Dziennikarz, który dopuści się w swoim artykule przestępstwa zniesławienia, może trafić do więzienia. Zdaniem ekspertów to zamach na wolność mediów.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Izba Wydawców Prasy wystosowały wczoraj do prezydenta, premiera i marszałka Sejmu apel o zniesienie kary więzienia za przestępstwo zniesławienia za pośrednictwem środków masowego komunikowania. Przyjęta przez parlament nowelizacja art. 212 kodeksu karnego przewiduje – wbrew rządowemu projektowi – pozostawienie przepisu przewidującego karę pozbawienia wolności dla dziennikarzy. Ustawa czeka na podpis prezydenta.
– To plama na honorze państwa demokratycznego. Artykuł 212 używany jest do kneblowania ust dziennikarzom – uważa dr Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy.
Choć orzeczeń skazujących na bezwzględną karę pozbawienia wolności jest niewiele, to sam proces karny jest wystarczająco stygmatyzujący, chociażby ze względu na możliwość wpisania skazania do rejestru karnego.
– Sprawy za zniesławienie obliczane są na szykanę – mówi Piotr Rogowski, radca prawny.
Coraz częściej oskarżycielem nie jest Kowalski, ale polityk czy instytucja, które korzystają z pomocy prawników. Dziennikarz często jest bez szans.
– O ile ciężar procesu cywilnego ponosi redakcja i wydawnictwo, o tyle sprawy karne są wytaczane indywidualnie przeciwko dziennikarzowi, nierzadko pozbawionemu fachowej pomocy prawnej – wyjaśnia Piotr Rogowski.
Co więcej, w tego typu procesach sądy nie badają tego, czy dziennikarz napisał prawdę.
– Badają jedynie, czy dziennikarz dochował szczególnej staranności. Jeżeli uda się dowieść, że dochował wszystkich wymogów przy zbieraniu informacji, sąd orzeka, że dziennikarz działał w usprawiedliwionym błędzie co do prawdziwości. i go uniewinnia – mówi dr Michał Zaremba z Uniwersytetu Warszawskiego.
Istnieje więc możliwość, że na dziennikarza, choć napisał prawdę, zostanie nałożona sankcja karna ze względu na brak szczególnej staranności przy sprawdzaniu informacji.