Krajowe Biuro Wyborcze zamierza zorganizować centralny przetarg wyłaniający firmę, która dostarczy sprzęt do obwodowych komisji.
Decyzję w tej sprawie podjęła nowa szefowa tej instytucji Magdalena Pietrzak, przy wsparciu Państwowej Komisji Wyborczej (KBW pomaga technicznie organizować wybory i referenda PKW). Jest to więc równoznaczne z przyjęciem zupełnie innej filozofii działania niż to, za czym obstawiała jej poprzedniczka na tym stanowisku Beata Tokaj. Jej dążenie było bowiem takie, by KBW nie rozpisywała jednego, ogromnego zamówienia publicznego, tylko by obowiązek ten scedować na gminy i zapewnić im środki na niezbędne wydatki.
Nowe kierownictwo KBW wyszło jednak z założenia, że takie rozproszone zakupy kamer mogłyby zagrozić bezpieczeństwu związanym z zapewnieniem transmisji internetowej z lokali wyborczych w sytuacji, gdyby każda gmina kupiła sprzęt wedle własnego uznania. Potem pojawiłyby się problemy np. z serwisowaniem i utrzymywaniem kupionych urządzeń.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że w KBW i PKW obecnie trwa przygotowywanie specyfikacji technicznej nowego rozwiązania, której następnie przyjrzałaby się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (chodzi o ocenę, czy proponowane rozwiązania gwarantują bezpieczeństwo transmisji internetowej). Niewykluczone, że specyfikacja powstanie jeszcze do końca tego tygodnia. Przetarg musi być rozpisany jak najszybciej, by zdążyć na wybory – a te wypadną w jedną z dwóch ostatnich niedziel października lub pierwszą niedzielę listopada. Do tego dochodzi jeszcze planowane na listopad, dwudniowe referendum konsultacyjne Pałacu Prezydenckiego w sprawie kształtu nowej ustawy zasadniczej.
Nasze źródła w PKW sugerują, że do rozpisania przetargu na kamery mogłoby dojść w kwietniu. Przy czym nie daje to żadnej gwarancji, że nie zabraknie czasu. Mowa o wartym miliony złotych przetargu i potencjalnie zajadłej walce firm o kontrakt. Z pisma KBW z 20 lutego skierowanego do premiera Mateusza Morawieckiego wynika, że koszt sprzętu do transmisji i nagrywania prac komisji wyborczych oszacowano na 84 mln zł, a koszt samej transmisji (instalacja urządzeń, łącza, oprogramowanie itp.) – na kolejnych 50 mln zł. Jak stwierdził niedawno szef PKW Wojciech Hermeliński, dotychczas w Polsce największe inicjatywy dotyczyły zakupu 3 tys. kamer dla Kolei Mazowieckich i 2 tys. dla metra. Tymczasem na potrzeby wyborów potrzeba minimum 28 tys. takich urządzeń.
W KBW zdają sobie sprawę, że kilka miesięcy na rozstrzygnięcie tak znaczącego przetargu to niewiele. Dlatego w kuluarowych dyskusjach urzędników pojawiają się pomysły na wybrnięcie z ewentualnych kłopotów.
Jeden ze scenariuszy mówi o szybkiej nowelizacji kodeksu wyborczego i przesunięciu obowiązku transmisji na przyszłoroczne wybory parlamentarne. Na to jednak, jak słyszymy od naszych źródeł, szanse na dziś są niewielkie (chociażby z powodów politycznych). Inny, bardziej prawdopodobny wariant mówi o przeprowadzeniu czegoś na kształt pilotażu polegającego na tym, by transmisję przeprowadzić tylko w wybranych lokalach wyborczych, np. w jednym województwie. To pozwoliłoby zapewnić większe bezpieczeństwo transmisji internetowej i nie przeciążyłoby serwerów PKW i KBW. W pozostałych lokalach obraz byłby tylko nagrywany. Przy takim rozwiązaniu być może udałoby się uniknąć konieczności nowelizacji ustawy. Nowy kodeks wyborczy dość ogólnie zakłada, że jeśli nie da się zapewnić bezpośredniej transmisji, istnieje możliwość nagrywania prac komisji. Nie jest sprecyzowane, czy ma to być rozwiązanie na skalę incydentalną, czy masową. No i pytanie, czy będzie w ogóle czym nagrywać.
Poprzednia szefowa Krajowego Biura Wyborczego Beata Tokaj skłaniała się ku temu, by nie robić jednego, centralnego przetargu. – To oznaczałoby trudny do przeprowadzenia przetarg unijny. Raczej skłaniamy się, że to gminy zakupią sprzęt, a my przekażemy pieniądze – mówiła Beata Tokaj pod koniec lutego w wywiadzie udzielonym DGP. Co ciekawe, taki kierunek popierała wówczas część posłów PiS. – Wówczas rozpraszamy i minimalizujemy ryzyko, że dojdzie do jakiegoś paraliżu, np. wskutek odwołań producentów tego sprzętu, którzy wystartują w postępowaniach – komentował wówczas poseł partii rządzącej Marcin Horała.
Teraz politycy PiS dość oględnie mówią, że kibicują nowej szefowej KBW i szanują jej decyzję. A samorządowcy się cieszą. – Do tej pory nie wiadomo było, jaki sprzęt kupić i w jakiej ilości. Sugerowaliśmy w trakcie prac parlamentarnych, by część nowych zadań, w tym tych kamer, wdrożyć w późniejszym czasie, ale nas nie słuchano – mówi Leszek Świętalski ze Związku Gmin Wiejskich RP.
Po drodze pojawiły się głosy wątpiące, czy scedowanie przetargów na gminy jest w ogóle możliwe z prawnego punktu widzenia. Zdaniem samorządowców wymagałoby to zmiany ustawy. Ale Urząd Zamówień Publicznych (UZP) nie widzi takich przeciwwskazań. Jego przedstawiciele zwracają nam uwagę na art. 156 ust. 1 kodeksu wyborczego, zgodnie z którym za zadania dotyczące „obsługi i techniczno-materialnych warunków pracy obwodowych i terytorialnych komisji wyborczych” odpowiada wójt, starosta lub marszałek województwa. – Jeżeli zatem gmina otrzyma do realizacji zadanie zlecone z zakresu administracji rządowej, polegające na dostawie i montażu urządzeń do rejestracji obrazu i dźwięku w lokalach wyborczych, to będzie takie zadanie wykonywać – mówi Anita Wichniak-Olczak z UZP.
Jednocześnie potwierdza to, czego obawiali się urzędnicy KBW i PKW – mianowicie przy takiej opcji każda z gmin mogłaby być autonomiczna w swoich działaniach. – Oznacza to, że wartość zamówienia na dostawę i montaż urządzeń szacowana będzie odrębnie przez każdą gminę, co w przypadku mniejszych może spowodować, iż wartość udzielanego zamówienia nie przekroczy 30 tys. euro, a zatem nie będzie wymogu zastosowania ustawy – Prawo zamówień publicznych – tłumaczy Anita Wichniak-Olczak. To z kolei mogłoby oznaczać, że sprzęt zakupiony przez poszczególne gminy mógłby się między sobą znacząco różnić.