Po wprowadzeniu nowego prawa dłużnicy umieszczeni w rejestrach spłacali swoje zobowiązania średnio po 12 dniach. Po niespełna trzech miesiącach od zmiany prawa już prawie 1000 osób odzyskało swoje pieniądze.
Dziś każdy może wpisać na listę nierzetelnych dłużników ekipę remontową, która wzięła zaliczkę i zignorowała umowę, albo eksmałżonka, który nie płaci alimentów. Nawet ciotkę, która pożyczyła od nas przy świadkach 10 tys. zł, ale udaje, że o tym nie pamięta. Pozwala na to ustawa o udostępnianiu informacji gospodarczej, która weszła w życie 13 czerwca 2010 roku.
Do tej pory prawo do ujawniania danych swoich dłużników miały tylko firmy, czyli np. banki, firmy telekomunikacyjne czy energetyczne, spółdzielnie mieszkaniowe. Przeciętny Kowalski nie miał prawa upubliczniać nazwisk swoich dłużników.
Z danych, jakie „DGP” zebrał z Krajowego Rejestru Długów, InfoMonitora oraz Europejskiego Rejestru Informacji Finansowej – czyli trzech firm, które prowadzą w Polsce takie listy – wynika, że ponad 5 tys. Polaków upubliczniło dane nierzetelnych dłużników, a ok. 1 tys. z nich odzyskało już swoje pieniądze. Większość czekała na zwrot długów nie dłużej niż 12 dni od momentu wpisu.

Najwięcej pracodawców

Wśród dłużników zgłoszonych przez osoby fizyczne najwięcej jest pracodawców, którzy nie płacą wynagrodzeń, nierzetelnych firm budowlanych oraz ojców zalegających ze spłatą alimentów. Pojawiają się też nazwy firm turystycznych, sklepów, a także np. nazwiska członków rodziny, którzy zwlekają z podziałem spadku. W sumie z 4 tys. wniosków o wpisy, które wpłynęły do KRD, aż 74 proc. dotyczyła osób fizycznych, natomiast 26 proc. firm.
– Ta machina dopiero się rozkręca – mówi Andrzej Kulig z Krajowego Rejestru Długów. – Każdego dnia wpływa do nas od kilku do kilkudziesięciu e-maili od klientów, którzy pytają, co zrobić, żeby wpisać na listę swojego dłużnika.
Podobnie jest zarówno w InfoMonitorze, jak i Europejskim Rejestrze Informacji Finansowej. Nie jest to jednak takie proste, bo warunkiem wpisu jest wyrok egzekucyjny wydany przez sąd.

Przykre konsekwencje

Z badań przeprowadzonych przez międzynarodową firmę badawczą Millward Brown SMG/KRC wynika, że czarne listy dłużników są jednymi z najskuteczniejszych sposobów egzekwowania długów. Uważa tak 66,7 proc. ankietowanych przez SMG/KRC konsumentów i aż 76,8 proc. firm.
To przede wszystkim efekt przykrych konsekwencji, które grożą tym, którzy znajdą się na liście: nie dostaną oni kredytu ani karty kredytowej, nie podpiszą umowy z firmą telekomunikacyjną, a nawet operatorem telewizji i internetu. Jedynym sposobem na wymazanie nazwiska z listy jest spłacenie długów.
Polska ustawa pozwalająca osobom fizycznym na upublicznianie danych swoich dłużników jest ewenementem na skalę europejską. Przedstawiciele rejestrów długów w krajach UE na razie bacznie obserwują efekty naszych przepisów i chcą podobne rozwiązania wprowadzić u siebie. Ma to pomóc walczyć z plagą niespłacanych długów, która, jak widać, nie jest tylko polską specjalnością. Zwłaszcza w czasach kryzysu.
Ważne!
Jedynym sposobem na to, aby osoba, która została umieszczona na liście dłużników, została z niej usunięta, jest spłacenie wszystkich zaległych zobowiązań
Potrzebny jest wyrok sądu

Anna Marcinkowska, prawnik z Krajowego Rejestru Długów

Co trzeba zrobić, żeby wpisać na czarną listę nierzetelnego dłużnika?
Trzeba mieć tytuł wykonawczy. W przypadku eksmałżonka może to być np. wyrok o przyznanie alimentów na dziecko. Albo wyrok sądu pracy stwierdzający, że pracodawca musi nam wypłacić zaległe wynagrodzenie. Trzeba też uprzedzić dłużnika listem poleconym, że chcemy wpisać jego dane do rejestru. Dopiero po 14 dniach od wysłania pisma możemy to zrobić.
A zwykła umowa, np. o pracę, nie wystarczy?
Niestety nie. Trzeba mieć orzeczenie sądu z klauzulą wykonalności. Ale sąd na podstawie umowy może takie orzeczenie wydać w tzw. trybie uproszczonym. Trwa to zwykle do kilku miesięcy.
Co powinnyśmy zrobić, jeśli pożyczamy pieniądze znajomemu?
Trzeba spisać z nim umowę pożyczki, chociażby na serwetce. Warto mieć także dowód przekazania pieniędzy.