Obecnie wielu aplikantów szuka zatrudnienia poza kancelariami prawniczymi, co powoduje, że ich kontakt z klientem lub sprawami sądowymi jest praktycznie zerowy. Nijak się to ma do nauki zawodu adwokata i radcy prawnego.
Z uwagą zapoznaliśmy się z tekstem redaktora Andrzeja Jankowskiego (14 września 2010 r. „Aplikantom uprzejmie dziękujemy”). Gorzkie słowa, ale trudno odmówić im racji.
Po ostatnich egzaminach końcowych na aplikacjach adwokackiej i radcowskiej rozgorzała dyskusja na temat jakości szkolenia i przygotowania aplikantów do wykonywania zawodu. Niewątpliwie dyskusja jest potrzebna, gdyż to, co się wydarzyło, obnażyło słabości częściowego upaństwowienia aplikacji zwanych przez niektórych otwarciem zawodów prawniczych.

Nieprzemyślane nowelizacje

Liczne nieprzemyślane i tworzone ad hoc nowelizacje ustaw korporacyjnych dramatycznie poszatkowały system aplikacji i doprowadziły nie tylko do wielu rozbieżności interpretacyjnych w przepisach, ale też stały się źródłem wielu problemów organizacyjnych, z którymi zmierzyć się muszą nie tylko korporacje, ale sami aplikanci i cały wymiar sprawiedliwości. Aby zrozumieć problem, należy przypomnieć, na czym w istocie polegało to rzekome otwarcie zawodów prawniczych. Po pierwsze wprowadzono odpłatność za aplikacje. Naszym zdaniem jest to wprowadzenie swoistego cenzusu majątkowego, gdyż dla wielu młodych osób, szczególnie z mniejszych miejscowości, jest to wciąż bariera trudna do pokonania. Przed reformą koszty aplikacji pokrywały poszczególne rady adwokackie, choć siłą rzeczy aplikantów było wówczas znacznie mniej. Aplikant mógł się jednak poświęcić pracy w kancelarii, a nie musiał szukać dodatkowych źródeł dochodu na pokrycie kosztów szkolenia.

Praca poza kancelarią

Obecnie spora część aplikantów szuka zatrudnienia poza kancelariami, co powoduje, że ich kontakt z klientem lub sprawami sądowymi jest praktycznie zerowy. Nijak się to ma do nauki zawodu. Po drugie upaństwowiono egzamin końcowy. W zamian za obowiązek sporządzenia środka odwoławczego na bazie prawdziwych akt wprowadzono testy oraz nieco wydumane kazusy (przypominamy, że ma to być egzamin kontrolujący umiejętności, przygotowanie do wykonywania zawodu adwokata, nie zaś kolejny sprawdzian wiedzy teoretycznej). W obecnym kształcie usunięto zupełnie część ustną egzaminu adwokackiego. To chyba najbardziej krzywdzące dla samych aplikantów. Jeśli bowiem od aplikanta oczekuje się sporządzenia środka odwoławczego i na podstawie pracy pisemnej ocenia się jego przygotowanie do wykonywania zawodu adwokata, to jest to po prostu rażąco niesprawiedliwe. Adwokat, który bowiem napisał apelację, zawsze ma szansę na wystąpienie przed sądem, gdzie może obronić swoje pisemne wywody, a nawet odpowiadać na pytania sądu. Aplikanci tej szansy zostali pozbawieni. Być może komuś się wydaje, że adwokat nie musi umieć wygłaszać mowy końcowej, ani tego ćwiczyć. Martwi nas to, albowiem aplikanci prokuratorscy i sądowi nadal mają część ustną egzaminu i nikomu to nie przeszkadza, a nikt nie ma wątpliwości, że adwokat na sali sądowej posługuje się głównie słowem i ze znajomości tej sztuki powinien być egzaminowany i rozliczany. Trudno sobie wyobrazić, aby egzaminy np. w szkole teatralnej miały formę testów? Po trzecie wreszcie wyniki państwowych egzaminów końcowych są o wiele gorsze niż przeprowadzanych przez samorządy.



Testy nie oddają wiedzy

Problem tkwi również w samym sposobie naboru na aplikacje. Wprowadzone przez państwo jedynie pisemne testy niewątpliwie nie mogą i nie oddają wiedzy kandydatów. Ostatnie testy są zwyczajnie zbyt łatwe, co powoduje, iż de facto egzamin wstępny na aplikację jest kolejnym kolokwium z ogólnej wiedzy prawniczej na bardzo zaniżonym poziomie i nie ma on charakteru eliminacyjnego. Uważamy, że progi te powinny być podniesione, co sprzyjać będzie podniesieniu jakości praktycznego szkolenia (faktem jest, że obecne szkolenie mocno się akademizuje, i to pomimo dużego wysiłku poszczególnych izb adwokackich i kierowników szkolenia, którzy wielokrotnie spędzają noce i weekendy na żonglowaniu terminami szkoleń i zgrywaniu programu dla kilkunastu bądź nawet kilkudziesięciu grup aplikantów). Nie da się praktycznie wyszkolić kilku tysięcy aplikantów i rzetelnie ich przygotować do zawodu adwokata, zaznajamiając ich z wszystkimi technikami czy to rozmów z klientem, czy też taktyką prowadzenia spraw – a to przecież jest kwintesencją wykonywania naszego zawodu.

Na spotkaniu z ministrem

Rzecz najważniejsza. Podczas lipcowego spotkania aplikantów adwokackich z ministrem sprawiedliwości oni sami apelowali do Ministra (sic!), aby zaostrzyć kryteria naboru na aplikację, albowiem aplikantów jest za dużo, nie ma dla nich pracy i co gorsza – brakuje możliwości praktycznego szkolenia w kancelariach, u patronów. Przecież nie jest tajemnicą, że coraz więcej aplikantów jest bezrobotnych. Nie można zmuszać adwokatów do zatrudniania kolejnych rzesz aplikantów, gdyż reguły rynkowe są nieubłagane. Te same reguły, o których się mówiło, kiedy otwierano dostęp do zawodu, teraz właśnie obnażają zagrożenia dla tychże aplikantów. Czy tak to miało wyglądać?
Miejmy jednak nadzieję, że głos samych aplikantów zostanie dosłyszany i wysłuchany. Pozwoli to na sprawniejsze planowanie szkoleń i skupienie się na meritum, a nie poświęcanie masy energii na organizowanie licznych grup, kontraktowanie sal na uczelniach czy planowanie zajęć dla kilkunastu grup jednocześnie. I na końcu nasza uwaga – nie chcemy zamykania drogi do zawodu adwokata. Ta furtka musi być otwarta dla każdego. Nie może to być jednak furtka otwarta nawet dla tych osób, które nie wykazują najmniejszego zainteresowania byciem radcą czy adwokatem, a jedynie idą za kolegami w oczekiwaniu, że a nuż się dostaną na aplikację i wtedy zobaczy się, co dalej. Nie tędy droga.
Ważne!
Nieprzemyślane nowelizacje ustaw korporacyjnych dramatycznie poszatkowały system aplikacji, stając się źródłem wielu problemów organizacyjnych, z którymi zmierzyć się muszą i korporacje, i sami aplikanci, i cały wymiar sprawiedliwości