W Piszu doniesienia do prokuratury piszą: obecny burmistrz na poprzedniego, poprzedni na obecnego, radni opcji rządzącej na tych z opozycji i na odwrót, a obywatele na wszystkich i wszystko.

Prokuratorzy wiedzą, że tuż przed wyborami i tuż po wyborach samorządowcy uaktywniają się: piszą, że ich kontrkandydat złamał prawo tak, a tak, ogłaszają to publicznie i nim śledczy skończą sprawę wyjaśnić, już jest po wyborach. "Ale Pisz pod tym względem jest specyficzny" - przyznaje prokurator Mieczysław Orzechowski, który w Prokuraturze Okręgowej w Olsztynie sprawuje nadzór nad sprawami związanymi z piskim samorządem. W tym mazurskim miasteczku wojna na donosy do prokuratury trwa nieprzerwanie od czterech lat, a zaangażowani są w nią m.in. były burmistrz Andrzej Szymborski, obecny Jan Alicki, ich stronnicy, radni i zwyczajni obywatele.

Piszą, informują, donoszą

Szymborski i Alicki są bezpartyjni i obaj zapewniają, że tak naprawdę wcale nie lubią pisać zawiadomień do prokuratury. Piszą je, bo muszą. "Mnie to nawet do tego ze trzy razy radni zobowiązali, podejmując uchwałę" - zapewnia Alicki i dodaje, że z własnej inicjatywy, a właściwie dla spokoju sumienia, napisał kilka kolejnych zawiadomień. I wytoczył poprzednikowi jedną sprawę sądową z prywatnego oskarżenia.

"Chodziło o budowę miejskiej ciepłowni, gdzie - moim zdaniem - miasto przez decyzje pana Szymborskiego poniosło straty. Gdy pisałem o tym do prokuratury, to śledczy nie dopatrywali się przestępstwa i umarzali tę sprawę. Dlatego z własnej inicjatywy, a nie ze złośliwości i zawziętości, poszedłem z tym do sądu. I wygrałem" - relacjonuje.

Nieprawomocnie skazany Szymborski (na osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata i 10 tys. zł na rzecz gminy Pisz) stracił rachubę, ile zawiadomień wysłał do prokuratury. Kilka? Kilkanaście?

"W każdej ze spraw, gdzie uznałem, że doszło do złamania prawa. Ja nie piszę hobbystycznie, reaguję, gdy wiem, że ktoś łamie przepisy. Ostatnio to napisałem chyba o tym, że jest utrudniony dostęp do informacji publicznej" - mówi Szymborski, który swoje zawiadomienia śle od razu do prokuratury wyższego szczebla w Olsztynie. "W Piszu nie mam co liczyć na rzetelne wyjaśnienie, bo żona prokuratora pracuje w ratuszu" - przyznaje. A od wyroku, który dostał za sprawą Alickiego się odwoła, bo jak mówi, w miejscowym sądzie też nie czuje się traktowany bezstronnie. "Żona prezesa sądu pracuje w miejskiej instytucji" - argumentuje. Powiadomił już o tym ministerstwo sprawiedliwości - czeka na odpowiedź.

Alickiego i Szymborskiego w doniesieniach do prokuratury wspierają swoimi pismami radni i zwykli mieszkańcy. Prokurator rejonowy z Pisza Jacek Gaczyński doliczył się, że jeden z piszan napisał do śledczych 27 zawiadomień w różnych sprawach. "Skarżył się m.in. na podjęte przez radnych uchwały, na to, że w tej inwestycji krawężnik został źle zamontowany, a w innej elektryka nie tak zrobiona" - przyznaje prokurator.

Czytają, przesłuchują, umarzają

W jednej sprawie samorządowcy i obywatele z Pisza potrafią przysłać do prokuratury 20 i więcej zawiadomień. Wszystkim tym pismom nadawany jest kodeksowy bieg (co polega m.in. na przekazaniu akt do innej niż piska prokuratury - PAP), a w związku ze sprawami, które są w nich opisane przesłuchuje się świadków.

"Zeznawałem już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy. Wzywały mnie prokuratury z Olecka, Mrągowa i Ełku, wszędzie tam jeździłem w godzinach pracy i na swój koszt. Znam już nazwiska i twarze śledczych, oni witają mnie prawie jak znajomego, uśmiechają się. Współczują chyba trochę też" - przyznaje Dariusz Zacharzewski, pracownik piskiego biura senatora PO Marka Konopki. Nie ukrywa, że polityczna wojna na zawiadomienia do prokuratury "tak naprawdę jest męcząca i żenująca". "W Piszu bezrobocie sięga 30 procent, ludzie żyją biednie, patrzą jak koniec z końcem związać, a zamiast merytorycznej rozmowy o mieście, są śledztwa" - irytuje się Zacharzewski.

Mimo dziesiątek zawiadomień i setek stron spisanych przesłuchań, śledczy większość spraw umarzają. "Najczęściej stwierdzamy, że przestępstwa nie było" - przyznaje prokurator Orzechowski.

Dotychczas główni bohaterowie zawiadomień, tj. były i obecny burmistrz, zostali przez prokuraturę oskarżeni po jednym razie: Szymborski za przekroczenie uprawnień przy przydzielaniu lokalu (sprawa toczy się przed sądem), a Alicki za umorzenie należności podatkowych za zajęcie pasa drogowego. "Ale moja sprawa szybko się zakończy umorzeniem, bo dzień po skierowaniu aktu oskarżenia wyszły na jaw nowe okoliczności i prokurator sam poprosił sąd o umorzenie tej sprawy. Czekam tylko na termin, kiedy to nastąpi" - mówi Alicki.

Zaczęli, ale czy skończą?

Pisz to niewielkie mazurskie miasteczko położone nad jeziorem Roś. Latem pełno tu turystów, których zachwyca pobliska puszcza i pachnące wodą i żywicą powietrze, po sezonie sennie tu i cicho.

Młodzi na forach internetowych narzekają, że w tygodniu nie mają się gdzie wieczorami zabawić, dorośli z niepokojem drżą o pracę - główni pracodawcy, fabryki Sklejka i Holzwerk, oparte są na przetwórstwie drzewnym, a branża ta przeżywa kryzys. Potyczki samorządowców na doniesienia niewielu tu obchodzą, a wielu też o nich po prostu nie wie, choć trwają już cztery lata.

Walka zaczęła się tuż po wyborach samorządowych w 2007 roku, gdy Szymborski, który starał się o reelekcję, przegrał z Alickim niewielką liczbą głosów. Stronnik Szymborskiego, i zarazem ustępujący wówczas starosta Jacek Zarzecki, wniósł wtedy do sądu sprawę o ponowną weryfikację głosowania.

"Głosy zostały przeliczone raz jeszcze, pan Alicki został jednak burmistrzem. A ja niedługo po tym pozwie, na skutek doniesienia do prokuratury złożonego właśnie przez pana Alickiego, zostałem oskarżony o to, że przywłaszczyłem publiczne pieniądze, niecałe 3,5 tys. zł" - przyznaje Zarzecki. Gdy akt oskarżenia przeciwko niemu trafił do sądu, złożył mandat radnego powiatowego i wycofał się z życia publicznego.

"Ale jak zostanę uniewinniony, to do polityki wrócę" - deklaruje Zarzecki, który tak jak Szymborski wskazuje, że to Alicki zaczął wojnę na doniesienia do prokuratury.

"Co za bzdura! To oni zaczęli, kierując pozew o unieważnienie wyborów na burmistrza, a potem składali kolejne doniesienia. Ta walka z udziałem prokuratury toczy się dlatego, że nie mogą wciąż przełknąć porażki wyborczej" - odpiera Alicki.

Zarówno Alicki jak i Szymborski chcą jesienią wystartować w wyborach (o ile nie będą prawomocnie skazani). Czy będą składali wzajemnie kolejne zawiadomienia to prokuratury?

"Tylko jak będę musiał" - mówi Szymborski. "Tylko jeśli mnie radni do tego zobowiążą" - zapewnia Alicki.

Prokuratorzy nie chcą w tej sprawie spekulować. "Najgorzej, jak ktoś nie dorósł do życia publicznego" - powiedział PAP jeden z nich i poprosił o anonimowość, bo nie chce się tłumaczyć, że jego wypowiedź "to ogólna refleksja, a nie przytyk personalny".

Prokurator Jacek Gaczyński: "Ludzie pisali do prokuratury, piszą i będą pisać, bo takie pisanie jest bezpłatne i bezkarne".