Choć od pierwszego posiedzenia nowej Krajowej Rady Sądownictwa minęły zaledwie dwa miesiące, dwóch jej członków już stara się o stanowiska w sądach wyższych.
Grzegorz Furmankiewicz i Maciej Nawacki. Pierwszy stara się o awans do Sądu Okręgowego w Krośnie, drugi do Sądu Okręgowego w Olsztynie. I choć wszystko odbywa się zgodnie z literą prawa, sytuacja wywołuje skrajne emocje w środowisku sędziowskim.
– To idealny przykład na tworzenie kasty złożonej z sędziów wybranych przez polityków i wskazanych przez ministra sprawiedliwości. Ten ostatni musi mieć więc świadomość, że to przede wszystkim on jest budowniczym tego układu – komentuje ostro Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Nic nadzwyczajnego w tym, że członkowie KRS startują w konkursach do wyższych sądów, nie widzi za to Maciej Mitera, rzecznik rady.
– Prawo na to pozwala i nikt nie może tego prawa sędziom zasiadającym w radzie odbierać. Widać doszli oni do wniosku, że są na siłach przejść pozytywnie procedurę konkursową, a czy tak będzie, to się dopiero okaże – stwierdza.

Koledzy oceniają kolegów

Branie udziału w konkursach o wolne stanowiska sędziowskie przez członków KRS, a także przez ich bliskich zawsze budziło wątpliwości. Bo powstaje wrażenie, że to „koledzy oceniają kolegów”. Rada bowiem ostatecznie decyduje, czyje nazwisko znajdzie się na przesyłanym prezydentowi wniosku o powołanie na urząd sędziego. Jedną ze spraw, które zbulwersowały opinię publiczną, było jednogłośne wybranie (spośród kilkudziesięciu kandydatów) przez radę w 2015 r. żony ówczesnego wiceprzewodniczącego KRS płk. Piotra Raczkowskiego. Spora część mediów podważała wówczas uczciwość tego konkursu, zwracając uwagę na towarzyskie więzi łączące członków KRS.
Emocje wzbudził też ubiegłoroczny awans sędzi Ewy Prenety-Ambickiej, która w trakcie zasiadania w radzie przeszła z Sądu Okręgowego w Rzeszowie do tamtejszego sądu apelacyjnego. Ten przypadek był również podnoszony jako dowód na to, że w konkursach o wolne stanowiska w sądach wyższych instancji członkowie rady mają taryfę ulgową.

Walczący z układem

Od tamtego momentu nic się nie zmieniło, jeżeli chodzi o procedurę nominacyjną. Nadal członkowie KRS, tak jak wszyscy inni kandydaci, starając się o awans do wyższego sądu, muszą stanąć przed radą. A mimo to zaledwie dwa miesiące od pierwszego posiedzenia rady w nowym składzie dwóch jej członków zdecydowało się na start w takiej procedurze.
– Wcale nie jestem tym zdziwiony. To po prostu kolejna odsłona obłudy, jaką reprezentuje ta wąska grupa sędziów współpracujących z obecną władzą. Są to osoby, które rzekomo chciały walczyć z jakimś układem. A teraz, aby zrealizować swoje małe ambicje, sami taki układ zaczynają tworzyć – stwierdza Markiewicz. Dodaje, że dzieje się tak na wielu polach – sędziowie ci otrzymują różne funkcje, np. prezesów sądów, są im też nadawane pewne przywileje, jak np. zmniejszenie obłożenia pracą orzeczniczą.
Dziennik Gazeta Prawna
– Dzieje się to kosztem innych, szeregowych sędziów, którymi te osoby jeszcze niedawno były i o których prawa rzekomo walczyły – kwituje gorzko prezes Iustitii.
Z kolei Sławomir Pałka, sędzia Sądu Rejonowego w Oławie i były już członek KRS, zauważa, że konieczność przeprowadzenia zmian w radzie była uzasadniana przede wszystkim tym, że w organie zasiada zbyt mało sędziów rejonowych. – Tymczasem, jak tak dalej pójdzie, może się okazać, że po kilku miesiącach nie będziemy mieli w KRS ani jednego sędziego sądu tego szczebla – komentuje Pałka. On sam, zasiadając w radzie, nie startował w żadnym z konkursów do sądów wyższego rzędu.

Czas na zmiany

SSP „Iustitia” postulowało już swego czasu wprowadzenie rozwiązania, zgodnie z którym sędziowie, w okresie zasiadania w KRS (a także ci przebywający na delegacjach w MS), nie mogliby aplikować na stanowiska sędziowskie.
– Dzięki temu uniknęlibyśmy tych wszystkich podejrzeń i niedopowiedzeń. Z całą pewnością wizerunek wymiaru sprawiedliwości by na tym zyskał – stwierdza Markiewicz.
Podobnego zdania jest Sławomir Pałka.
– Tego typu rozwiązanie funkcjonuje np. w Albanii. Tam sędziowie, którzy zostali wybrani do rady, nie mogą starać się o awans nie tylko w okresie trwania kadencji, lecz także przez pewien czas po jej upływie – podaje przykład.
Ostrożnie do takiego pomysłu podchodzi za to sędzia Mitera.
– Nie mam wyrobionego poglądu na ten temat. Jednak wydaje mi się, że takie rozwiązanie mogłoby niepotrzebnie blokować na kilka lat awans osobom, które na niego ewidentnie zasługują – stwierdza. Zaznacza przy tym, że w czasie, gdy przebywał na delegacji MS, ani razu nie ubiegał się o stanowisku w sądzie wyższego rzędu.

Powtórka z historii

Procedury konkursowe, w jakich biorą obecnie udział członkowie KRS, są na bardzo wczesnym etapie. Na razie nie wiadomo więc, z iloma kandydatami staną w szranki członkowie rady.
Jak informuje biuro prasowe KRS, w tej chwili Krajowa Rada Sądownictwa nie ma żadnych dokumentów związanych z tymi konkursami. Odbywają się one na poziomie sądów apelacyjnych w Rzeszowie i Białymstoku.
Mimo to prezes Markiewicz już teraz jest pewien co do tego, jaki będzie ich wynik.
– Nie mam najmniejszych wątpliwości, że KRS uzna, że to właśnie jej członkowie najbardziej zasługują na stanowiska w sądach okręgowych. Być może wychodzą z założenia, że teraz albo nigdy – kwituje.
Maciej Mitera apeluje jednak o wstrzemięźliwość w wydawaniu osądów.
– Nie wiemy, jakie będą wyniki tych konkursów. Poczekajmy. Może się przecież zdarzyć, że kandydatom nie uda się przekonać rady i wcale nie zostaną przedstawieni prezydentowi. Natomiast jeżeli tak się stanie, opinia publiczna za pośrednictwem mediów zapewne zostanie szczegółowo poinformowana o powodach takiej decyzji KRS – podkreśla sędzia Mitera.