Koniec z przymusowymi odwykami dla alkoholików. Ministrowie zdrowia i sprawiedliwości doszli do wniosku, że są one zbyt drogie i za mało skuteczne. Buntują się terapeuci. – To bardzo zły pomysł.
– Przymusowy odwyk był czasem jedynym straszakiem – mówi Ryszard Karpiński, szef Wojewódzkiego Ośrodka Terapii Uzależnienia w Gdańsku.
Dziś o tym, kogo wysłać na przymusowy odwyk, decyduje sąd – albo na wniosek prokuratury, albo gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Na takie leczenie można skierować alkoholików, którzy „systematycznie zakłócają spokój lub porządek publiczny, demoralizują małoletnich lub powodują rozkład życia rodzinnego”. A że często właśnie wyrok sądowy jest jedyną metodą skłonienia takich osób do leczenia, liczba wyroków z roku na rok gwałtownie rośnie. O ile jeszcze w 2004 roku na przymusowy odwyk skazano 43 tys. osób, to w 2008 roku było ich już ponad 64 tys. – Niestety rośnie też liczba osób, które, choć skazane na leczenie, nigdy na nie trafiają – mówi Krzysztof Brzózka, szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.

Dwa razy więcej oczekujących

Kolejka w ciągu ostatnich czterech lat urosła dwukrotnie z 8 do 16 tys. oczekujących. – Sytuacja jest tak kuriozalna, że na leczenie trwające 4 – 5 tygodni średnio oczekuje się średnio po kilkanaście miesięcy. A jak już nawet alkoholik się doczeka przydziału na terapię, nie ma żadnej możliwości, by przymusić go do odbycia jej w całości. Wystarczy, by zjawił się w szpitalu, podpisał dokumenty i następnego dnia może już samowolnie opuścić leczenie. Wyrok wykonał – wyjaśnia szef PARPA.
Jak szacuje resort sprawiedliwości, aż jedna trzecia osób, wobec których sądy orzekły umieszczenie w zakładzie stacjonarnym, faktycznie nigdy do szpitala nie trafiła. Ale państwo i tak za leczenie zapłaciło. Według wyliczeń rządu ten system kosztuje rocznie co najmniej ok. 120 mln zł. Na co wydawane są te pieniądze? Opinie biegłych to 18 mln zł, 5 mln kosztuje 70 etatów sędziów rejonowych i jeden etat sędziego okręgowego, którzy orzekają w tego typu sprawach. 12 mln kosztują kuratorzy i praca urzędników, a 90 mln – policjanci. – Cały budżet na leczenie alkoholizmu z Polsce to tylko 270 mln zł, więc nie możemy sobie pozwolić, by niemal połowa tej kasy przeciekała nam między palcami na system, który zupełnie się nie sprawdza – podsumowuje Brzózka.



Terapeuci są przeciw

Plany rządu nie podobają się jednak terapeutom. – Oczywiście leczenie przymusowe miało wiele wad, ale to naprawdę jest jedyna kara, której wielu chorych na alkoholizm się boi, a w efekcie mobilizuje do tego, by zacząć się leczyć – mówi Andrzej Brol, szef Ośrodka Pomocy Osobom Uzależnionym od Alkoholu w Chorzowie. Przytakują mu inni lekarze. – Sam miałem wielu takich pacjentów, którzy wiedząc, że grozi im przymusowe leczenie, brali się w garść i zaczynali odwyk dobrowolny – mówi Ryszard Karpiński z gdańskiego ośrodka. Martwi się, że teraz „nie będzie na nich już żadnego bata”.