W piątek przed stołecznym sądem ma ruszyć niejawny proces Kameruńczyka Simona M., oskarżonego o zakażenie wirusem HIV kilkunastu kobiet. Grozi mu do 3 lat więzienia.

Akt oskarżenia trafił do sądu pod koniec 2007 r. Simonowi M. postawiono w sumie 13 zarzutów - 11 dotyczy zakażenia kobiet wirusem, jeden - narażenia kobiety na taką chorobę, a jeden - posiadania bez pozwolenia białej broni. Sprawy dwóch kolejnych kobiet wyłączono do odrębnego rozpatrzenia, bo obie są za granicą.

W lutym tego roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza uznał, iż akt oskarżenia ma "wiele wad, które wymagają uzupełnienia" i zwrócił sprawę Kameruńczyka żoliborskiej prokuraturze. Według sądu, można ustalić "inne osoby pokrzywdzone", jak i tożsamość innych świadków, którzy mogliby zeznawać. Ponadto akt oskarżenia nie zawierał informacji o wynikach wniosków o tzw. pomoc prawną, o którą prokuratura zwróciła się do innych państw.

W kwietniu Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił jednak zażalenie prokuratury oraz samego M. na tę decyzję. Sąd uznał, że braki, o których mówił sąd rejonowy, można usunąć w postępowaniu sądowym. Ta decyzja była ostateczna i oznaczała, że sąd rejonowy mógł wyznaczyć termin rozpoczęcia procesu Kameruńczyka, który przebywa w areszcie od zatrzymania w styczniu 2007 r.

Gdy M. zatrzymano i aresztowano, ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zdecydował - ze względu na "ważny interes społeczny" - o upublicznieniu jego wizerunku i danych osobowych.

Kameruńczyk po zatrzymaniu twierdził, że nie zdawał sobie sprawy, że jest chory

Sam Kameruńczyk po zatrzymaniu twierdził, że nie zdawał sobie sprawy, że jest chory i że w 1999 r. przechodził badania, które nie wykazały, iż jest nosicielem wirusa HIV. Z ustaleń policji wynika jednak, że o chorobie informowały go m.in. zakażone kobiety.

Z materiału dowodowego wynika, że ofiarami M. padały młode kobiety (20-25 lat). Niektóre z nich mówiły, że działał z premedytacją i oskarżał je o rasizm, gdy chciały się zabezpieczać.

Simon M. przedstawiał się jako uchodźca polityczny z Kamerunu, poeta, pisarz i dziennikarz. Przyjechał do Polski w 1999 r. Rodzinny kraj miał opuścić z powodu jednego z artykułów, ujawniającego skandal korupcyjny. Najpierw ubiegał się o azyl w Ghanie, gdzie otrzymał status uchodźcy politycznego w 1998 r. "Rzeczpospolita" ujawniła, że mężczyzna sfałszował swą biografię, by uzyskać status uchodźcy.