Każdy podejrzewany musi mieć prawo do obrońcy od samego początku postępowania karnego. Zwłaszcza jeśli jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną lub psychiczną. Wskazuje tak rzecznik praw obywatelskich, który po raz kolejny zwrócił się do ministra sprawiedliwości z wnioskiem o podjęcie stosownych prac legislacyjnych.
Adam Bodnar w swym wystąpieniu przypomina o sprawie Tomasza Komendy.
„Przyznał się do winy tylko raz – podczas przesłuchania na policji. Nigdy więcej nie powtórzył tych słów. Tłumaczył potem, że przyznał się, bo został dotkliwie pobity. Gdyby miał od początku adwokata, nie mogłoby do tego dojść” – uzasadnia RPO.
Polskie przepisy formalnie zapewniają dostęp do adwokata, lecz często w praktyce jest on iluzoryczny. Dlaczego? Tłumaczył to na naszych łamach kilka dni temu adwokat Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Przykładowo nawet gdy zatrzymany prosi o skontaktowanie go z obrońcą, często słyszy odpowiedź policjantów, że musi podać numer telefonu. Bo żaden przepis nie zobowiązuje funkcjonariusza do pomocy. Śledczy często w ogóle nie informują o możliwości skorzystania ze wsparcia obrońcy, a niekiedy wręcz do tego zniechęcają. Zdarzają się przypadki wmawiania osobom niepełnosprawnym, że to one popełniły czyn zabroniony. Niektórzy naprawdę zaczynają w to wierzyć.
Na potrzebę zapewnienia dostępu do obrońcy od pierwszego przesłuchania wielokrotnie zwracał uwagę Europejski Trybunał Praw Człowieka. Rodzimi politycy póki co pozostają głusi na te wskazania.