Minister Zbigniew Ziobro ogłosił listę sędziów, którzy będą sądzić kolegów. Ujawniono również nazwiska tych, którzy będą ich oskarżać.
Dziennik Gazeta Prawna
Piotr Schab, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, został powołany przez ministra sprawiedliwości na czteroletnią kadencję rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych. Jego zastępcami zostali Michał Lasota, sędzia Sądu Rejonowego w Nowym Mieście Lubawskim, i Przemysław Radzik, sędzia Sądu Rejonowego w Krośnie Odrzańskim. Ogłoszono też listę ponad 120 sędziów, którzy zasiądą w nowo tworzonych sądach dyscyplinarnych. Wybory ministra zaskoczyły środowisko.

Niepokorny rzecznik

Piotr Schab nie jest szerzej znany. Nie należy do żadnego stowarzyszenia, nie udziela się medialnie. Jego wybór może dziwić, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że już raz pokrzyżował plany obecnemu ministrowi sprawiedliwości. W 2017 r., jako zastępca rzecznika dyscyplinarnego, odmówił wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego Wojciecha Łączewskiego, czego domagał się właśnie Zbigniew Ziobro (to Łączewski skazał Mariusza Kamińskiego, niegdyś szefa CBA, a dziś koordynatora służb specjalnych, na trzy lata więzienia i dziesięcioletni zakaz zajmowania stanowisk). Mało tego, w toku sprawy Schab twardo dowodził, że minister nie potrafił sformułować zarzutów dyscyplinarnych. – Powołanie sędziego Schaba na stanowisko rzecznika dyscyplinarnego pozwala mieć nadzieję, że wbrew obawom sądownictwo dyscyplinarne nie będzie wykorzystywane do celów politycznych – ocenia Mariusz Królikowski, sędzia Sądu Okręgowego w Płocku.
MS nie komentuje powodów tej decyzji.

Problemy resortu

Zaskoczenie może też budzić opublikowana na stronie ministerstwa lista osób, którym mają być powierzone obowiązki sędziów dyscyplinarnych. Znalazło się na niej kilku sędziów, którym raczej nie po drodze z obecnym szefostwem resortu. Do takich z pewnością zalicza się Dariusz Mazur, sędzia krakowskiego sądu okręgowego. Jest on jedną z twarzy oporu, jaki tamtejsi sędziowie stawiają swojej przełożonej Dagmarze Pawełczyk-Woickiej.
– Patrząc na znane mi nazwiska na tej liście, mogę zakładać, że zawiodą się ci, którzy liczyli na jakąś krwawą rozprawę z sędziami. Przynajmniej w pierwszej instancji – zauważa sędzia Królikowski.
Nieco inaczej widzi to Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. – To prawda, są na tej liście osoby, które mają zaufanie w środowisku. Ale tuż obok nich widzimy i takich sędziów, którzy przy różnych okazjach nie zdołali, z bardzo konkretnych przyczyn, zyskać poparcia kolegów – zauważa.
Na liście znaleźli się też ci, którzy nigdy się o to nie starali. W tym gronie jest sędzia Królikowski. – Byłem zaskoczony, gdy z transmisji obrad Krajowej Rady Sądownictwa dowiedziałem się, że jestem kandydatem na sędziego dyscyplinarnego – mówi. W jego przypadku potwierdzają się obawy, o których pisał już DGP i na które w piśmie do MS zwracał uwagę rzecznik praw obywatelskich. Otóż miejsce zamieszkania sędziego Królikowskiego jest oddalone od siedziby sądu dyscyplinarnego (ta znajduje się przy Sądzie Apelacyjnym w Łodzi), w którym ma orzekać, o prawie 200 km.
– Apelacja łódzka jest bardzo rozległa. Inne apelacje także. Dlatego pewnie więcej sędziów będzie miało podobny problem logistyczny – ocenia płocki sędzia.
Mimo to nie zamierza podejmować prób zdjęcia z siebie dodatkowego obowiązku. – Przepisy nie przewidują możliwości złożenia skutecznego sprzeciwu – kwituje.
Inaczej postąpiły m.in. Iwona Litwińska-Palacz, Olga Rybus i Małgorzata Tomkiewicz z SO w Olsztynie. Zwróciły się one do ministra sprawiedliwości o niepowierzanie im obowiązków sędziego dyscyplinarnego. Mimo to ich nazwiska figurują na opublikowanej przez MS liście. Na ten problem również zwracał uwagę RPO. Resort odpowiedział mu, że przepisy nie przewidują obowiązku uzyskania od sędziego uprzedniej zgody, a „sprzeciw wobec zamiaru powierzenia wymienionych obowiązków nie jest prawnie skuteczny”. Nieoficjalnie jednak słyszymy, że kierownictwo resortu, wiedząc, że „z niewolnika nie ma pracownika”, zamierza przyjrzeć się tego typu przypadkom.
Gdyby jednak minister nie wycofał się z tej decyzji, sędziowie, chcąc nie chcąc, będą musieli orzekać w sądach dyscyplinarnych. Wprowadzony niedawno w życie przepis prawa o ustroju sądów powszechnych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 23) stanowi, że „sędzia jest obowiązany wykonywać czynności związane z powierzonymi mu obowiązkami sędziego sądu dyscyplinarnego przy sądzie apelacyjnym”. Ci, którzy mimo takiego zapisu odmówiliby orzekania, musieliby się liczyć z odpowiedzialnością dyscyplinarną.
Brak chęci po stronie sędziów do sądzenia kolegów to jednak niejedyny problem, jaki minister sprawiedliwości ma z sądownictwem dyscyplinarnym. Otóż zgodnie z przepisami prezesów takich sądów powołuje prezes Sądu Najwyższego kierujący pracami izby dyscyplinarnej. Tymczasem izba ta nadal nie działa i taki stan zapewne potrwa jeszcze co najmniej kilka miesięcy. Proces mający doprowadzić do obsadzenia tej izby SN sędziami jeszcze się nie rozpoczął.