Jest szansa, że ustawa nareszcie zostanie oczyszczona z błędów, które się w niej znajdowały przez ostatnie trzy dekady.
Dziś w Sejmie ma się odbyć drugie czytanie komisyjnego projektu nowelizacji prawa prasowego. Dokument liczy sobie pięć punktów, z których jeden ma fundamentalne znaczenie. Tym donioślejsze, że błędny zapis figuruje w ustawie od ponad 20 lat (a konkretnie od 1997 r., kiedy znowelizowano kodeks karny).
Chodzi o art. 16 ust. 1 prawa prasowego (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24 ze zm.). Gdyby ten przepis czytać literalnie, to tajemnica dziennikarska nie wiąże, kiedy dziennikarz poweźmie wiadomość o nielegalnym zbiegowisku. W razie jednak gdyby chodziło o przygotowania do zamachu terrorystycznego czy wywołania wojny – pracownik mediów może milczeć, zasłaniając się tajemnicą zawodową.

Ograniczona tajemnica

Absurd? Jak najbardziej.
– W chwili obecnej literalna wykładnia przepisu art. 16 ust. 1 prawa prasowego zdaje się stać w sprzeczności z intencjami przyświecającymi ustawodawcy w momencie jego wprowadzenia w życie. Jest to istotne o tyle, że dotyczy tak doniosłej kwestii, jaką jest zakres tajemnicy zawodowej dziennikarzy – podkreśla mec. Adrianna Gumowska z kancelarii Lach, Janas, Biernat.
Zgodnie z art. 15 prawa prasowego dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy: 1) danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych, 2) wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich.
Ustawodawca postanowił jednak ograniczyć ową tajemnicę, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy byłoby zagrożone wyższe dobro. Na studiach dziennikarskich uczy się studentów, że wyższym dobrem może być np. bezpieczeństwo, gdy dziennikarz pozyska informację o planowanym zamachu terrorystycznym lub zabójstwie.

Bałagan legislacyjny

Jednak prawo prasowe na razie ma na ten temat inne zdanie. Wspomniany art. 16 ust. 1 stanowi, że „Dziennikarz jest zwolniony od zachowania tajemnicy zawodowej, o której mowa w art. 15 ust. 2, w razie gdy informacja, materiał prasowy, list do redakcji lub inny materiał o tym charakterze dotyczy przestępstwa określonego w art. 254 Kodeksu karnego (…)”. Artykuł 254 kodeksu karnego penalizuje zaś udział w zbiegowisku, ale nie ma w nim ani słowa o zabójstwach, terroryzmie, nawet przestępstwie zgwałcenia. Jego par. 1 stanowi: „Kto bierze czynny udział w zbiegowisku, wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
W pierwszym skojarzeniu można by dojść do wniosku, że ustawodawca tak sformułował ten zapis z powodów politycznych – aby wyłapywać i skazywać osoby biorące udział np. w antyrządowych demonstracjach. Uważniejsze prześledzenie tego, w jaki sposób powstawała ustawa i jak w kolejnych latach była zmieniana, każe dojść do zgoła odmiennego wniosku: ustawodawca na przestrzeni kolejnych dekad wykazał się legislacyjnym bałaganiarstwem i nieuwagą. Jak tłumaczy prof. Ewa Nowińska, ekspert z dziedziny prawa prasowego, ów art. 245 k.k. jest niczym innym jak bezmyślnym, mechanicznym przepisaniem do współczesnego aktu prawnego numeru porządkowego z ustawy – Kodeks karny z 1969 r.
– Dla przeciętnego odbiorcy kwestia ta może jednak nie być aż tak oczywista. Przy wprowadzaniu w życie nowej ustawy karnej ustawodawca powinien zmienić treść art. 16 ust. 1 prawa prasowego. Zmienianie treści przepisów obowiązujących aktów prawnych w związku z wprowadzaniem w życie nowych ustaw stanowi normalną praktykę naszego ustawodawcy – tłumaczy mec. Gumowska.

Najcięższe zbrodnie

W tym przypadku jednak tak się nie stało. Od 1984 r., kiedy powstała ustawa – Prawo prasowe, jej art. 16 nigdy nie był modyfikowany. Ustawodawca nie zauważył, że zmienił się kodeks karny, i już w 1997 r. art. 245 poprzednio mówiący o najcięższych zbrodniach zyskał inną, przytoczoną wyżej treść. O karalnym niezawiadomieniu o czynie zabronionym mówi zaś teraz art. 240 k.k. Stanowi on, że karze do trzech lat więzienia podlega każdy, kto – mimo że ma wiarygodną wiadomość – nie zawiadamia organów ścigania o karalnym przygotowaniu, usiłowaniu lub dokonaniu czynu określonego w: art. 118 – ludobójstwo, art. 118a – udział w masowym zamachu, art. 120–124 – zbrodnie wojenne, art. 127 – zamach stanu, art. 128 – zamach na organ konstytucyjny RP, art. 130 – szpiegostwo, art. 134 – zamach na życie prezydenta RP, art. 140 – zamach na jednostkę sił zbrojnych RP, obiekt albo urządzenie o znaczeniu obronnym, art. 148 – zabójstwo, art. 156 – spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, art. 163 – sprowadzenie katastrofy, art. 166 – piractwo, art. 189 – pozbawienie człowieka wolności, art. 197 – zgwałcenie lub wymuszenie do poddania się innej czynności seksualnej (par. 3 lub 4), art. 198 – seksualne wykorzystanie bezradności lub niepoczytalności innej osoby, art. 200 – obcowanie płciowe z osobą małoletnią lub doprowadzenie jej do poddania się czynnościom seksualnym, art. 252 – wzięcie lub przetrzymywanie zakładnika lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym.

Słabo kochana ustawa

Profesor Ewa Nowińska brała udział w wielu nowelizacjach ustawy – Prawo prasowe i razem z kolegami prawnikami wytykała ustawodawcy błędy, jakie zawierała ta ustawa, w tym m.in. złe odniesienie do kodeksu karnego. Dlaczego dotąd nie zostało ono poprawione – nie wie. – Ta ustawa zawsze była słabo kochanym dzieckiem kolejnych rządów. Często przy niej majstrowano, ale z nieznanych mi powodów nie wyczyszczono jej do dziś z oczywistych błędów – zauważa.
Organy ścigania podchodzą do tych ustawowych kwiatków pragmatycznie. Kiedy zdarza się, że materiał prasowy zawiera informacje, które pozwalają podejrzewać przestępstwo z katalogu przewidzianego w art. 240 k.k., traktują je po prostu jako doniesienia i wszczynają stosowne postępowanie. Bywało, że organy ścigania wzywały dziennikarzy jako świadków, ale jeśli ci obstawali przy zachowaniu tajemnicy – machały ręką.
Profesor Nowińska dodaje, że środowisko prawnicze razem z Izbą Wydawców Prasy od lat zabiega o to, aby zdekomunizować prawo prasowe. Wreszcie jest na to szansa.