W sobotę, kilka godzin po katastrofie w Smoleńsku do Rosji leci specjalny samolot rządowy. Na pokładzie m.in. premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak. Gdyby tragedia się powtórzyła, nie byłoby komu kierować rządem.
Trudno o bardziej jaskrawy przykład niewyciągania wniosków z tragicznej sytuacji. Dwa lata temu pod Mirosławcem rozbiła się wojskowa CASA. Na jej pokładzie przebywało niemal całe dowództwo Sił Powietrznych RP. Wszyscy zginęli. Szybko Sztab Generalny Wojska Polskiego wydał zarządzenie o zakazie latania dowódców Sił Zbrojnych ze swoimi zastępcami. Był to rozkaz wydany przez gen. Franciszka Gągora, tragicznie zmarłego w sobotniej katastrofie.
Szef sztabu postanowił, że jeżeli na pokładzie samolotu miałoby się znaleźć więcej niż dziesięć osób z kierownictwa armii lub kadry dowództw z co najmniej dwóch rodzajów Sił Zbrojnych, to zgodę na taki lot musi wydać szef Sztabu Generalnego. Na pokładzie Tu-154 było mniej niż 10 generałów. Ale byli to wszyscy dowódcy różnych wojsk: lądowych, powietrznych, specjalnych i morskich. Rozkaz gen. Gągora, o którym mowa, nie zakazywał im wspólnego przemieszczania się jednym samolotem. – Nie ma norm prawnych jednoznacznie zakazujących wspólnego podróżowania dowódców różnych sztabów wojskowych, ale jeśli czujemy, że przepisy w tak ważnej sprawie jak bezpieczeństwo latania nie są do końca precyzyjne, powinniśmy sami szukać w nich logiki, sensu i większej racjonalności – twierdzi Andrzej Ceglarski, adwokat w kancelarii Mamiński i Wspólnicy.
Jak wspomina poseł SLD Ryszard Kalisz, przez dwa lata szef kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, do 2005 r. przy organizacji lotów kierowano się ścisłą pragmatyką służbową. – Dbaliśmy o to, aby jednym samolotem nie lecieli marszałek Sejmu z prezydentem, prezydent z premierem czy premier z marszałkiem – wspomina Kalisz. Obowiązywała niepisana zasada, że więcej niż trzech VIP-ów nie powinno znajdować się na pokładzie jednej maszyny. – Szef kancelarii zostawał w kraju zawsze, gdy prezydent udawał się z wizytą zagraniczną – zaznacza poseł SLD.
Nawet rozporządzenie ministra infrastruktury z 25 listopada 2008 r. ani słowem nie wspomina o zasadach bezpieczeństwa lotów z udziałem najważniejszych osób w państwie. Gwarantuje jedynie maszynom z prezydentem, premierem czy marszałkami Sejmu oraz Senatu na pokładzie specjalny status HEAD. Nadaje go szef Biura Ochrony Rządu, który informuje o tym instytucję organizującą lot. Takie samoloty są wyłączone z ograniczeń obowiązujących inne samoloty nieuprzywilejowane. – Po tej katastrofie należałoby podjąć kroki zmierzające do tego, aby kwestie bezpieczeństwa podróżowania VIP-ów jednoznacznie uregulować w aktach prawnych. Być może należy wydłużyć listę osób, które nie mogą znajdować się na pokładzie tego samego statku powietrznego – uważa mecenas Ceglarski.