Jeden z najbardziej kuriozalnych przepisów przestaje obowiązywać. Osoby, które znajdą jednogroszową monetę, dostaną jedynie szczęście od losu. Grzywna od państwa już im nie grozi
Kto znalazł pieniądze, papiery wartościowe, kosztowności lub rzeczy o wartości historycznej, naukowej lub artystycznej i nie zna osoby uprawnionej do ich odbioru lub nie zna jej miejsca pobytu, oddaje rzecz niezwłocznie właściwemu staroście. Tak stanowił do wczoraj art. 5 ust. 3 ustawy o rzeczach znalezionych. Przepis, który zdaniem wielu był jednym z najgłupszych, jakie wymyślił polski ustawodawca. Co bowiem oznaczał w praktyce? Ano tyle, że gdy ktoś znalazł bilon na ulicy, powinien udać się do siedziby starosty, by monetę zwrócić. Starosta zaś – zgodnie z art. 12 ust. 4 – przyjęcia rzeczy o niskiej wartości mógł odmówić.
– Osobiście chciałem sprawdzić, jak działają przepisy. Gdy znalazłem 50 gr, pojechałem do starosty. Czekałem 40 minut. Potem kolejne 40 minut, bo urzędnicy nie wiedzieli, co począć w sytuacji, którą im zgotowałem. Ostatecznie powiedzieli, że nie chcą ode mnie monety. Po blisko trzygodzinnej eskapadzie wzbogaciłem się o 50 gr – opowiada Bartosz Michalski, starszy partner w biurze Walas Legal, doktorant w Instytucie Prawa Cywilnego WPiA UW.
Osób, które dostrzegały kuriozum obowiązujących przepisów, było więcej. Dowodem na to jest petycja, która trafiła do Sejmu. Właśnie na jej kanwie stworzono projekt ustawy, który następnie przeszedł całą ścieżkę legislacyjną. I właśnie dziś wchodzi w życie nowelizacja (Dz.U. z 2018 r. poz. 1599).
Zgodnie z art. 5 ust. 3 ustawy w nowym brzmieniu nadal znalazca pieniędzy, papierów wartościowych, kosztowności lub rzeczy o wartości historycznej, naukowej lub artystycznej, nieznający osoby uprawnionej do odbioru, będzie musiał oddać rzecz staroście. Tyle że wprowadzony został wyjątek. Gdy bowiem znalezione zostaną jedynie pieniądze, a ich kwota nie przekracza 100 zł (lub równowartości tej kwoty obliczonej według kursu średniego ogłaszanego przez Narodowy Bank Polski z dnia znalezienia pieniędzy, a w przypadku gdy w tym dniu nie ogłoszono takiego kursu – według ostatniego kursu ogłoszonego przed tym dniem), środki będzie można zatrzymać.
„Skutki społeczne i prawne projektowanej ustawy są bardzo ważne – wyeliminowany zostanie przepis sprzeczny z zasadami współżycia społecznego, nakładający na uczciwego znalazcę bardzo uciążliwy obowiązek, w przypadku niewielkich kwot w żaden sposób nieuzasadniony interesem społecznym” – przekonywała w uzasadnieniu komisja ds. petycji, odpowiedzialna za przygotowanie projektu. Posłowie przyznawali jednomyślnie, że absurdem było zobowiązywanie uczciwych obywateli do poświęcania wielu godzin na realizację obowiązków, z których tak naprawdę nikt nie odnosił korzyści. I to jeszcze – w świetle kodeksu wykroczeń – pod rygorem grzywny do 500 zł.
– Zmianę w ustawie należy uznać za jak najbardziej pożądaną. Rzeczywiście dotychczasowe regulacje nakładały taki sam obowiązek na znalazcę pieniędzy o wartości 10 tys. zł, jak i monety jednogroszowej, co było dość kuriozalne. Niewątpliwie bowiem koszt dojazdu do odpowiedniego urzędu niejednokrotnie mógł przekraczać wartość znalezionej kwoty. Można to porównać do sytuacji, gdy znalazca niepodpisanej cegły byłby zobowiązany do poszukiwania dewelopera, któremu powinien ją zwrócić – uważa Bartosz Michalski.
Jednocześnie ustawodawca postanowił ograniczyć brak obowiązku zwrotu jedynie do pieniędzy. Autor petycji wnioskował o to, aby możliwość zachowania dotyczyła również rzeczy, o których mowa w art. 5 ust. 3 ustawy, o widocznej na pierwszy rzut oka niskiej wartości. W toku prac legislacyjnych podkreślono jednak, że niektóre rzeczy – choćby podniszczony kolczyk do uszu – mogą co prawda mieć mizerną wartość pieniężną, lecz znaczną sentymentalną. Z tego względu procedura zwrotowa powinna zostać utrzymana.
Etap legislacyjny
Weszło w życie