Warszawski sąd ogłosi jutro precedensowy wyrok: czy Katarzynie S. należy się zadośćuczynienie od Skarbu Państwa za brak ochrony przed agresją męża. Kobieta walczy o ponad milion złotych odszkodowania i zadośćuczynienie.
Policja przez wiele lat lekceważyła skargi i prośby o ochronę składane przez Katarzynę S. Donosiła, że mąż grozi jej śmiercią lub podpaleniem. Że ją bije. Jednak funkcjonariusze nie reagowali i nie podejmowali żadnych skutecznych działań, które mogłyby tym groźbom przeciwdziałać. W końcu mąż spalił dom. Kobieta straciła cały dorobek życia. Jej gehenna trwała kilkanaście lat. Niedługo po ślubie okazało się, że mąż jest alkoholikiem, a po pijanemu robi się agresywny.
Katarzyna S. prowadziła dobrze prosperującą firmę zajmującą się organizacją imprez dla dzieci. Miała własne mieszkanie w stolicy oraz działkę. Po ślubie kupili z mężem dom pod Warszawą – dwustumetrowy, murowany, z sauną. Mimo że pieniądze pochodziły z sprzedaży jej mieszania, mąż zażądał wpisania go jako współwłaściciela. Zgodziła się. Już wtedy się nad nią znęcał. W końcu nie wytrzymała.
W 2003 r., gdy zagroził jej nożem, twierdząc, że ją zabije, postanowiła pójść na policję. Funkcjonariusze spisali jej oskarżenia i przesłuchali jej męża. Ponieważ się nie przyznał, nie podjęli żadnych działań. Zaraz po tym zdarzeniu mężczyzna wypłacił z banku pieniądze, które Katarzyna S. regularnie odkładała z dochodów firmy. Bagatela, 300 tys. zł. Zabrał też 45 tys. zł w gotówce, które trzymała w domu. Znowu zgłosiła to na policję. Jednak mąż ze śmiechem stwierdził w rozmowie z funkcjonariuszami, że pieniądze zgubił w tramwaju.

Podpalił dom

Przez kolejne miesiące znęcał się nad nią. Palił ważne dokumenty. Zabrał kolejne pieniądze z funduszy. Odciął prąd. Cały czas groził spaleniem. W sumie na policję trafiło kilkadziesiąt oskarżeń. Kiedy sprawa w końcu trafiła do prokuratury, umorzono ją. W 2006 r. kobieta wniosła pozew do sądu. – Podczas rozprawy błagałam sędziów, żeby przyznano mi ochronę. Bałam się. Uciekałam z domu. Nie miałam gdzie się podziać. To jednak nie poskutkowało. Mojej prośby nie uwzględniono – opowiada kobieta.
Następnej nocy mąż podpalił dom. Nie udało się niczego uratować. Na szczęście Katarzyny nie było wtedy w domu. Po pół roku później przyszedł nakaz zamknięcia mężczyzny w szpitalu psychiatrycznym. – Za późno. Mąż już od sześciu miesięcy nie żył. Spłonął razem z domem – opowiada Katarzyna.



Wtedy postanowiła pójść po raz kolejny do sądu. Tym razem oskarżyła państwo o brak ochrony. Zaczęła dochodzić odszkodowania z tytułu zaniechań ze strony policji, prokuratury oraz sądów. Argumentowała, że doprowadziły one do utraty znacznej części jej życiowego majątku i kłopotów ze zdrowiem. – Sprawa jest bezprecedensowa jak na polskie warunki. A rozstrzygnięcie trudne, ze względu na specyficzną sytuację składu orzekającego, który w pewnym sensie występuje jako sędzia we własnej sprawie. Decyzja wymaga więc odwagi – przyznaje mecenas Tomasz Siembida, pełnomocnik Katarzyny S. Barbara Grabowska z Fundacji Helsińskiej, podkreśla, że gdyby wyrok zapadł z korzyścią dla pani Katarzyny, byłby to sygnał dla państwa, że nie można lekceważyć przemocy domowej nie tylko z powodów etycznych, ale także finansowych. Bowiem brak reakcji może być kosztowny dla Skarbu Państwa. Tym bardziej że rok temu trybunał w Strasburgu wydał precedensowy wyrok właśnie w sprawie przemocy domowej.
Państwo skarżyła maltretowana przez męża Turczynka Nahide Opuz. Kobieta wielokrotnie zgłaszała na policję, że mąż bije ją i jej matkę, nikt jednak nie chciał udzielić im pomocy. Kiedy Opuz postanowiła się wyprowadzić, mąż zamordował swoją teściową. Trybunał uznał, że państwo ma obowiązek podjęcia środków zapobiegawczych w celu ochrony osoby, której życie może być zagrożone. Orzekł, że niewystarczająca ochrona państwa dla ofiar przemocy domowej narusza prawo do życia i zakaz okrutnego traktowania. A jeśli dotyczy kobiety, może być dyskryminacją ze względu na płeć. Turczynka dostała zadośćuczynienie w wysokości 30 tys. euro.
Kilka miesięcy później zapadł podobny wyrok na korzyść Słowaczki, również skarżącej się na brak przeciwdziałania przemocy przez państwo. Chciała, żeby na czas rozwodu mąż, który latami ją maltretował, miał nakaz opuszczenia mieszkania. Jednak słowacki sąd uznał, że byłaby to zbytnia ingerencja w życie rodziny. Słowaczka wygrała sprawę w Strasburgu. Trybunał podkreślił, że państwo ma obowiązek przeciwdziałać przemocy w rodzinie, w tym stworzyć sprawny system ochrony ofiar.

Nie ma przepisów

Tymczasem w Polsce prawo ofiar przemocy jest bardzo często łamane. Tego rodzaju sprawy są umarzane albo ignorowane przez policję. Nadal nie ma też przepisów, które nakazywałyby sprawcy przemocy odseparowanie od ofiary. Sejm od kilku lat pracuje nad projektem ustawy, w którym stawia się na działania profilaktycznie. Znajduje się tam nakaz opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania przez sprawcę przemocy. Ustawa jednak wywołuje wiele kontrowersji. Przeciwnicy obawiają się, że jej wprowadzenie stwarza pole do nadużyć i może doprowadzić do nadmiernej ingerencji w życie rodziny.