Od wejścia w życie ustawy o SN (Dz.U. z 2018 r. poz. 5) minął zaledwie tydzień, a już widać, że nowe regulacje sprawiają sporo kłopotów. Wszystko dlatego, że powołano dwie zupełnie nowe izby – dyscyplinarną oraz kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych, a nie zapewniono warunków do ich funkcjonowania.



– Jedyne, co można było zrobić, to dokonać podziału pracy według nowych zasad – mówi Michał Laskowski, rzecznik prasowy SN.
Rozdzielono więc sprawy między izbę karną i dyscyplinarną oraz między izbę pracy i ubezpieczeń społecznych a izbę kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych.
Problem polega jednak na tym, że praca w nowych jednostkach nie może się jeszcze rozpocząć. Po pierwsze brakuje sędziów, którzy mogliby w nich orzekać. To oczywiście ma związek z niezwoływaniem przez I prezes SN posiedzenia nowej Krajowej Rady Sądownictwa, która odgrywa decydującą rolę w procesie powoływania sędziów. Nawet jednak gdy dojdzie do zwołania i KRS ruszy z pracą, ostateczne obsadzenie wszystkich wakujących etatów orzeczniczych w SN potrwa co najmniej kilka, jak nie kilkanaście miesięcy. Brakuje też personelu pomocniczego, nie ma również odpowiednich warunków lokalowych.
– I prezes SN jakiś czas temu zwróciła się w tej sprawie do ministra finansów i ministra infrastruktury, nadal jednak nie otrzymała odpowiedzi – mówi sędzia Laskowski.
Tymczasem do SN wpłynęły już sprawy, które mają być rozpatrywane w nowych izbach. Największy problem stanowią skargi na przewlekłość, które są obecnie kierowane do izby kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych. Termin na ich rozpoznanie jest sztywny i wynosi dwa miesiące.
– Zastanawiamy się więc nad możliwością delegowania sędziów z innych izb do izby kontroli nadzwyczajnej i spraw publicznych po to, aby można było te postępowania przeprowadzić i zakończyć bez opóźnienia. Decyzja o tym zapadnie najpewniej jutro – informuje Laskowski.
Od chwili wejścia w życie nowej ustawy do SN wpłynęło siedem skarg na przewlekłość.
Nie ma za to możliwości delegowania do izby dyscyplinarnej sędziów już orzekających w Sądzie Najwyższym. Jak wyjaśnia rzecznik SN, wszystko przez art. 131 ustawy o SN, który stanowi, że sędziego z innej izby nie przenosi się na stanowisko w izbie dyscyplinarnej do dnia obsadzenia wszystkich stanowisk w tejże. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że sędziowie, którzy dopuścili się przewinień służbowych, przez najbliższe kilka lub kilkanaście miesięcy nie będą mogli być prawomocnie osądzeni.
Kolejnym efektem wejścia w życie nowej ustawy jest to, że odejdzie znaczna część obecnej kadry orzekającej. Spora część sędziów ma już bowiem ukończony 65. rok życia albo zaraz ten wiek osiągnie. Do 3 maja mają oni czas na to, aby złożyć do prezydenta wniosek o możliwość dalszego orzekania. Na razie, jak informuje Michał Laskowski, na taki krok zdecydował się tylko jeden sędzia.
– Sędziowie ciągle się zastanawiają, jakie będzie najlepsze wyjście z tej sytuacji. Niewykluczone więc, że tych wniosków będzie każdego dnia więcej – zauważa rzecznik SN.
Warto dodać, że ostatnio do sędziów SN, aby zostali w sądzie, zaapelowało zarówno Stowarzyszenie Sędziów „Iustitia”, jak i Akcja Demokracja.
W Sejmie znajduje się projekt zmian prawa o ustroju sądów powszechnych i ustawy o SN, który ma m.in. określić przesłanki, jakimi ma się kierować głowa państwa, podejmując decyzję o przedłużeniu sędziemu okresu orzekania.
Zgodnie z propozycjami prezydent będzie się na to godził, jeżeli będzie to „uzasadnione interesem wymiaru lub ważnym interesem społecznym (...)”.
Propozycje skrytykowała już I prezes SN, nazywając je kosmetycznymi i pozornymi. Jak stwierdziła w opinii przesłanej Sejmowi, zawarte w projekcie przesłanki są „na tyle nieostre, że ich dodanie do ustawy niewiele zmienia”.
Co ciekawe, choć projekt ten wpłynął do Sejmu 22 marca br., to jeszcze nie zajęła się nim komisja sprawiedliwości i praw człowieka. Za to już jutro jej członkowie pochylą się nad zupełnie innymi propozycjami zmian w ustawie o SN, choć te wpłynęły do laski marszałkowskiej ponad tydzień później. Mowa tutaj o firmowanym przez posła PiS Andrzeja Matusiewicza projekcie, którego zapisy mają uniemożliwić obecnemu składowi SN wybór kandydatów na prezesa SN lub prezesów kierujących pracami poszczególnych izb, gdyby ci obecni zrezygnowali ze swoich stanowisk. PiS chce sobie w ten sposób zagwarantować, że kandydaci do stanowisk funkcyjnych zostaną wybrani przez nowy SN.