Trybunał Konstytucyjny zbada w środę - na wniosek części parlamentarzystów PiS - czy unijny Traktat Lizboński jest zgodny z polską konstytucją. Gdyby się okazało, że nie jest, wówczas konieczna byłaby albo jego renegocjacja, albo zmiana ustawy zasadniczej.

Pod pierwszym wnioskiem, który w listopadzie 2009 r. złożył Antoni Macierewicz, podpisało się 61 posłów PiS i dwóch niezrzeszonych. Miesiąc później podobną skargę z podpisami ponad 30 senatorów PiS złożył senator tego ugrupowania Piotr Łukasz Andrzejewski.

Konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek zwraca uwagę w rozmowie z PAP, że TK może badać traktat na takiej samej zasadzie, na jakiej robi to w odniesieniu do wszystkich umów międzynarodowych. "Gdyby się okazało - w co osobiście nie wierzę - że traktat jest sprzeczny z konstytucją, to albo trzeba go renegocjować, albo zmienić konstytucję, albo pozostaje wyjście Polski z Unii Europejskiej" - powiedział.

Posłowie PiS napisali w uzasadnieniu, że zaskarżone przez nich unormowania Traktatu oznaczają, "że w tym kształcie jest on niezgodny zarówno z zasadą pierwszeństwa konstytucji przed każdym innym unormowaniem prawnym, jak i z zasadą suwerennego i demokratycznego stanowienia o losie RP".

Wnioskodawcy uważają, że przepisy Traktatu mogą doprowadzić do sytuacji, w której Polska będzie musiała zaakceptować rozstrzygnięcia unijnych organów, nawet, jeśli polskie władze nie będą ich akceptować.

Taka sytuacja, w ich ocenie, godziłaby w zasadę suwerenności narodu, który bezpośrednio lub przez swoich przedstawicieli, czyli władze, decyduje o sprawach swego państwa. Według autorów prawo UE nie może być nadrzędne nad prawem krajowym.

Zgodnie z Traktatem Lizbońskim od 2014 r. w kwestiach, w których Rada UE podejmuje decyzje kwalifikowaną większością, obowiązywać zacznie system podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.) - jest on mniej korzystny z polskiego punktu widzenia niż obecny system nicejski. Odsunięcie w czasie obowiązywania tej zasady(do roku 2014) odbyło się na wniosek Polski.

Do tego czasu będą obowiązywały dotychczasowe, korzystne dla Polski zasady głosowania w Radzie UE, które przewiduje Traktat z Nicei. Jednak - również na wniosek Polski - przez prawie trzy kolejne lata, od 1 listopada 2014 do 31 marca 2017 roku, każdy kraj będzie mógł zażądać powtórnego głosowania w systemie nicejskim i jeśli zbuduje tzw. mniejszość blokującą, decyzja nie zapadnie.

Traktat znosi też zasadę jednomyślności w Radzie (ministrów) UE - czyli jest to zniesienie prawa weta pojedynczych państw - w ponad 40 sprawach - głównie proceduralnych; weto utrzymano w takich kwestiach, jak zmiany w traktatach, poszerzenie UE, polityka zagraniczna i obronna, zabezpieczenie socjalne, podatki i kultura.

Wnioskodawcy zaskarżyli art. 1 i 2 Traktatu Lizbońskiego "w tym zakresie, w jakim zmienione przez niego artykuły Traktatu o UE dopuszczają stanowienie przez Radę Unii Europejskiej wbrew stanowisku RP aktów prawnych obowiązujących na terytorium RP lub wiążących ją w stosunkach zewnętrznych".

Według posłów PiS, przepisy te są niezgodne z art. 90 ust. 1 i 3 konstytucji. Przewiduje on, że RP może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach oraz, że wyrażenie zgody na ratyfikację takiej umowy może być uchwalone w referendum ogólnokrajowym.

Ponadto, jak podkreślono, przepisy art. 1 i 2 Traktatu są niezgodne z przepisem ustawy zasadniczej, stanowiącym, że konstytucja jest najwyższym prawem RP. Posłowie wnoszą także o orzeczenie przez Trybunał, że Deklaracja nr 17 dołączona do aktu końcowego konferencji międzyrządowej, która przyjęła Traktat z Lizbony, jest niezgodna z polską ustawą zasadniczą, gdyż - jak uzasadniał Macierewicz - "stanowi ona o wyższości prawa unijnego nad konstytucją".

Równocześnie, na wypadek, gdyby TK nie orzekł o niezgodności z konstytucją zaskarżonych przez nich postanowień Traktatu, wnioskodawcy zwracają się do Trybunału o orzeczenie niezgodności z ustawą zasadniczą art. 1 ustawy o ratyfikacji Traktatu z Lizbony.

Zdaniem Macierewicza, ustawa zezwoliła na ratyfikację, nie wskazując na konieczność dołączenia do Traktatu ustaw okołotraktatowych, które pozwoliłyby na akceptację unijnego ustawodawstwa podejmowanego większością głosów poprzez uprzednie przyjmowanie ustaw przez Sejm.

W opinii Macierewicza, "aby Traktat mógł być uznany za zgodny z konstytucją, musiałyby istnieć ustawy okołotraktatowe, które mówiłyby, że przed rozważaniem przez przedstawiciela Polski wniosku, który jest głosowany większością w Unii Europejskiej, każdorazowo musiałaby być ustawa Sejmu, Senatu lub referendum, dokładnie tak jak jest w Niemczech i Czechach".

W Niemczech w związku z Traktatem Lizbońskim parlament przyjął ustawy kompetencyjne. W myśl ustaw stanowisko parlamentu powinno być podstawą dla działań rządu, ale ten będzie miał możliwość odstąpienia od wytycznych parlamentu w przypadku zaistnienia istotnych powodów.

Prof. Winczorek zwraca jednak uwagę, że w Polsce jest inny system prawny niż w Niemczech. "Wątpię, żeby można było ustawami naprawiać traktat. Można byłoby ewentualnie starać się regulować działania władzy publicznej, żeby one odpowiadały wymogom traktatu" - podkreślił konstytucjonalista.

Również we wniosku grupy senatorów PiS wskazano, że powodem niekonstytucyjności traktatu jest brak regulacji okołotraktatowej, jeśli chodzi o procedurę wyrażania zgody na zmiany w prawie pierwotnym Unii (traktatach).

Jak powiedział PAP senator Piotr Andrzejewski, w niektórych kwestiach, gdzie kompetencje między UE a Polską są niedookreślone (czy decydujący głos w jakiejś sprawie ma UE, czy Polska), tam - zgodnie z Traktatem Lizbońskim - Unia może sama "brać kompetencje". Natomiast pytanie o stanowisko naszego kraju w tych sprawach ma miejsce tylko na poziomie Rady Europejskiej (bierze w niej udział premier), a głosu w tej sprawie nie ma parlament.

Środowej rozprawie będzie przewodniczył wiceprezes TK Marek Mazurkiewicz, a sprawozdawcą będzie prezes TK Bohdan Zdziennicki.