Pirackie serwisy internetowe, kopiując artykuły prasowe, nie tylko odbierają wydawcom czytelników, ale i reklamodawców.
Utrzymanie korespondentów w różnych miastach na świecie, w rejonach konfliktów i przy rozmaitych instytucjach jest kosztowne. Wytworzona w ten sposób informacja tuż po wydrukowaniu w gazecie obiega cały świat. Wykorzystują ją serwisy internetowe.
– Czytelnik nie potrzebuje już kupować gazety, ponieważ te same informacje docierają do niego za pośrednictwem internetu. Kiedy podmiot, który nie ponosi żadnych kosztów związanych z wytworzeniem tych informacji, czerpie z nich zyski, przekracza granice dozwolonego użytku – mówi Marzena Wojciechowska, radca prawny z Izby Wydawców Prasy.
Według polskiego prawa teksty wcześniej publikowane można bezpłatnie cytować, ale w przypadku przedruku należy zapłacić honorarium. Za każdym razem należy również przytoczyć imię i nazwisko autora i źródło.
– W praktyce nie wiemy jednak, gdzie dokładnie przebiega granica cytatu. Prawo też nie jest tu bez winy – zaznacza Marzena Wojciechowska.
Według orzeczenia ETS z sierpnia zeszłego roku skopiowanie nawet 11 słów może wyczerpać prawo cytatu, jeśli zawarta jest w niej kwintesencja utworu.
– Moim zdaniem, jeżeli czytelnik po przeczytaniu cytowanego fragment nie ma potrzeby zapoznania się z całością artykułu, mamy do czynienia z bezprawnym wykorzystaniem treści – mówi Marzena Wojciechowska.
Zmorą dzisiejszych mediów jest press clipping, czyli monitoring prasy. Klienci zainteresowani konkretnymi artykułami, sprecyzowanymi uprzednio według słów kluczowych (tematów, dziedzin, haseł), otrzymują artykuły pocztą elektroniczną lub mają możliwość przeglądania ich w bazie on line. Usługę press clippingu oferują wyspecjalizowane w tej dziedzinie firmy. Niestety, część z nich nie płaci honorariów wydawcom prasy.