Pierwsze miesiące po wejściu w życie nowej ustawy o Sądzie Najwyższym będą bardzo ciężkie. Zarówno dla pracowników administracyjnych, jak i dla sędziów w nowej Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Powód? „Odziedziczą” ponad 100 spraw, które wpłynęły do SN w ostatnich miesiącach, a nie można ich było rozpoznać.
Obecnie w SN działa Izba Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych. Nowa ustawa jednak zmienia strukturę sądu. Zagadnienia z zakresu spraw publicznych trafią do nowo powołanej izby (Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych). Od pewnego czasu więc część wpływających do SN spraw w ogóle nie jest przydzielana. Nie miałoby to sensu, gdyż po 3 kwietnia 2018 r. trzeba by je było rozdzielić jeszcze raz.
– Na chwilę obecną do SN wpłynęło 105 spraw, które dotychczas były rozpoznawane przez Izbę Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych, a zgodnie z nową ustawą o SN będą podlegały rozpoznaniu przez nową Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – informuje Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN.
Są to m.in. sprawy z zakresu prawa publicznego, w tym ochrony konkurencji, regulacji energetyki, telekomunikacji i transportu kolejowego oraz sprawy, w których złożono odwołanie od decyzji przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a także skargi dotyczące przewlekłości postępowania przed sądami powszechnymi i wojskowymi oraz Sądem Najwyższym i odwołania od uchwał KRS.
– Sprawy te nie są wyznaczane i czekają na podjęcie czynności w nowej izbie SN – potwierdza Krzysztof Michałowski.
Co to oznacza w praktyce?
Sąd Najwyższy, który miał działać sprawniej, będzie działał wolniej. Przynajmniej w pierwszych kilkunastu miesiącach, aż nowe kadry okrzepną i uporają się z wpływem – twierdzi dr Mariusz Bidziński, wspólnik w kancelarii Chmaj i Wspólnicy i wykładowca na Uniwersytecie SWPS.
Problemu dałoby się uniknąć, gdyby przepisy przejściowe zostały przygotowane lepiej. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości uważają natomiast, że to sędziowie i pracownicy SN starają się storpedować nową ustawę. Jeden z parlamentarzystów mówi nam, że przecież sprawy wpływające do obecnej Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych można by już dekretować na nową izbę. Nie rozwiązałoby to w pełni problemu, ale przyspieszyło możliwość zapoznania się z dokumentami po 3 kwietnia.
– Przecież to kuriozalny pomysł! Stosować należy przepisy ustawy, która obowiązuje, a nie przyszłej. A co, jeśli Sejm znowelizowałby w ostatniej chwili ustawę, rezygnując z powołania nowej izby? Wychodząc z tego założenia, co politycy, równie dobrze obywatel mógłby nie płacić podatków i mówić, że za 10 lat zostaną one zniesione – wykpiwa pomysł dr Mariusz Bidziński.
Krzysztof Michałowski z SN twierdzi, że „zator” to zbyt mocne określenie na sytuację, która się pojawi, ale z pewnością należy się spodziewać zaległości w rozpoznawaniu spraw. Do czasu utworzenia nowych izb i ich obsadzenia sprawy bowiem nie mogą być rozpoznawane.
– Niestety spoczywać będą też skargi na przewlekłość postępowania, na których rozpoznanie sąd ma dwa miesiące. Już teraz można stwierdzić, że termin ten nie zostanie zachowany i będzie miała miejsce przewlekłość spraw ze skarg na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki – wyjaśnia Krzysztof Michałowski.
Jak długo obywatele poczekają na orzeczenia SN w nowej izbie? Zależy to w dużej mierze od tego, którzy z sędziów w niej zostaną. To właśnie w ramach katalogu spraw publicznych znajdują się bowiem najbardziej skomplikowane sprawy, jak np. spory z zakresu prawa konkurencji czy telekomunikacyjnego. Tajemnicą poliszynela jest, że w obecnym składzie osobowym SN są dziedziny, w których specjalizuje się zaledwie jeden sędzia. I tak np. gdyby z SN odszedł sędzia Dawid Miąsik, mogłoby się okazać, że postępowania pomiędzy przedsiębiorcami a Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie są rozpoznawane nie tylko ze względów proceduralnych, lecz także dlatego, że trzeba powołać nowego specjalistę.
– Do Sądu Najwyższego często trafiają pracownicy naukowi, a nie sędziowie. Są świetnymi fachowcami, ale też potrzebują czasu, aby poznać wszelkie uwarunkowania orzekania w sądzie – zaznacza dr Bidziński.