W I półroczu tego roku na jednego sędziego rejonowego średnio przypadało prawie 1,5 tys. spraw. Tymczasem zmian w prawie, które miały odciążyć sądy, jak nie było, tak nie ma
Spraw w sądach ciągle dużo / Dziennik Gazeta Prawna
Z najświeższych danych wynika, że na jednego orzekającego w rejonie przypadało w I półroczu 2018 r. średnio 1418 spraw. Liczba ta stanowi sumę spraw niezałatwionych pozostałych na dzień 31 grudnia 2017 r. oraz tych, które wpłynęły do sądów w okresie od 1 stycznia do 30 czerwca 2018 r. Podał ją Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości, w odpowiedzi na interpelację jednej z posłanek.

Zawał w rejonach

Środowisko sędziowskie nie od dziś zwraca uwagę na problem zbyt dużego obłożenia sędziów pracą. A ostatnimi czasy ma być coraz gorzej.
– Rzeczywiście, zauważyłem wzrost liczby spraw w referacie – potwierdza Bartłomiej Starosta, sędzia Sądu Rejonowego w Sulęcinie, przewodniczący Stałego Prezydium Forum Współpracy Sędziów. Przyznaje również, że sędziowie najzwyczajniej nie wyrabiają się już z pracą. 200 spraw cywilnych jednocześnie można jeszcze jakoś kontrolować, ale nie 500 czy więcej.
– Z roku na rok jest coraz gorzej – podkreśla sulęciński sędzia.
Beata Morawiec, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie i prezes Stowarzyszenia Sędziów Themis, z kolei zwraca uwagę na narastające w ostatnim czasie zaległości.
– Dla przykładu – w wydziale IV karnym SO w Krakowie zaległości wzrosły ostatnio o 40 proc. – podaje sędzia.
Tymczasem resort sprawiedliwości przytacza dane, z których ma wynikać, że sędziowie mają mniej pracy niż w zeszłym roku. Jak bowiem podaje, w 2017 r. na jednego orzekającego w sądzie rejonowym przypadało 1446 spraw. W porównaniu z danymi za I półrocze tego roku to o 28 spraw mniej.
Wiceminister Piebiak poinformował również o tym, ile pracy mają sędziowie okręgowi i apelacyjni. I tak w sądach apelacyjnych na jednego orzekającego w I półroczu br. przypadało średnio 176 spraw. Z kolei w sądach okręgowych jeden sędzia średnio miał w referacie 251 spraw.

Resort wciąż analizuje

Zapowiadana przez rządzących dobra zmiana w sądownictwie na razie nie ma więc wyraźnego przełożenia na pracę w sądach. Spraw sukcesywnie przybywa, a sędziowie są przeciążeni. Panaceum na tę sytuację miały być m.in. zapowiadane już w 2017 r. zmiany w procedurze cywilnej oraz wprowadzenie instytucji sędziego pokoju. Pierwszy z wymienionych projektów ugrzązł na etapie konsultacji i wciąż nie wiadomo, kiedy zostanie skierowany do prac sejmowych. Resort pytany o to, dlaczego jeszcze nie trafił do Sejmu, odpowiada jedynie, że na razie analizuje uwagi złożone w toku uzgodnień międzyresortowych, konsultacji publicznych i opiniowania.
W przypadku sędziego pokoju sytuacja jest jeszcze gorsza – nie powstał nawet projekt zmierzający do powołania tej instytucji.
– Nie dość, że nie ma reform, które by odciążyły sędziów od pracy, to jeszcze wdrażane są zmiany, który dokładają nam obowiązków. Mam na myśli nowelizację, która wprowadza zasadę sprawdzania przez sądy z urzędu, czy w sprawie nie doszło do przedawnienia – wskazuje sędzia Bartłomiej Starosta.

Braki kadrowe

Co więcej, sądy od dłuższego już czasu borykają się z problemem braku rąk do pracy. Minister sprawiedliwości dopiero niedawno odblokował konkursy na wakujące stanowiska, które były przez niego wstrzymywane przez niemal dwa lata. Resort czekał bowiem na absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, którzy zapełnili część luk kadrowych, wchodząc do sądów jako asesorzy. Jednak wakaty nadal istnieją w wielu sądach, gdyż konkursy na razie pozostają nierozstrzygnięte. A obecna Krajowa Rada Sądownictwa, jak się wydaje, niespecjalnie spieszy się z tą pracą. Co prawda na posiedzeniu, które odbywało się pod koniec lipca tego roku, rada pochyliła się nad kilkunastoma kandydaturami do sądów powszechnych, jednak w kilku przypadkach uznała, że żaden z uczestników konkursu nie jest wystarczająco dobry, aby przedstawiać go prezydentowi z wnioskiem o powołanie na urząd sędziego.
Co więcej, KRS odłożyła na pewien czas na bok konkursy w sądach powszechnych po to, aby w trybie przyspieszonym zająć się kandydaturami do Sądu Najwyższego.
– Etaty są obsadzane w sądach powszechnych bardzo powoli. I nikt się nie przejmuje tym, że nie ma kto orzekać, a zaległości rosną. Tymczasem obsadzenie SN poszło radzie ekspresowo – zauważa sędzia Morawiec.
Ale nie tylko deficyt w zakresie orzekających stanowi problem.
– Z sądów odchodzą wykwalifikowani pracownicy administracyjni, którzy byli zatrudnieni u nas nawet przez 20 lat. Z różnych dokumentów składanych do sądu dowiadują się, że pracownicy fizyczni czy kierowcy zarabiają dużo więcej od nich. Wyjeżdżają za granicę, gdzie zarobki są dużo wyższe, a na ich miejsce przychodzą stażyści, z których część po krótkim czasie również odchodzi – zauważa sędzia Starosta. Taka rotacja kadry wspomagającej orzekających odbija się negatywnie na efektywności.
– W moim sądzie na siedmiu sędziów pracuje tylko jeden asystent sędziego, który również nie jest w stanie wyrobić się na czas. Poza tym nadal jest za mało biegłych sądowych, terminy oczekiwania na opinie się wydłużają, a Ministerstwo Sprawiedliwości nie rozwiązuje tego problemu – wylicza sędzia.