Michał Laskowski: Wyobraźmy sobie, że ustawodawca zwykły stwierdza, że I prezes SN musi mieć 1,8 metra wzrostu i znać język węgierski
Pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf zjawi się po 3 lipca w sądzie, mimo że – zgodnie z ustawą – przejdzie w stan spoczynku. Jak należy to interpretować?
Chcemy w ten sposób zaakcentować to, o czym była mowa w podjętej w zeszły czwartek uchwale zgromadzenia ogólnego sędziów SN, a mianowicie, że kadencja Małgorzaty Gersdorf na stanowisku I prezesa SN upłynie dopiero w 2020 r. To będzie gest o charakterze symbolicznym. Uważamy bowiem, że nasza społeczność – nie tylko krajowa, ale także międzynarodowa – powinna wiedzieć, co się dzieje w Polsce. A niestety jest tak, że wiele osób tego albo nie dostrzega, albo nie rozumie. Tymczasem my, sędziowie, nie mamy przecież żadnych narzędzi, żeby w inny sposób dotrzeć do społeczeństwa. Możemy jedynie podejmować uchwały, wydawać opinie, zabierać głos w dyskusji. Tak więc taki gest, być może ostatni, będzie miał miejsce 4 lipca.
Mówi pan o ostatnim geście. Czy to oznacza, że I prezes SN nie zamierza przychodzić do SN po 4 lipca?
Tak naprawdę to jeszcze nie ma żadnego planu co do dalszych kroków. Decyzje będą podejmowane w sposób elastyczny. Będą po prostu reakcją na wydarzenia. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jest też wiele niewiadomych. Na razie nie wiemy np. tego, czy prezydent zdecyduje się wyznaczyć sędziego, który miałby pełnić obowiązki I prezesa SN.
Pierwszy prezes będzie po 3 lipca podejmować jakieś merytoryczne decyzje?
Tego też nie wiem. Być może powierzy obowiązki I prezesa SN któremuś z prezesów SN kierujących izbami. To wszystko jednak zależy od tego, jakie decyzje podejmie prezydent.
Załóżmy jednak, że prezydent zdecyduje się wskazać swojego kandydata do zarządzania SN. Pana zdaniem ma do tego podstawy?
Taka sytuacja jest oczywiście możliwa. Znamy interpretację prawa, jaką prezentuje prezydencka prawniczka Anna Surówka-Pasek. Jej zdaniem prof. Gersdorf przechodzi w stan spoczynku z dniem 4 lipca, a tym samym przestaje być I prezesem SN. Ja tymczasem mam przed sobą tekst konstytucji, z której jasno wynika, że I prezes SN jest powoływany na sześcioletnią kadencję. Tego przepisu nie można zmieniać ustawą zwykłą. Wyobraźmy sobie, że ustawodawca zwykły stwierdza, że I prezes SN musi mieć 1,8 metra wzrostu i znać język węgierski. Czy tego typu przepisy zawarte w ustawie również uzasadniałyby przerwanie konstytucyjnej kadencji I prezesa SN, który by tych warunków nie spełniał? A gdyby takie lub inne nowe wymogi wpisać do ustaw dotyczących rzecznika praw obywatelskich, prezydenta czy innych kadencyjnych organów? Przecież taka interpretacja przepisów prowadzi do absurdów.
Czy sędziowie SN podporządkowaliby się władzy takiego sędziego wyznaczonego przez prezydenta?
Trudno teraz przewidywać, jak zachowają się wszyscy sędziowie SN. Z całą pewnością jednak trudno oczekiwać jakiejś gremialnej akceptacji takiej osoby. Najpierw musimy jednak zobaczyć, kto to będzie i jak się zachowa. Z czym wyjdzie do sędziów. Należy bowiem pamiętać, że SN spełnia funkcje wobec społeczeństwa. Nie należy więc oczekiwać, że sąd nagle przestanie wywiązywać się ze swoich zadań. Ja jedynie mogę powiedzieć, że przewidując ryzyko wystąpienia takiej sytuacji, złożyłem rezygnację z funkcji rzecznika prasowego SN, która zapewne lada chwila zostanie przyjęta. Nie chcę bowiem akceptować tej osoby, która z woli pana prezydenta będzie kierować SN. Nie mogę więc reprezentować jej na zewnątrz. Być może tego typu decyzji będzie więcej, a być może nie. Tego na chwilę obecną nie wiem. Sędziowie są teraz w bardzo trudnej sytuacji i będą musieli podejmować bardzo trudne indywidualne decyzje. Dlatego też bardzo trudno jest już dziś powiedzieć, czy uda nam się wypracować jakieś wspólne stanowisko, czy też dojdzie do jakiegoś podziału.