Według powierzchni dachu budynku lub średniej opadów gminy decydują o wielkości opłaty za deszczówkę. Pieniądze z nowej opłaty samorządy przeznaczają na eksploatację kanalizacji oraz budowę nowych systemów. Zamiast opłaty za deszczówkę gminy powinny utrzymywać kanalizację z podatku od nieruchomości – uważają eksperci GP.
Z roku na rok rośnie liczba gmin, które decydują się na wprowadzenie opłaty za odprowadzanie wody opadowej. Najlepszym tego przykładem jest Poznań, na którego obszarze opłaty takie obowiązują od 1 lipca tego roku. Jak informuje Zarząd Dróg Miejskich w Poznaniu, podmioty zobowiązane do uiszczenia opłaty zostały podzielone na cztery grupy. Ostatnia grupa, do której zaliczani są m.in. indywidualni mieszkańcy Poznania, płaci najniższą stawkę, która wynosi 0,1 zł za mkw. powierzchni dachu. Jest to cena netto.

Praktyka samorządów

Opłata za odprowadzanie wody deszczowej jest pobierana także w Wągrowcu. Od tego roku nie jest ona jednak naliczana od powierzchni dachu.
– Opłata naliczana jest od powierzchni terenów przemysłowych, dróg, placów składowych, dróg wewnętrznych i parkingów. Tak więc osoby fizyczne, które mają podłączone dachy do systemu kanalizacji deszczowej, nie uiszczają opłaty za odprowadzanie wody opadowej – podaje Grzegorz Lewandowski, kierownik ds. eksploatacji sieci w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji w Wągrowcu.
W Wągrowcu za 1 mkw. terenu przemysłowego pobierana jest opłata w wysokości 1,38 zł, natomiast za metr kwadratowy drogi lub parkingu trzeba zapłacić 1,20 zł.
Za odprowadzanie wody opadowej do studzienek nie muszą jeszcze płacić mieszkańcy i firmy działające na terenie Częstochowy. Władze miasta nie wykluczają jednak wprowadzenia tego typu opłaty od przyszłego roku.
– Na razie obserwujemy rozwiązania, jakie przyjęły inne gminy. Chcemy bowiem, aby opłata, jaką wprowadzimy na terenie naszego miasta, była zgodna z prawem – tłumaczy Jarosław Kapsa z Urzędu Miasta w Częstochowie.
– Jeżeli opłata zostanie wprowadzona, to będą musieli uiszczać ją zarówno odbiorcy indywidualni, jak i przedsiębiorstwa – dodaje.



Podstawa opłaty

Podstawę wprowadzenia opłaty od deszczu gminy znalazły w ustawie z 7 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków (Dz.U. z 2001 r. nr 72, poz. 747). Uzasadnieniem jest fakt, iż deszczówka trafia studzienkami do oczyszczalni ścieków, a kanalizację trzeba czyścić, co wiąże się z kosztami.
– Zgodnie z rozporządzeniem ministra budownictwa do ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków, jeśli wody deszczowe i z topniejącego śniegu spływają do ulicznych studzienek i trafiają do oczyszczalni ścieków, to firma zarządzająca oczyszczalnią może dochodzić zwrotu kosztów – wyjaśnia Magdalena Niziołek, radca prawny z Kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Przedsiębiorstwa wodociągowe uzasadniają potrzebę wprowadzania opłaty złym stanem kanalizacji.
– Większość miast przegrywa walkę z deszczem. Wystarczy większa ulewa, aby ulice i chodniki pokryła woda – uważa Arkadiusz Michaliszyn. – Winna temu jest słaba infrastruktura kanalizacyjna, w szczególności tzw. burzówka, której zadaniem jest odprowadzenie wody opadowej – dodaje.
Dodatkowe wpływy z opłat mają służyć usprawnieniu kanalizacji. Tak jest w Siedlcach.
– Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji za te środki remontuje i eksploatuje kanalizację, buduje nowe systemy oraz płaci podatki – przekonuje Adam Jończyk, prezes PWiK w Siedlcach.
Celem pośrednim jest także odciążenie kanalizacji.
Samorządowcy są jednak zgodni, że opłaty za deszczówkę nie można traktować jako samodzielnego źródła dochodu.
– Jest to bowiem rekompensata za inwestycje w system kanalizacyjny, jakie miasto poczyniło na przestrzeni ostatnich kilku lat – podkreśla Jarosław Kapsa.



Wątpliwości właścicieli

Wprowadzenie opłaty za deszczówkę wywołuje jednak wątpliwości właścicieli nieruchomości i prawników. Różne są bowiem sposoby ustalania wysokości tej opłaty. Jedne gminy naliczają ją na podstawie powierzchni dachu, inne według prognozowanej ilości opadów na danym terenie.
– Wszelkie pomiary pochodzące z pojedynczych punktów obserwacyjnych są nieprecyzyjne. Istnieje więc groźba, że opłaty naliczane są na podstawie nieprecyzyjnych danych – ostrzega Magdalena Niziołek.
Przepisy nie precyzują też, od kogo firmy mają pobierać opłaty za deszczówkę. Dlatego też gminy dopuszczają sytuacje, w których mieszkańcy zwolnieni są z obowiązku uiszczenia tego rodzaju opłaty.
– Jeśli woda jest bezpośrednio odprowadzana do studzienek ściekowych i nie jest zanieczyszczona, to właściciel budynku nie płaci za deszczówkę – uspokaja Alicja Łaptas z Wodociągów i Kanalizacji AKWA w Nysie.
Opłaty nie ponoszą też mieszkańcy, którzy nie są podłączeni do kanalizacji.
Są też gminy, które w ogóle nie pobierają opłat za deszczówkę od osób fizycznych. Ponoszą ją wyłącznie firmy.
Eksperci postulują więc podniesienie podatku od nieruchomości i pokrywanie z nich kosztów utrzymania kanalizacji.
– Czy środki zdobyte w ten sposób byłyby gorsze niż wpływy z quasi-podatku liczonego powierzchnią dachu budynku? Gminy zaoszczędzą wówczas na urzędnikach mierzących powierzchnię dachów – mówi Arkadiusz Michaliszyn, doradca podatkowy w CMS Cameron McKenna.
Jego zdaniem system taki byłby sprawiedliwszy, a opłaty związane z zaopatrzeniem w wodę są już i tak dla wielu osób dużym obciążeniem.
SZERSZA PERSPEKTYWA
Na zachodzie Niemiec mieszkańcy płacą podatek od powierzchni szczelnych uniemożliwiających deszczówce wsiąkanie w glebę. Zalicza się do nich m.in. drogi asfaltowe czy parkingi. Natomiast we wschodnich Niemczech pobierana jest opłata, która naliczana jest od powierzchni dachu i powierzchni np. wybetonowanej części posesji.