Niewielką część pieniędzy z opłat za odbiór śmieci dostaną gminy na zagospodarowanie odpadów. Pieniędzy nie starczy na inwestycje w nowoczesne zakłady przetwarzania śmieci. Ministerstwo Środowiska wycofało się z pomysłu, by gminy miały pełną kontrolę nad odpadami.
Firmy prowadzące wywóz odpadów komunalnych nadal będą samodzielnie zawierały umowy o odbiór odpadów z właścicielami nieruchomości. Będą jednak musiały przekazywać gminom 10 proc. opłat ponoszonych przez właścicieli nieruchomości. Taki pomysł na rozwiązanie problemów gospodarki odpadami komunalnymi ma Ministerstwo Środowiska, które przygotowało kolejne już założenia do projektu ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.
– To chybione rozwiązanie, gdyż gmina nawet nie będzie miała możliwości sprawdzenia, ile tak naprawdę pobierają przedsiębiorcy od mieszkańców na jej terenie – uważa Bolesław Maksymowicz z Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Ekologii Miast w Łodzi.
Nowe pomysły oznaczają, że resort środowiska wycofuje się z wcześniejszych planów, w których to gminy miały przejąć kontrolę nad odpadami komunalnymi. Samorządy miały pobierać opłaty od mieszkańców na swoim terenie, a firmom prywatnym (wyłonionym w przetargach) zlecać transport i zagospodarowanie śmieci. W ten sposób samorządy miały doprowadzić do ograniczenia na składowiskach ilości śmieci na rzecz większego recyklingu.

Dochody gminy

Michał Kubicz, radca prawny w kancelarii Gide Loyrette Nouel, uważa, że proponowane wprowadzenie 10-proc. opłaty przekazywanej przez przedsiębiorców gminom będzie nową formą podatku śmieciowego.
– Zebrane na tej podstawie kwoty będą przeznaczane na sfinansowanie planowanych inwestycji w zakresie zagospodarowania odpadów komunalnych – mówi Michał Kubicz. Jego zdaniem proponowane rozwiązania stanowią kompromis pomiędzy istniejącymi regulacjami z jednej strony a propozycjami całkowitego skomunalizowania rynku odpadów komunalnych.
Zapis ten nie podoba się samorządom. Za pieniądze pozyskane z opłat gminy niewiele będą mogły zrobić w zakresie gospodarowanie odpadami.
– Brak władztwa gmin nad odpadami komunalnymi powoduje, że szkodliwe mogą być efekty planowanego 10-proc. quasi-podatku śmieciowego. Jest to obciążenie, które skutkować może dalszym uchylaniem się przez właścicieli nieruchomości przed pokrywaniem rzeczywistych kosztów utylizowania produkowanych odpadów. Zwiększy to ilość dzikich wysypisk. Obawiać się można też zmarnowania części środków pozyskiwanych w ten sposób przez gminy – ocenia Jarosław Kapsa z Urzędu Miasta Częstochowy. Jego zdaniem pieniądze pozyskane z opłat będą na tyle małe, że starczą na akcje informacyjne lub zakup np. pojemnika na posegregowane odpady. Z pewnością nie starczą na uruchomienie kompleksowego systemu gospodarowania odpadami komunalnymi.



Wolny rynek

W resorcie środowiska nie udało się nam ustalić, skąd się biorą ciągłe zmiany pomysłów na uregulowanie gospodarki odpadami, tym bardziej że zarówno poprzedni minister środowiska Maciej Nowicki, jak i Andrzej Kraszewski, który obecnie pełni tę funkcję, zaznaczali, że są zwolennikami pełnego władztwa samorządów nad odpadami. Magdalena Sikorska, rzecznik resortu środowiska, zaznacza jedynie, że opracowanie ostatecznej koncepcji w tej sprawie jest w toku.
– Gmina powinna mieć władztwo nad całym strumieniem odpadów i musi mieć możliwość decydowania o tym, gdzie śmieci trafią do unieszkodliwienia i odzysku. Wolny rynek, który mamy obecnie, nie rozwiąże problemów z odpadami – stwierdza Tomasz Uciński, prezes Krajowej Izby Gospodarki Odpadami.
Wielu firmom nie podobałby się jednak taki system. Ich zdaniem gminy miałyby wówczas monopol, który wyeliminowałby prywatnych przedsiębiorców z rynku. Zdaniem Tomasza Ucińskiego obawa ta wynika stąd, że w Polsce rozwiązano jedynie kwestię transportu odpadów. Niewiele firm inwestowało w gospodarowanie odpadami. Dlatego jego zdaniem należałoby w prawie zagwarantować im okresy przejściowe, które pozwoliłyby dostosować się do innego systemu gospodarowania odpadami.
– Celem nadrzędnym w tej branży jest ochrona środowiska, a nie zwykły biznes, jak na przykład handel butami – stwierdza Tomasz Uciński.



Pozostanie referendum

W założeniach proponuje się rozwiązanie, które pozwoli gminie przejąć obowiązki firm prowadzących działalność w zakresie odbierania i zagospodarowania odpadów komunalnych. Gmina, tak jak obecnie, będzie mogła przeprowadzić referendum. Różnica będzie polegała na tym, że zostanie zniesiony próg frekwencyjności albo zostanie obniżony do 10–15 proc.
– Jest to pozytywny krok, ale nie rozwiązuje problemu. Wdrożenie odpowiedniej gospodarki odpadami powinno być obowiązkiem gmin, powiatów i województw, a nie usługą dodatkową zależną od specjalnie udzielonego przyzwolenia mieszkańców – zaznacza Jarosław Kapsa.
Obecnie również referendum jest jedyną szansą na przejęcie przez gminę kontroli nad odpadami. Jednak, aby referendum było ważne, wymagany jest udział co najmniej 30 proc. ogółu mieszkańców uprawnionych do głosowania. W wielu miejscach, gdzie gminy próbowały przejąć obowiązki w zakresie odbierania, transportu i utylizacji odpadów komunalnych od właścicieli nieruchomości, próg frekwencyjności okazywał się największym problemem. W gminie Halinów jesienią 2009 r. zabrakło zaledwie 78 głosów, aby gmina została właścicielem odpadów i mogła nimi zarządzać. Frekwencja wyniosła 29,24 proc., a spośród osób, które oddały swój głos, aż 92 proc. opowiedziało się za tym, by samorząd decydował o śmieciach.
– Jeżeli pozostałaby konieczność przeprowadzenia referendum, to opowiadam się za zniesieniem progu frekwencyjności. Przy takim rozwiązaniu należałoby znieść próg frekwencyjny we wszystkich gminnych referendach merytorycznych, a pozostawić próg wyłącznie w referendach w sprawie odwołania wójta lub rady – zaznacza Jolanta Damasiewicz, burmistrz Halinowa.
10–15 proc. ma wynosić próg frekwencyjności w referendach gminnych