Trybunał Konstytucyjny był osamotniony, w przypadku Sądu Najwyższego jest inaczej. Władzy jest trudniej - mówi Robert Grzeszczak, specjalista w zakresie prawa Unii Europejskiej z Uniwersytetu Warszawskiego.
Prof. Robert Grzeszczak, specjalista w zakresie prawa Unii Europejskiej z Uniwersytetu Warszawskiego / Dziennik Gazeta Prawna
SN postanowił o nieobsadzaniu stanowisk prezesów dwóch izb, bo pozostają one zajęte, a NSA wstrzymał obsadzanie sędziów SN do Izby Karnej. Tymczasem czekamy na skargę Komisji do Luksemburga, która ma wnioskować m.in. o zastosowanie środka tymczasowego. Czy to może pomóc uporządkować sytuację z Sądem Najwyższym?
Gdybyśmy byli w świecie praworządności, to tak. Trybunał zapewne uwzględni wniosek KE i podejmie decyzję o zastosowaniu środka tymczasowego. I zrobi to tak, aby on był możliwy do wykonania, a nie iluzoryczny. Jeżeli prezes TSUE zdecyduje się na jego użycie, to możemy się spodziewać przywrócenia stanu sprzed wejścia w życie nowelizacji spornej ustawy o Sądzie Najwyższym, tj. sprzed 3 kwietnia.
Pytanie, co w takiej sytuacji zrobi rząd. Państwo prawa taki środek tymczasowy zastosowałoby, bez względu na opinię o nim, a to tymczasowo załatwiłoby sprawę. Ale w świecie realnej i brutalnej polityki z zastosowaniem środka tymczasowego może być duży problem.
W czasie kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego sędziowie byli osamotnieni, szybko się poddali. Dlatego władza wyjątkowo sprawnie uporała się z trybunałem, oczywiście były potępiające opinie różnych organizacji (UE, Komisji Weneckiej) i samych sądów, ale bez większych efektów w praktyce. Nawet Komisja Europejska była gotowa sprawę TK odpuścić. Tajemnicą poliszynela jest, że w czasie negocjacji z polskim rządem Bruksela chciała pójść na ustępstwa w kwestii TK w zamian za ustępstwa rządu w sprawie planowanej reformy sądownictwa.
W przypadku SN jest inaczej, bo jest silniejsza postawa sądów, są one zdeterminowane, żeby nie czekać biernie, jak poprzednio. Widzimy, że zaczęły reagować. Co prawda z pewnym opóźnieniem, ale SN zdecydował się wysłać pytania prejudycjalne, a teraz mamy też orzeczenie NSA. Władzy jest trudniej. Mamy mozaikę skarg i postępowań – krajowych i unijnych, i chyba nikt nie jest teraz w stanie powiedzieć, co będzie, ale na pewno władza nie upora się z SN tak łatwo jak z TK.
Jak to wpływa na postępowanie Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, który ma też odpowiedzieć na pytania prejudycjalne sędziów SN?
Żaden sąd nie orzeka w izolacji, te wszystkie wydarzenia stanowią ważne tło. To jest jednak kontekst, który nie może być bezpośrednim punktem odniesienia w procedurze pytań prejudycjalnych. To są konkretne pytania zadane konkretnego dnia w konkretnym stanie prawnym. Trybunał będzie badał stan na czas zadania pytania.
Co z tymi pytaniami teraz się dzieje?
Trwa wciąż wstępne procedowanie. Trybunał ma udzielić odpowiedzi na kilka tur pytań. Część z nich otrzymała numery, ale nic się jeszcze nie wydarzyło, nie ma publikacji w Dzienniku Urzędowym UE. Gdy się ukażą, przetłumaczone na 24 języki, to wtedy tak naprawdę to ruszy. Przypuszczam, że trybunał zastanawia się, czy połączyć pytania prejudycjalne samego SN i może sądów powszechnych i jak je procedować. Na początku sierpnia Sąd Najwyższy zadał pierwszych pięć pytań, następnie kolejne i we wrześniu wysłał jeszcze trzy. Oczywiście pytania prejudycjalne to jest zupełnie inna sprawa niż skarga Komisji Europejskiej przeciwko Polsce. Trwa postępowanie zainicjowane w lipcu 2017 r. przez KE przeciwko nam w sprawie ustawy o sądach powszechnych. Ale skarga w związku z ustawą o SN nie została jeszcze wysłana do Luksemburga. Niezależnie jednak od tego tej kwestii nie można łączyć z pytaniami prejudycjalnymi.
Można natomiast rozpatrzyć wspólnie pytania wysłane w różnych turach i nawet przez różne sądy. To zależy od decyzji prezesa trybunału. Na razie czekamy na pierwsze kroki, bo jeszcze ich nie ma. A czas nagli, pewnych decyzji nie będzie można odwrócić i zmienić. I w tym sensie czas działa na korzyść rządu.