Właściciel fun shopu za sprzedaż trujących specyfików zapłaci nawet 1 milion złotych. O tym, które substancje należy badać pod kątem szkodliwości, zadecyduje sanepid.
Sejm uchwalił nowelizację ustawy o narkomanii, który opracowało Ministerstwo Zdrowia. Projekt poparło 400 posłów. Przeciw były zaledwie 3 osoby. Rządowy projekt został uznany za wiodący podczas posiedzenia nadzwyczajnej podkomisji do spraw dopalaczy.

Podstawowe zmiany

Zgodnie z proponowanymi przez Ministerstwo Zdrowia zmianami dopalacze zostaną objęte definicją tzw. środka zastępczego. I tak będzie nim każda substancja pochodzenia syntetycznego bądź roślinnego służąca do odurzania się lub jako psychotrop, nieuregulowana w innych przepisach.
Obrót środkami zastępczymi na terenie kraju będzie całkowicie zakazany. Osoba, która złamie ów przepis, zapłaci karę od 20 tys. do 1 mln zł.
Rządowy projekt zakłada wprowadzenie tzw. poczekalni dla podejrzanych substancji, czyli trwającego 18 miesięcy ograniczenia handlu danym specyfikiem. W tym czasie substancja będzie poddana ekspertyzie, za którą zapłaci osoba wprowadzająca ją do obrotu. Jeśli jednak specyfik okaże się niegroźny dla zdrowia bądź życia potencjalnych konsumentów, koszty badań pokryje państwo. Istnieje więc ryzyko, iż rozwiązanie to może uszczuplić państwowy budżet. W opinii twórców projektu w tym momencie najważniejsze jest życie obywateli, szczególnie małoletnich. Nawet jeśli tylko jedna na sto badanych substancji okaże się szkodliwa, warto będzie przebadać wszystkie budzące podejrzenia specyfiki.

Więcej uprawnień

Nowe przepisy dają bardzo szerokie spektrum działania inspektowi sanitarnemu. Do poczekalni będą bowiem trafiać te substancje, które wzbudzą podejrzenia właśnie inspektora sanitarnego. To sanepid zadecyduje również o tym, jaką sumą ukarać osobę handlującą szkodliwymi specyfikami, oraz czy zamknąć dany sklep.
Jednocześnie Sejm uchwalił pozostałe dwa projekty dotyczące dopalaczy – ustawę opracowaną przez PiS oraz przez Lewicę. Według pomysłów PiS-u do walki ze szkodliwymi specyfikami należy wykorzystać znowelizowane przepisy prawa farmaceutycznego. Zgodnie zaś z projektem Lewicy to samorządowcy będą decydować o liczbie i lokalizacji fun shopów na terenie ich miasta. Ponadto prezydent, wójt lub burmistrz wydawałby koncesję na detaliczną sprzedaż dopalaczy w danej gminie, marszałek województwa zezwalałby natomiast na sprzedaż hurtową.
O tym, które dopalacze znajdą się w obrocie, zadecyduje Minister Zdrowia.

Odrzucone pomysły

Jak podkreślał wielokrotnie poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski, twórca owych przepisów, projekt Lewicy był pierwszy, powstał bowiem w roku 2009, kiedy w Polsce było zaledwie 20 sklepów z dopalaczami.
Ponadto posłowie odrzucili poprawki do wiodącego projektu, które zostały zaproponowane na posiedzeniu nadzwyczajnej podkomisji do spraw dopalaczy. Tym samym zrezygnowano z wprowadzenia dwóch rodzajów kar pieniężnych za wytwarzanie środków zastępczych i handlowanie nimi. Zgodnie z zaproponowanymi zmianami osoba, która wytwarza lub sprzedaje znaczne ilości dopalaczy, miała bowiem zapłacić karę wysokości od 100 tys. do 1 mln zł. Na tego, kto wprowadzałby do obrotu mniejsze ilości, zostałaby nałożona niższa kara – od 20 do 200 tys. zł.
Posłowie zrezygnowali również z sankcji w postaci do 15 lat więzienia za handel szkodliwymi dla zdrowia substancjami bądź ich wytwarzanie.
20 tys. zł wyniesie kara za sprzedaż na terenie kraju środków zastępczych