Łódzki sąd aresztował na trzy miesiące b. wiceministra zdrowia Jarosława Pinkasa, podejrzanego o korupcję. Podejrzany nie przyznaje się do winy. Grozi mu kara 10 lat więzienia. Jego obrońca zapowiedział złożenie zażalenia na tę decyzję sądu.

Jak poinformowała Grażyna Jeżewska z biura prasowego łódzkiego sądu, postanowił on o aresztowaniu b. ministra zdrowia na trzy miesiące, uznając, że zebrany materiał dowodowy wskazuje, że istnieje duże prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego zarzucanych mu czynów.

Sąd zastosował areszt z uwagi na obawę, że mógłby on utrudniać postępowanie i grożącą mu surową karę - do 10 lat więzienia

Obrońca podejrzanego mec. Grzegorz Fertak po wyjściu z posiedzenia powiedział, że jego klient nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. "Klient twierdzi konsekwentnie, że jest niewinny. Sprawa w moim odczuciu jest dość skomplikowana, jeżeli chodzi o materię prawną" - powiedział mec. Fertak.

Zapowiedział, że będzie składał zażalenie na tę decyzję.

B. wiceminister wyraził zgodę na publikację swoich danych osobowych

"Ma swoje imię i nazwisko i niczego się nie wstydzi" - dodał mecenas.

Podkreślił, że przedstawił sądowi ponad 20 poręczeń osobistych za Pinkasa od - jak przyznał - wysokich rangą osób publicznych. Pytany czy wśród tych osób jest prof. Zbigniew Religa, powiedział, że nie będzie niczego potwierdzał ani zaprzeczał, bo osoby te nie wyrażały zgody na ujawnienie tych informacji. Dodał, że jego klient zobowiązał go do podziękowania tym osobom.

"Mój mocodawca jest absolutnie przekonany, że jest niewinny. Prosił mnie, żeby przekazać, że zrobiłby jeszcze raz wszystko to, o co jest podejrzewany. Natomiast nie przyznaje się do żadnych czynów polegających na przyjęciu korzyści, o których prokuratura mówi i konsekwentnie będzie bronił się w procesie" - podkreślił Fertak.

Posiedzenie, na którym sąd rejonowy rozpoznawał wniosek prokuratury o aresztowanie Pinkasa, trwało kilka godzin. Według jego obrońcy, trwało tak długo, bo jego klient "bardzo szeroko i szczerze wyjaśniał sądowi swoje widzenie okoliczności przywoływanych przez prokuratora". Podkreślił, że trudno wyjaśniać to, o co został jego klient pomówiony przez inne osoby, kiedy nie zna się treści tych pomówień.

"Nie można przedstawiać dowodów wskazujących na inny przebieg zdarzeń, kiedy nie wie się, o jakich okolicznościach mowa. Trudno polemizować z materiałem dowodowym, którego się nie zna" - mówił adwokat.

Na decyzję, obok tłumu dziennikarzy, czekała także rodzina b. wiceministra

Gdy podejrzany był wyprowadzony sądowym korytarzem przez funkcjonariuszy ABW, jego bliscy krzyczeli: "trzymaj się Jarek, wszyscy jesteśmy z tobą, nie daj się". Zawiedzeni decyzją sądu, nie chcieli komentować aresztowania Pinkasa.

Zarzuty, które Pinkasowi postawił wydział ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej w Łodzi, dotyczą okresu, kiedy pełnił on funkcję zastępcy dyrektora ds. klinicznych i organizacyjnych Instytutu Kardiologii im. Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Według prokuratury, Pinkas zażądał od firmy, która wygrała przetarg na świadczenia w zakresie diagnostyki laboratoryjnej w latach 2003-2005, pokrycia kosztów remontu pomieszczeń służbowych, zajmowanych przez ówczesnego dyrektora Instytutu. Koszt remontu wyniósł prawie 55 tys. zł.

Ponadto zarzucono mu, że w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjął co najmniej 55 tys. zł i wieczne pióro warte prawie 3 tys. zł w zamian m.in. za ułatwienie jednej ze spółek wygrania przetargu zorganizowanego w Instytucie.

Po ujawnieniu informacji o zatrzymaniu Pinkasa, b. minister zdrowia Zbigniew Religa, który przed objęciem resortu kierował wraz z nim Instytutem zapowiedział, że będzie chciał zgłosić się do ABW, by odnieść się do zarzutów postawionych jego byłemu współpracownikowi. Łódzka prokuratura zapowiedziała, że poprosi Religę o złożenie zeznań. Nie wiadomo jednak jeszcze, kiedy do tego przesłuchania dojdzie.

Oprócz Pinkasa zarzuty korupcyjne usłyszały jeszcze dwie osoby pracujące w Instytucie

Są to: kierownik pracowni chemii klinicznej Instytutu, 54-letnia Danuta G., oraz kierownik zakładu biochemii klinicznej Instytutu, 65-letni Dariusz S. Wobec tej dwójki zastosowano poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju.

Zarzuty mają związek ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości dotyczących organizowania przetargów na dostawę sprzętu medycznego i odczynników oraz konkursów związanych z tzw. outsourcingiem dla publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej (ZOZ) z terenu całego kraju. Śledztwo obejmuje na razie lata 2001-2007.

Zbadano "nieprawidłowości związane z działalnością spółek branży diagnostyki laboratoryjnej: DPC Polska, Diag System oraz Diagnostyka z Krakowa".

Ustalono, że przedstawiciele firm, w zamian za korzystne rozstrzygnięcia konkursów dotyczących przejęcia laboratoriów szpitalnych w całym kraju oraz przetargów na dostawę sprzętu medycznego i odczynników laboratoryjnych, wręczali korzyści majątkowe i osobiste pracownikom publicznych ZOZ-ów.

Do tej pory zarzuty w tej sprawie postawiono ponad 30 osobom. Wśród podejrzanych są osoby pełniące kierownicze funkcje w spółkach medycznych, przedstawiciele handlowi tych spółek, kierownicy i dyrektorzy szpitali oraz laboratoriów szpitalnych, a także m.in. funkcjonariusz policji i lekarz.