Gdzie jest ogłoszona przez Zbigniewa Ziobrę wygrana strony polskiej, skoro rozstrzygnięcie TSUE dało sądom innych państw prawo rozstrzygania o stanie praworządności w Polsce, a sytuacja naszych sądów się skomplikowała?

Odpowiedź na pytanie prejudycjalne irlandzkiego Wysokiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie realizacji procedury ENA (szybkiej ekstradycji) wobec obywatela polskiego podejrzanego o przestępstwa związane z obrotem środkami odurzającymi wyczekiwane było z ogromnym zainteresowaniem, wręcz niecierpliwością. Oto najważniejszy europejski trybunał miał zająć stanowisko wobec zarzutów erozji zasady prawa do rzetelnego procesu, spowodowanej galopadą zmian systemu wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Treść ogłoszonego 25 lipca wyroku (sygn. akt C-216/18 PPU) jest istotna i sporo się na ten temat mówi i pisze. Równie frapujące są jednak reakcje na to rozstrzygnięcie.

Porażka irlandzkiego sądu?

Na zorganizowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości konferencji prasowej tego samego dnia Zbigniew Ziobro zinterpretował treść wyroku składającego się z 80 punktów jako… sukces polskiego rządu. Oświadczył, że TSUE nie stwierdził naruszenia przez Polskę zasady praworządności, a przecież takie było oczekiwanie przeciwników zmian w sądownictwie, które jego resort realizuje. Trybunał nie zgodził się ostatecznie na automatyczną odmowę wydania obywatela polskiego sądowi krajowemu. TSUE zwrócił uwagę, że odmowa wydania podejrzanego w ramach procedury ENA musi być traktowana jako absolutny wyjątek. Będzie to możliwe po przeprowadzeniu dwustopniowej procedury. Najpierw, jak wywodził minister, sąd wykonujący europejski nakaz aresztowania musi stwierdzić istnienie systemowego zagrożenia dla zasady uczciwego procesu niejako in abstracto, dokonując analizy konkretnych rozwiązań prawnych osłabiających niezależność sądów. Drugi etap do odpowiedź na pytanie, czy owo zagrożenie ziści się w konkretnej sytuacji oskarżonego. Wisienką na torcie była wypowiedź szefa resortu sprawiedliwości, w którego mniemaniu irlandzki sąd poniósł porażkę – rozstrzygnięcie TSUE miałoby być „pouczeniem” tegoż sądu, iż należy stosować istniejące od lat procedury, a podnoszone wątpliwości weryfikować w każdym indywidualnym przypadku. Na odchodne Zbigniew Ziobro wyprowadził cios nokautujący, oświadczając z kamienną twarzą, że orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE wpisuje się w stanowisko przedstawione przez wysłanników rządu na rozprawie, która odbyła się w czerwcu.

Język nowych znaczeń

Można było już przywyknąć do swoistej „rewolucji języka”, która odbywa się w ostatnich dwóch latach. Do odwracania znaczenia pojęć. Muszę jednak przyznać, że słowa ministra otworzyły nowe fronty tego przewrotu.
Zaczynając od końca wywodu prokuratora generalnego, należy zasygnalizować, że na rozprawie z 1 czerwca stanowisko strony polskiej opierało się na negacji co do zasady możliwości orzekania w przedmiocie pytania sądu irlandzkiego przez TSUE. Twierdzono, że sformułowane przez ten sąd pytanie jest bezprzedmiotowe z uwagi na istotę procedury ENA, polegającej na pewnym automatyzmie jej stosowania bez badania przesłanek zasadności zarzutów w konkretnej sprawie. Przedstawiciele rządu wskazywali również na brak możliwości badania przez TSUE stanu praworządności w Polsce, chociażby dlatego, że pojęcia tego Traktat o Unii Europejskiej (TUE) nie definiuje. Negowali również prawo sądu innego kraju członkowskiego do oceny stanu praworządności w Polsce, podnosząc argument, iż są to wewnętrzne sprawy każdego kraju. Choćby z nie wiadomo jak dużą determinacją zaklinać rzeczywistość, trzeba uczciwie stwierdzić, że treść rozstrzygnięcia TSUE z 25 lipca jest biegunowo odległa od wyłuszczonego powyżej stanowiska strony polskiej.
W pierwszej kolejności TSUE podniósł, że procedura ENA opiera się na zasadzie wzajemnego zaufania między państwami członkowskimi oraz na zasadzie wzajemnego uznawania orzeczeń (pkt 36 wyroku). Trybunał podkreślił, że to z tych zasad wynika praktyka automatyzmu w wykonaniu nakazu, co ma niewątpliwy wpływ na skrócenie czynności przekazania podejrzanych bądź oskarżonych. Jednakowoż trybunał uznał, że w przypadku osłabienia zasady zaufania (wobec systemowego zagrożenia zasady praworządności i prawa do rzetelnego procesu) reguła wzajemnego uznawania orzeczeń pozbawiających wolności doznaje istotnego osłabienia.
Nie jest również prawdziwe twierdzenie, jakoby celem Wysokiego Trybunału Irlandii było uzyskanie od TSUE odpowiedzi, w której stwierdziłby on naruszenie przez Polskę zasady praworządności. Alieen Donnelly pytała o dwie kwestie. Po pierwsze, czy w ramach oceny zachowania w danym państwie członkowskim prawa do rzetelnego procesu należy dokonywać każdorazowo testu Aranyosiego (sprawa Aranyosi i Caldararu, C-404/15 i C-659/15 PPU, EU:C:2016:198), a więc dwustopniowej procedury stwierdzającej systemowe zagrożenie dla zasady praworządności oraz w sprawie konkretnego oskarżonego. Po wtóre, sąd irlandzki pytał, czy w przypadku stwierdzenia systemowego naruszenia zasady praworządności oraz prawa do rzetelnego procesu organ wykonania ENA ma obowiązek zwrócić się do organu wydającego nakaz o przedstawienie informacji, w oparciu o które mógłby dokonać konkretnej oceny w danej sprawie i jakiego rodzaju mają to być informacje. Zatem sąd pytający TSUE wcale nie oczekiwał odpowiedzi, czy w Polsce jest łamana zasada praworządności. Stawianie sprawy w ten sposób przez Ministerstwo Sprawiedliwości to znaczne uproszczenie.
Odpowiedź, jakiej udzielił TSUE, jest głośna i wszechstronnie komentowana. Tezy sformułowane w tym obszernym rozstrzygnięciu nie są zaś w żaden sposób „porażką”, jak łaskaw był stwierdzić minister, sądu irlandzkiego. Jest zgoła inaczej.
W moim przekonaniu TSUE powiedział więcej, niż zakładano. Wystarczy zagłębić się w treść rozstrzygnięcia i przeczytać je ze zrozumieniem, a nie ze z góry założoną tezą.

Rozstrzyganie poza Polską

Trybunał odpowiedział wyczerpująco na postawione pytania w procedurze trybu prejudycjalnego. W swoim tekście „Czekając na rozstrzygnięcie” (DGP z 13 czerwca 2018 r.) stwierdziłem, że w równym stopniu interesujące będą sam kierunek rozstrzygnięcia i jego uzasadnienie. W motywach TSUE zwykł bowiem formułować tezy ogólne wytyczające ścieżki interpretacyjne przepisów Traktatu o Unii Europejskiej. Tak jest również w przypadku tego wyroku.
W pkt 48 tegoż orzeczenia trybunał stwierdził, że wymóg niezawisłości sędziów wchodzi w zakres istotnej treści prawa do rzetelnego procesu sądowego, który ma podstawowe znaczenie jako gwarancja ochrony wszystkich praw, jakie jednostki wywodzą z prawa Unii, i zachowania wartości wspólnych państwom członkowskim określonych w art. 2 TUE. Luksemburski trybunał, omawiając wagę niezależności sądów, sformułował przy tym wytyczną, zgodnie z którą mechanizm odesłania prejudycjalnego (u nas znany bardziej jako pytanie prejudycjalne) przynależy wyłącznie organom stosującym prawo Unii, spełniającym w szczególności kryterium niezawisłości (pkt 54 wyroku). Tym samym dał wyraz poglądowi, iż w przypadku stwierdzenia naruszenia zasady praworządności w aspekcie zagrożenia prawa jednostki do rzetelnego procesu prowadzonego przez niezawisłych sędziów sąd takiego kraju nie będzie mógł nawet formułować pytań prejudycjalnych. Jest to ważna przestroga.
Podkreślanie przez trybunał wagi niezawisłości sędziów i niezależności sądów bije niemal z każdego punktu wyroku. Z tych zasad TSUE uczynił podwalinę wzajemnego zaufania między państwami członkowskimi, na której opiera się mechanizm europejskiego nakazu aresztowania (pkt 58 wyroku). I dlatego właśnie stwierdzenie samego „rzeczywistego ryzyka” narażenia osoby zatrzymanej na podstawie ENA na naruszenie jej prawa do niezależnego sądu może pozwolić organowi wykonującemu ów nakaz na odmowę jej wydania.
Zasadę niezawisłości TSUE definiuje na dwóch płaszczyznach. Zewnętrznej, rozumianej jako w pełni autonomiczne stosowanie przez sąd prawa, bez podległości w ramach hierarchii służbowej i podporządkowania komukolwiek, w sposób wolny od nakazów czy wytycznych z jakiegokolwiek źródła, oraz pozostając pod ochroną przed ingerencją i naciskami z zewnątrz, które mogą zagrozić niezawisłości sędziów i wpływać na ich rozstrzygnięcia. Zewnętrzna niezawisłość wymaga gwarancji takich jak: nieusuwalność chroniąca osoby, którym powierzono zadanie sądzenia i poziom wynagrodzenia odpowiadający wadze wykonywanych zadań (pkt 63 i 64 wyroku). Natomiast aspekt wewnętrzny niezawisłości oznacza według TSUE bezstronność wobec stron postępowania oraz obiektywizm i brak jakiegokolwiek interesu w wydaniu określonego rozstrzygnięcia (pkt 65 wyroku).
Czytając punkty 58–65, odnosiłem nieodparte wrażenie, iż trybunał prowadzi ze stroną polską swoisty dialog o poszczególnych elementach reformy naszego wymiaru sprawiedliwości. Wrażenie to przekształciło się w pewność, gdy w pkt 67 wyroku przeczytałem, że wymóg niezawisłości sędziowskiej zakłada również, że system środków dyscyplinujących sędziów musi przewidywać niezbędne gwarancje w celu uniknięcia ryzyka wykorzystywania tego systemu do politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych. Te gwarancje to m.in. jednoznaczna definicja przewinienia dyscyplinarnego, określony katalog kar, zapewnienie prawa do obrony. Przy tym ostatnim aspekcie warto zaznaczyć, że przepisy sędziowskiego postępowania dyscyplinarnego po ostatnich zmianach przewidują możliwość prowadzenia postępowania dyscyplinarnego i wydanie wyroku przez sąd dyscyplinarny również w przypadku usprawiedliwionej nieobecności obwinionego sędziego oraz jego obrońcy, a także brak możliwości wniesienia kasacji od orzeczenia sądu dyscyplinarnego II instancji (nowa, właśnie tworzona Izba Dyscyplinarna SN).
Minister sprawiedliwości oświadczył, że wbrew oczekiwaniom kontestatorów zmian w wymiarze sprawiedliwości TSUE nie stwierdził naruszenia przez Polskę zasady praworządności, a co szczególnie istotne, nie zgodził się na automatyczną odmowę wydania zatrzymanego w Irlandii obywatela polskiego.
Stwierdzenie przez TSUE w konkretnym otoczeniu prawnym, w jakim przyszło mu orzekać (związanym z wykonaniem europejskiego nakazu aresztowania), systemowego naruszenia w Polsce zasady praworządności nie było zadaniem trybunału. Irlandzki sąd pytał o co innego, jak wskazałem powyżej, i TSUE udzielił precyzyjnej i wyczerpującej odpowiedzi. Natomiast ministra sprawiedliwości jako członka rządu szczególnie powinien niepokoić pkt 72 wyroku z 25 lipca 2018 r. TSUE umożliwił w nim odmowę przekazania obywatela polskiego przez sądy państw Unii wykonujących ENA, w obliczu decyzji Rady Europejskiej stwierdzającej na warunkach określonych w art. 7 ust. 1 TUE poważne i trwałe naruszenie zasad określonych w art. 2 TUE, takich jak zasada państwa prawnego. Dopóki jednak nie zakończy się wszczęta wobec Polski procedura, o której mowa w art. 7 TUE, rozważając wykonanie europejskiego nakazu aresztowania, sądy krajów członkowskich będą samodzielnie podejmować decyzję, stosując dwuetapową procedurę.
Niewątpliwie wytyczne TSUE spowodują niepewność co do realizacji wystawianych przez polskie sądy ENA. Nie wiadomo bowiem, jak sądy państw członkowskich będą się ustosunkowywały do poleceń wydania obywateli polskich. Mając wolną rękę w tym zakresie, z pewnością będą rozstrzygać różnie. I już to wystarczy do skomplikowania sytuacji procesowej stron w sprawach zawisłych przed polskimi sądami. Zachodzę więc w głowę, gdzie jest ogłoszona przez ministra sprawiedliwości wygrana strony polskiej?
Po upływie krótkiego czasu od ogłoszenia judykatu TSUE pojawiają się także głosy, że wobec jego treści w ramach retorsji polskie sądy powinny odmawiać wydania w ramach ENA obywateli innych państw członkowskich. Odradzałbym takie rozumowanie z dwóch powodów. Po pierwsze, polskie sądy wydają o wiele więcej ENA niż jest nakazów aresztowania kierowanych do nas przez inne państwa członkowskie. Na znaczną liczbę wydawanych lekką ręką przez sądy polskie ENA zwracał w ostatnich latach uwagę nawet trybunał w Strasburgu. Po wtóre, praktyka retorsji stałaby również w oczywistej sprzeczności z treścią samego wyroku TSUE z 25 lipca 2018 r., bowiem odmowa wykonania ENA możliwa jest tylko wobec państwa, w stosunku do którego istnieje „rzeczywiste ryzyko” naruszenia zasady praworządności ziszczające się poprzez wszczęcie procedury z art. 7 TUE bądź wskazane w dokumentach takich gremiów, jak np. Komisja Wenecka. Nie słyszałem, by w ostatnich latach wobec Niemiec, Francji czy Hiszpanii padały takie zarzuty.