O ile na koniec 2018 r. 17 proc. pojazdów nie zostało poddanych na czas okresowej kontroli, to na koniec ubiegłego roku odsetek ten wzrósł do 22 proc. Natomiast Inspekcja Transportu Drogowego zatrzymała w 2019 r. z powodu złego stanu technicznego pojazdu ponad 6,1 tys. dowodów rejestracyjnych. Choć to 3,5 tys. mniej niż rok wcześniej, to Ministerstwo Infrastruktury uznało, że możliwość zatrzymania dowodu rejestracyjnego niewystarczająco motywuje kierowców do weryfikowania stanu auta na czas.
Dlatego w projekcie nowelizacji prawa o ruchu drogowym, który właśnie trafił do konsultacji, resort proponuje, by spóźnialscy zamiast 98 zł, płacili dwa razy więcej. Prócz kija ministerstwo pomyślało i o marchewce w postaci możliwości wcześniejszego (o maksymalnie 30 dni) poddania pojazdu badaniu bez wpływu na termin następnego.
Oznacza to, że np. jeśli posiadacz samochodu musi wykonać badanie do 30 czerwca, a planuje akurat wakacyjny wyjazd, może udać się do stacji kontroli pojazdów już 1 czerwca. W ten sposób nie tylko uniknie ewentualnej podwójnej opłaty za spóźnienie, ale termin na wykonanie kolejnego badania będzie mu biegł nie od wizyty w SKP, lecz nadal od 30 czerwca.
Ale to nie wszystko. Jeśli posiadacz pojazdu będzie kwestionował wynik badania technicznego, to zgodnie z projektowanym art. 81c będzie miał możliwość jego ponownego przeprowadzenia. W takim przypadku diagnosta, w obecności pracownika Transportowego Dozoru Technicznego posiadającego uprawnienia diagnosty, przeprowadzi badanie weryfikujące. To pracownik TDT zdecyduje, czy badanie techniczne odbyło się zgodnie z przepisami. Opłata za powtórną diagnostykę nie będzie, tak jak zawsze, pobierana przed badaniem, lecz po. Wszystko dlatego, że w przypadku uznania przez fachowca TDT, iż diagnosta dopuścił się naruszeń, właściciel nie poniesie kosztów ponownego badania.
Powtórna diagnostyka, co do zasady, ma się odbywać w tej samej SKP, lecz na wniosek właściciela auta dyrektor TDT może wyznaczyć inną stację w odległości nie większej niż 50 km od miejsca zamieszkania właściciela lub siedziby oddziału terenowego TDT. Jest w tym jednak haczyk. Nawet jeśli w wyniku ponownego badania na stacji wyznaczonej przez TDT zostaną stwierdzone nieprawidłowości, to kierowca i tak poniesie koszty badania, których zwrotu będzie musiał dochodzić na drodze cywilnej.
Tak jak pisaliśmy już w DGP, w projekcie znalazł się również nowy wymóg dla diagnostów związany z koniecznością fotografowania kontrolowanego pojazdu. Niezbędne minimum to fotografia całej bryły pojazdu z dwóch przekątnych (z przodu i z tyłu) oraz wskazanie drogomierza. Zdjęcie trzeba będzie przechowywać przez pięć lat. Tymczasem, jak zwracali uwagę przedstawiciele Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów, ten dodatkowy obowiązek nie przyniesie większych korzyści, bo wiele usterek, na które mogą przymknąć oko diagności, jest niewidoczne na pierwszy rzut oka, jednak przy równie nieskutecznym obowiązkowym monitoringu, który był pierwotnie planowany – przynajmniej koszty nie będą aż takie duże.
Poza tym wbrew nadziejom przedsiębiorców, a ku uciesze użytkowników, projekt nie podwyższa opłaty za obowiązkowe badanie techniczne. Mimo że obecnie obowiązujące stawki określono w 2004 r., kiedy płaca minimalna wynosiła… 824 zł.