Podpisany w grudniu 2007 r. i ratyfikowany w piątek przez Irlandię unijny Traktat z Lizbony ma usprawnić funkcjonowanie rozszerzonej UE dzięki uproszczonemu procesowi podejmowania decyzji i odejściu od prawa weta w ok. 40 dziedzinach. Najambitniejsze zmiany dotyczą polityki zagranicznej, gdyż traktat zakłada utworzenie stanowiska stałego przewodniczącego Rady Europejskiej oraz unijnej służby dyplomatycznej.

Nowy traktat miał wejść w życie na początku 2009 roku, kończąc trwające od 2002 roku dyskusje nad reformą instytucjonalną rozszerzonej UE. Poprzedni projekt traktatu konstytucyjnego UE przepadł w 2005 roku w referendach we Francji i Holandii.

Na drodze Traktatu z Lizbony pojawiły się przeszkody

W ubiegłym roku dokument odrzucili w referendum Irlandczycy. W piątek Irlandczycy poparli Traktat w drugim referendum, po uzyskaniu od partnerów z UE zobowiązania, że Irlandia, tak jak każdy kraj członkowski, utrzyma komisarza w Komisji Europejskiej (obowiązujący obecnie Traktat z Nicei wymusza redukcję liczby komisarzy w stosunku do liczby krajów już od powołania nowej KE), oraz prawnych gwarancji, że dokument nie naruszy neutralności kraju ani narodowych kompetencji Irlandii w polityce podatkowej i w sprawie aborcji.

Jako nową datę wejścia w życie dokumentu wskazuje się początek 2010 roku. Poza Irlandią wszystkie inne kraje UE wybrały - uwieńczoną sukcesem - ratyfikację drogą parlamentarną. Procesu ratyfikacji wciąż nie zakończyły Polska i Czechy, gdzie prezydenci obu państw nie podpisali jeszcze aktów ratyfikacyjnych.

Traktat Lizboński zachowuje najważniejsze postanowienia instytucjonalne eurokonstytucji

Wśród nich utworzenie stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej, którego nieco na wyrost nazywa się prezydentem UE. Jego kadencja ma trwać 2,5 roku z możliwością odnowienia. Ma on przejąć rolę pełnioną obecnie przez premierów państw sprawujących półroczne przewodnictwo UE w reprezentowaniu Unii na świecie, np. na szczytach UE z Rosją czy innymi państwami trzecimi. Ta nowa twarz UE ma być odpowiedzią na powszechną krytykę, że UE nie mówi dziś jednym głosem i brakuje jej "jednego numeru telefonu", pod który mógłby zadzwonić prezydent USA.

Drugie stanowisko, które ma zwiększyć widoczność UE na arenie międzynarodowej, to zdecydowanie wzmocniony Traktatem z Lizbony wysoki przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej (dziś Javier Solana). Traktat zakłada, że będzie on wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej, odpowiedzialnym za unijną służbę dyplomatyczną (tzw. Europejska Służba Działań Zagranicznych) i dysponującym znacznie większym niż obecnie budżetem.

W Traktacie z Lizbony odstąpiono od nazwy konstytucja, jak też od unijnych symboli Unii, takich jak flaga i hymn ("Oda do radości" Beethovena), by nie sugerować, że UE jest superpaństwem. Traktat zawiera jednak listę wartości, na których opiera się Unia, nie zapominając przy tym o "poszanowaniu tożsamości narodowej". W preambule, wbrew staraniom Polski, nie znalazło się odwołanie do chrześcijańskich korzeni Europy. Nawiązano natomiast do "kulturalnego, religijnego i humanistycznego dziedzictwa Europy".

Usprawnieniu Unii służy zastąpienie zasady jednomyślności w Radzie (ministrów) UE (czyli zniesienie prawa weta pojedynczych państw) w ponad 40 sprawach, głównie proceduralnych. Weto utrzymano jednak w tak zasadniczych kwestiach, jak zmiany w traktatach, poszerzenie UE, polityka zagraniczna i obronna, zabezpieczenie socjalne, podatki i kultura.

Najwięcej kontrowersji w Polsce wzbudziły zapisy dotyczące podejmowania decyzji w Radzie UE w dziedzinach, w których stanowi ona kwalifikowaną większością głosów. Na wniosek Polski przywódcy państw UE uzgodnili, że praktycznie do 2014 roku będą obowiązywały dotychczasowe, korzystne dla Polski zasady głosowania w Radzie UE, które przewiduje Traktat z Nicei. Dopiero potem zacznie obowiązywać system podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.) przepisany z eurokonstytucji.



Jednak - też na wniosek Polski - przez prawie trzy kolejne lata, od 1 listopada 2014 do 31 marca 2017 roku, każdy kraj będzie mógł zażądać powtórnego głosowania w systemie nicejskim i jeśli zbuduje mniejszość blokującą, decyzja nie zapadnie.

Traktat przewiduje też, że do 2014 roku wszystkie państwa członkowskie zachowają prawo do delegowania do Brukseli po jednym komisarzu. Później liczba komisarzy może zostać zredukowana do dwóch trzecich liczby państw, chyba że Rada Europejska (przywódcy) jednogłośnie postanowi inaczej. Wystarczy decyzja na szczycie UE, bez renegocjacji traktatu, by utrzymać zasadę jeden kraj - jeden komisarz, co już obiecano Irlandii. Liczba deputowanych Parlamentu Europejskiego wyniesie w nowym traktacie 751, w tym przewodniczący PE. Traktat precyzuje, że najludniejsze państwo Unii (obecnie Niemcy) będzie miało 96 eurodeputowanych (teraz 99), a mające najmniej mieszkańców (Malta i Luksemburg) po sześciu. Przywódcy, w osobnej decyzji, zatwierdzili na szczycie w Lizbonie w październiku ub.r. podział miejsc dla pozostałych państw UE, w tym dla Polski - 51 eurodeputowanych.

Traktat precyzuje warunki nawiązywania przez mniejsze grupy państw członkowskich "wzmocnionej współpracy" w dziedzinach, w których nie wszyscy chcą lub mogą ściślej się integrować.

Karta Praw Podstawowych ma wraz z wejściem w życie nowego Traktatu stać się dokumentem prawnie wiążącym o takiej samej randze jak traktaty. To ważne z punktu widzenia obywateli, którzy będą mogli powoływać się bezpośrednio na Kartę i dochodzić swoich praw opartych na prawie unijnym przed sądami w UE (w tym krajowymi).

Polska zdecydowała się na przyłączenie do tzw. brytyjskiego protokołu ograniczającego stosowanie Karty

Decyzję tę podjął prezydent Lech Kaczyński i poprzedni rząd. Podtrzymał ją rząd premiera Donalda Tuska. O ile jednak obiekcje brytyjskie wobec Karty wiążą się ze sprawami pracowniczymi i socjalnymi, Polska wyrażała obawy przed możliwością narzucenia polskiemu prawu standardów moralnych. Inne ważne postanowienia w stosunku do Traktatu z Nicei to także nadanie Unii osobowości prawnej.

Jako pierwszy unijny dokument Traktat Reformujący reguluje też sposób wychodzenia z Unii państwa, które zdecydowałoby się na taki krok.