Cztery regiony nie wydały nawet złotówki na projekty rewitalizacyjne w ramach programów operacyjnych. Jeśli samorządy nie wezmą się do pracy, szansa, że odnowią zdegradowane obszary, zmaleje do zera.
Od listopada 2015 r. w Polsce obowiązuje ustawa o rewitalizacji (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1023 ze zm.). Określa ona m.in. sposób wyznaczania obszarów zdegradowanych, zasady konsultacji społecznych, zakres i procedurę uchwalania gminnego programu rewitalizacji (GPR) czy wreszcie wprowadza narzędzia wspierające samorządy, takie jak np. specjalna strefa rewitalizacji.
Jak regiony wykorzystują środki na rewitalizację / Dziennik Gazeta Prawna
Gminy mają opóźnienia
Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju przygotowało właśnie ocenę funkcjonowania tych przepisów. Wynika z niej, że jeszcze w 2015 r. uchwalonych programów rewitalizacji było zaledwie 59. Rok później – już 344. Sukces? Średni, biorąc pod uwagę, że to zaledwie ok. 14 proc. wszystkich gmin. Jeszcze gorzej sprawa wygląda, gdyby wziąć pod uwagę tylko te gminy, które przyjęły programy zgodnie z ustawą, a tych jest zaledwie 65. Nie jest też wcale tak, że sytuacja ulega radykalnej poprawie. Z raportu firmy Grant Thornton wynika, że do końca 2017 r. przyjęto tylko 977 programów rewitalizacyjnych (39 proc. gmin). – Istnieje tym samym poważne ryzyko, że wiele samorządów nie zdąży z zatwierdzeniem programów do końca 2018 r., co oznaczałoby w praktyce brak możliwości pozyskania dofinansowania na projekty realizacyjne w tej perspektywie finansowej – diagnozują eksperci Grant Thornton.
Kolejne dane ministerstwa – tym razem natury finansowej – również nie napawają optymizmem. Szacunkowy budżet na rewitalizacyjne projekty infrastrukturalne w ramach unijnych regionalnych programów operacyjnych (RPO) wynosi 5 mld zł. To niewiele, zważywszy że koszt tego typu działań prowadzonych w samej Warszawie wyceniany jest na 1,7 mld zł. Mimo to w aż czterech regionach (kujawsko-pomorskie, podlaskie, podkarpackie, zachodniopomorskie) nie wykorzystano praktycznie ani złotówki. Dla porównania – są regiony, którym idzie znacznie lepiej. Województwo pomorskie ma wręcz nadkontraktację (103,8 proc.), z kolei w łódzkim wykorzystano już 92,8 proc. pieniędzy.
Niewykorzystane środki
Dlaczego rewitalizacja nie porwała samorządów i dlaczego w 2018 r. wciąż mówimy o niewykorzystanych pieniądzach na ten cel?
– Wydaje się, że największym problemem z wydatkowaniem środków na rewitalizację jest harmonogram poszczególnych działań – ocenia Ewa Pielak, wicedyrektor Biura Rozwoju Gdańska ds. Rewitalizacji. Ustawa weszła w życie prawie dwa lata po rozpoczęciu perspektywy finansowej 2014–2020. Do tego momentu nie było wiadomo, w jakich uwarunkowaniach prawnych należy planować rewitalizację. Do tego dochodzi reżim prawny narzucony przez nowe przepisy.
– Ustawa mocno reguluje formalny proces przygotowania rewitalizacji, począwszy od wyznaczenia obszarów zdegradowanych i obszarów rewitalizacji, poprzez sposób przygotowania gminnego programu, a każdy z tych etapów jest poddany konsultacjom społecznym. Jest to proces trudny i długotrwały – mówi Ewa Pielak. Jak dodaje, gminny program rewitalizacji (GPR) dla Gdańska na lata 2017–2023 został uchwalony dopiero w kwietniu 2017 r.
– Teraz jesteśmy w fazie realizacyjnej i tu znowu rynek weryfikuje nasze założenia dotyczące zarówno planowanych kosztów, jak i czasu wykonania. Część ogłoszonych zamówień publicznych pozostaje bez odpowiedzi, pozostałe ceny ofertowe przewyższają wstępne szacunki. Każdy taki przypadek powoduje przesunięcia terminów w harmonogramie – dodaje.
O doświadczenia zapytaliśmy także władze Bytomia. Tu również widać, jak późno (w kontekście unijnej perspektywy finansowej 2014–2020) pojawiły się pierwsze efekty. I to mimo że urzędnicy do prac nad GPR ruszyli od razu po przyjęciu ustawy w 2015 r.
– Efektem tego było delimitacja obszaru zdegradowanego, przyjęta przez radnych w marcu 2016 r., a na kolejnej sesji rady miasta w kwietniu podjęto decyzję o przystąpieniu do prac nad gminnym programem rewitalizacji – opowiada Iwona Wronka z biura prasowego urzędu miasta. Dokument był gotowy już w październiku 2016 r., a uchwałę dotyczącą Gminnego Programu Rewitalizacji Bytom 2020+ radni uchwalili dopiero w lutym ubiegłego roku, po uzyskaniu niezbędnych opinii m.in. ówczesnego Ministerstwa Rozwoju i urzędu marszałkowskiego.
Jednak w przeciwieństwie do urzędników z Gdańska ci z Bytomia nie uważają, by procedury wynikające z ustawy o rewitalizacji były skomplikowane. – Bytom korzysta już z kolejnych narzędzi, które ona daje. Od marca br. obowiązuje w naszym mieście Specjalna Strefa Rewitalizacji. Tylko w ubiegłym roku, działając w oparciu o ustawę o rewitalizacji, Bytom pozyskał prawie 126 mln zł z funduszy unijnych – mówi Iwona Wronka. Jak dodaje, o pieniądze na inwestycje ze źródeł zewnętrznych starają się podmioty niezależne od miasta. W ubiegłym roku przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych, stowarzyszeń czy parafii pozyskali w sumie ponad 22 mln zł dotacji.
Część samorządowców przekonuje jednak, że to, iż spora część pieniędzy zaszytych w RPO nie została wciąż wykorzystana, nie musi oznaczać, że wydatki na szeroko pojętą rewitalizację nie są realizowane. – My mieliśmy gotowy swój program już we wrześniu 2015 r., a ustawa o rewitalizacji weszła w życie dopiero w listopadzie tamtego roku. Wiedzieliśmy jednak o nadchodzącej zmianie prawa, dlatego korzystaliśmy z przepisów przejściowych. Nasz program jest zarejestrowany w ministerstwie i u marszałka, dlatego możemy bez problemu sięgać po środki unijne. Ale domyślam się, że w niektórych RPO marszałkowie żądają od gmin programów rewitalizacyjnych zgodnych już z ustawą – opowiada wiceprezydent stolicy Michał Olszewski.
– Nasz pomysł od początku zakładał, że będziemy realizować swój program i w którymś momencie zaczniemy przygotowywać GPR taki, jak przewiduje ustawa. W obecnej sytuacji nie jest to jednak dla nas priorytet. Prace nad nim zaczniemy najwcześniej pod koniec tego roku, a GPR będzie bazował na doświadczeniach naszego autorskiego programu – zapowiada Olszewski.