Mieszkańcy warszawskiego Natolina nie mogą spać spokojnie. Spółdzielnia Mieszkaniowa Przy Metrze ostatecznie przegrała proces o ponad 30 milionów złotych – Sąd Najwyższy oddalił kasację. Jej konta i nieruchomości od prawie roku są już zajęte przez komornika, a spółdzielnia zalega z płatnościami, m.in. za ciepło i wywóz śmieci. Zarząd spółdzielni najpierw polecił mieszkańcom, by wstrzymali się z płaceniem czynszu, a potem powiadomił ich, że mają wpłacać na konto firmy zewnętrznej, której powierzył częściowe administrowanie spółdzielnią.

Te posunięcia zarządu wzbudziły poważne wątpliwości mieszkańców. Ich podejrzenia budzi zarówno sposób wyboru firmy zewnętrznej (bez przetargu), sama firma (Lechbor, sp. z o.o. - niewielka, z branży sanitarnej, bez doświadczenia w administrowaniu, działająca na granicy rentowności) oraz legalność tego rozwiązania.

- Czy to normalne, że nie możemy wpłacać czynszu na konto spółdzielni, tylko jakiejś nieznanej nam spółki? Czy aby na pewno będzie nam to zaliczone na poczet czynszu na rzecz spółdzielni? A może okaże się, że mimo iż płaciliśmy, jesteśmy w spółdzielni zadłużeni? – denerwują się mieszkańcy Natolina w rozmowie z gazetąprawną.pl. Uwagami wymieniają się także na forum internetowym (http://www.przymetrze.fora.pl), które założyli w proteście przeciwko kolejnym - ich zdaniem niegospodarnym - działaniom władz.

Czy zarząd łamie prawo

Prawnicy, z którymi rozmawialiśmy uspokajają mieszkańców, że spółdzielnia, skoro sama wskazała inny podmiot, na konto którego ma wpływać czynsz, nie będzie miała prawa wystąpić z roszczeniem przeciwko mieszkańcom. Zwracają jednak uwagę na inny aspekt sprawy.

- Takie posunięcie wygląda na próbę uniknięcia komornika – ocenia mecenas Andrzej Lagut, którego poprosiliśmy o opinię. Jego zdaniem, te pieniądze są jednak bezpieczne tylko do czasu – wierzyciele mogą się bowiem postarać w sądzie o kolejny tytuł wykonawczy lub nawet wystąpić o unieważnienie tej umowy jako prowadzącej do usunięcia pieniędzy z czynszu spod zajęcia komorniczego, co byłoby złamaniem prawa.

- Na pewno jest to ucieczka przed komornikiem – ocenia również mecenas Ireneusz Wilk. Jego zdaniem sprawa kwalifikuje się do oddania prokuraturze, która mając wgląd w całość dokumentów powinna ocenić, czy nie doszło do przestępstwa.

Właścicielem spółki z o.o. Lechbor, która od końca października tego roku zbiera czynsze od prawie 4200 członków tej spółdzielni, jest Leszek Szymaniak.

- Jak to się stało, że pana firma administruje spółdzielnią? – pytamy go.

- Wygraliśmy przetarg.

- Ale przecież nie było żadnego przetargu.

- No tak. Dostaliśmy zapytanie ofertowe i moja firma wygrała.

- A jakie macie doświadczenie w administrowaniu? Przecież jesteście firma sanitarną?

- To spółdzielnia do nas wystąpiła, bo nasza firma wykonywała instalację sanitarną w jednym z budynków. Ale może lepiej skontaktuje się z wami nasz przedstawiciel prawny – kończy rozmowę pan Szymaniak.Rzeczywiście później w imieniu Lechboru zadzwonił do nas radca prawny. Zapewnił, że według niego wszystko jest zgodne z prawem.



Nowa administracja, starzy pracownicy

Jak firma sanitarna zajęła się administrowaniem spółdzielnią? Kilkunastu pracowników spółdzielni wzięło urlopy bezpłatne i zostało zatrudnionych w Lechborze. Nadal siedzą w pomieszczeniach spółdzielni i robią to, co dotychczas, tylko pod szyldem prywatnej spółki. Co dokładnie należy do obowiązków nowego administratora poza zbieraniem czynszów i ile na tym zarabia ta firma - nie wiadomo. Zarząd spółdzielni nadał bowiem umowie z Lechborem klauzulę poufne i odmawia udostępnienia jej członkom spółdzielni. Początkowo nie chciał jej nawet pokazać Radzie Nadzorczej, co opisał szczegółowo na swoim blogu jeden z jej członków Marek Wojtalewicz. (http://przymetrze.blogspot.com).

- To jest normalna umowa. Obecnie często korzysta się z outsourcingu – przekonuje nas tymczasem prezes spółdzielni Andrzej Stępień. Uważa, że nie nie mowy o łamaniu przez zarząd prawa i zapewnia, że dysponuje potwierdzającą to pisemną opinią prawną.

- Niczego takiego nam nie udostępniono – powiedział gazecieprawnej.pl Marek Wojtalewicz.

Radca prawny Lechboru, zapytany o doświadczenie spółki w administrowaniu czymkolwiek, zapewnia, że korzysta ona z pracowników, którzy się na tym znają i może zatrudnić inne firmy, które zbierały czynsze w innych spółdzielniach.

- Z całą pewnościa dla firmy Lechbor jest to złoty interes. Zarabiają na tym, co do tej pory robiła spółdzielnia – mówią wzburzeni mieszkańcy. Z dokumentów KRS wynika, że firma w 2009 r. miała dochodu niespełna 7 tysięcy złotych.

Na wniosek trojga członków w środę 17 listopada 2010 r. ma się zebrać Rada Nadzorcza spółdzielni. – Chcemy m.in. omówić sytuację finansową po odrzuceniu wniosku o kasację – mówi gazecieprawnej.pl Marek Wojtalewicz.Zawiła historia długu

Jak doszło do tego, że spółdzielnia mająca atrakcyjne działki i nieruchomości, w tym np. wybudowaną za ok. 170 mln zł Galerię Ursynów, popadła w takie tarapaty? Do budowy właśnie tego obiektu przy skrzyżowaniu al. KEN z ul. Belgradzką spółdzielnia wybrała jako inwestora powierniczego firmę Drimex-Bud SA. Ta zleciła podwykonawstwo spółce Nadbud. Spółdzielnia regularnie płaciła Drimeksowi, ten jednak podwykonawcy już nie. W końcu nawet zerwał z nim umowę. Nadbud jednak nie odpuścił. Uznał, że pracę wykonał i należy mu się zapłata. Pozwał wprost spółdzielnię. Po latach procesów sąd przyznał Nadbudowi rację i 15 grudnia 2009 r. zasądził na jego rzecz ok. 30 mln zł (12,7 mln zł długu plus odsetki)

Obecny prezes Andrzej Stępień obwinia o wszystko poprzedni zarząd, który podpisywał umowę. Mieszkańcy z twz. Grupy Inicjatywnej, powołali jednak własnych prawników i zarzucają prezesowi niegospodarność.

- Gdyby spółdzielnia od razu zapłaciła należność Nadbudowi i wystąpiła z roszczeniem o zwrot pieniędzy przeciwko Drimeksowi nie doszłoby do tej kuriozalnej sytuacji – przekonują. Po pierwsze byłoby to zaledwie 12 milionów a nie 30. Po drugie na konta spółdzielni nie wszedłby komornik.

Prezes Stępień uważał jednak, że wybrał właściwą drogę. Pracujący dla spółdzielni prawnik, płk Jerzy Karpacz (ostatni szef SB) przygotował skargę kasacyjna. Spółdzielnia liczyła, że Sąd Najwyższy przyzna jej rację. Tak się jednak nie stało – kasacja została oddalona.

Dotychczas komornik ściągnął już z kont spółdzielni ok. 10 mln zł. Pozostało jeszcze 20 mln zł długu wobec Nadbudu.

Prezes Stępień zapowiadał w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną (20 kwietnia 2010), że jeśli kasacja zostanie oddalona, spółdzielnia wystąpi przeciwko Drimeksowi o zwrot pieniędzy, które otrzymał a nie wypłacił Nadbudowi. Drimeks jednak właśnie ogłosił upadłość.

Bogata, ale z długami

Obecnie SM "Przy Metrze" zarządza terenami o łącznej powierzchni przekraczającej 34 ha. Na wspomnianych gruntach posadowione są budynki przy ulicach: Lasek Brzozowy, Lanciego, Mandarynki, Belgradzka, Raabego, Lokajskiego oraz Al. KEN 36 / 36A. W 3878 lokalach mieszkalnych zamieszkuje ok. 4164 członków (stan na 31.12.2007 r.). Ponadto w zasobach Spółdzielni znajduje się 156 lokali użytkowych i 777 miejsc postojowych w wielostanowiskowych garażach w inwestycjach: "Migdałowa I", "Migdałowa III" oraz "Centrum Natolin".

W chwili obecnej, w ramach dokończenia poprzednich inwestycji, Spółdzielnia prowadzi budowę dwóch budynków: mieszkalno-garażowego przy ul. Lanciego 10G oraz mieszkalno-usługowo-garażowego przy ul. Belgradzkiej.