet telefony komórkowe. Oni zachowują się jak mafia – mówi wysoki rangą oficer z KWP w Łodzi. Wielu z wyłapywanych uczestników bójki jest policjantom doskonale znanych. – Łapiemy ich na produkcji alkoholu na dużą skalę, na kradzieżach i handlu narkotykami, przekształcają się w mafię – dodaje oficer.
Jeden z warszawskich funkcjonariuszy kwituje, że walka z kibolami to tak jak do niedawna z dopalaczami: bez dobrego prawa i chęci ze strony całego państwa trudno o efekty.
Fundamentalne błędy policji
dr Stanisław Bukowski | ekspert ds. bezpieczeństwa
Półtora roku przed Euro do policji nie dociera sygnał, że 300 kiboli umawia się na morderczą bójkę. O czym to świadczy?
O złej pracy w obszarze zapobiegania, czyli prewencji. Zbieranie informacji albo, jak kto woli, prowadzenie rozpoznania jest działaniem wyprzedzającym, a więc prewencyjnym. Mam wrażenie, że szefowie policji w wielu jednostkach popełniają dziś fundamentalny błąd w filozofii działania. Znacznie ważniejsze jest dla nich, że zatrzymano sprawcę głośnego przestępstwa, a nie że praca policji zapobiegła popełnieniu tego przestępstwa.
Jak to powinno funkcjonować?
Wielu kierowców ma słuszne wrażenie, że policjantom chodzi o wystawienie mandatu, a nie o zapobieżenie wypadkowi. Bo to jest kryterium oceny aktywności policjanta. I to nie jest wina policjantów, lecz systemu budowanego przez szefów. Niedawno doszło do kuriozalnej sytuacji, w której patrol sam sobie wystawił mandat, aby zadowolić przełożonego.
A jak to się przekłada na zagrożenia ze strony chuliganów?
Szefa policjantów, o których mówiłem, nie powinno interesować, ile mandatów wystawili, lecz czy na patrolowanych przez nich ulicach doszło do wypadku, włamania czy bójki. Policjant powinien dostać zadanie – tam ma być spokój – i tak należy potem go rozliczać.