W sprawach administracyjnych zapadają wyroki, w których Trybunał Konstytucyjny reprezentowany jest przez Julię Przyłębską jako prezesa. Także NSA nie ma z tym problemu.
Spór o to, czy obecna prezes TK została wybrana zgodnie z wszelkimi prawidłami, ciągnie się już niemal od dwóch lat. Zastrzeżenia formułowało wielu konstytucjonalistów wskazujących m.in., że w zgromadzeniu ogólnym sędziów TK, które wyłoniło dwóch kandydatów na prezesa trybunału, brali udział tzw. sędziowie dublerzy, że nie podjęto uchwały o wyborze kandydatów, że zgromadzenia nie zwołał wiceprezes TK. Podobnych wątpliwości nie mają jednak sądy administracyjne, co widać z przeglądu ich orzecznictwa.
Bez rozterek
Najwięcej spraw przeciwko TK trafia do warszawskiego WSA w związku z ustawą o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1764 ze zm.). Skargi składają przede wszystkim obywatele oraz organizacje społeczne, które chcą się dowiedzieć, jak funkcjonuje trybunał. Najczęściej w tego typu postępowaniach sąd konstytucyjny jest reprezentowany albo przez Julię Przyłębską, która występuje jako prezes TK, albo przez upoważnionego przez nią Mariusza Muszyńskiego. A sądy administracyjne rozpatrują te skargi bez mrugnięcia okiem. Tak było np. w sprawie o sygn. akt II SAB/Wa 151/17, w której orzekał warszawski WSA, czy też w innym wydanym przez ten sąd wyroku zapadłym w postępowaniu o sygn. akt II SAB/Wa 182/17.
Tym samym sądownictwu administracyjnemu obce są rozterki, które towarzyszyły chociażby Sądowi Apelacyjnemu w Warszawie. Był on autorem głośnego zagadnienia prawnego skierowanego do Sądu Najwyższego, w którym prosił o rozwianie wątpliwości co do wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK. SN jednak tego nie zrobił. Nie powiedział również, czy w ogóle jest możliwość badania przez sąd powszechny procedury wyłaniania prezesa TK. Zamiast tego zdecydował o odmowie podjęcia uchwały (syng. akt III SZP 2/17). Głównym powodem takiej decyzji było uznanie przez SN, że w pytaniu prawnym przedstawionym przez SA w Warszawie nie wykazano rzeczywistego problemu prawnego wymagającego rozstrzygnięcia.
Efekt mrożący
Konstytucjonaliści, choć nie kryli rozczarowania tą decyzją SN, to podkreślali, że nie zamyka ona drogi do dalszego badania przez sądy prawidłowości procedury wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK.
– W świetle przedstawionych przez SA w Warszawie w pytaniu prawnym wątpliwości, nie mamy do czynienia z legalnie wybranym prezesem TK. I im szybciej zostanie to stwierdzone, tym lepiej dla całego państwa. A jedynym organem, który może to stwierdzić, jest niezawisły sąd – argumentował dr hab. Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego.
Wtórował mu dr hab. Sławomir Patyra, konstytucjonalista z UMSC w Lublinie.
– SN swoją decyzją co prawda nie otworzył warszawskiemu sądowi apelacyjnemu drogi do badania prawidłowości wyboru prezesa TK w tym konkretnym postępowaniu, ale przecież nie oznacza to, że takie badanie przez inne sądy, w innych postępowaniach, jest wykluczone – przekonywał. Jego zdaniem zresztą lepszą ścieżką do uzyskania takiego rozstrzygnięcia byłaby ta oparta na przepisach kodeksu postępowania administracyjnego. – Sądom administracyjnym jest zdecydowanie bliżej do kwestii ustrojowych niż sądom cywilnym – mówił.
Jak się jednak okazuje, sądy administracyjne nie zdradzają zainteresowania tego typu kwestią ustrojową. One również, mając do rozstrzygnięcia skargę, w której TK jest reprezentowany przez Julię Przyłębską, mogłyby postąpić podobnie do warszawskiego sądu i skierować zagadnienie prawne dotyczące prawidłowości wyboru obecnego prezesa TK do rozstrzygnięcia odpowiedniemu poszerzonemu składowi Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Spór na linii sądownictwo powszechne – kierownictwo Trybunału Konstytucyjnego / Dziennik Gazeta Prawna
Dotąd tak się nie stało. Co więcej, wygląda na to, że nawet NSA nie widzi żadnych, wymagających odpowiedniej wykładni, kwestii ustrojowych. Świadczyć o tym może zapadłe na początku grudnia zeszłego roku rozstrzygnięcie, które definitywnie zakończyło postępowanie wszczęte przez Lidię Bagińską, najkrócej urzędującą sędzię TK. Prawniczka w gorącej atmosferze odeszła z trybunału w 2007 r. po kilku dniach od złożenia ślubowania. Ponad rok temu podjęła próbę powrotu do gmachu przy alei Szucha, wykorzystując właśnie ścieżkę administracyjną. DGP opisał całą sprawę w październiku 2017 r. Informowaliśmy wówczas, że WSA odrzucił skargę byłej sędzi i że ta zaskarżyła to rozstrzygnięcie do NSA. Ten jednak również nie zgodził się z argumentacją przedstawioną w odwołaniu i tym samym zamknął sprawę byłej sędzi TK ze skutkiem dla niej negatywnym. W tym postępowaniu sąd konstytucyjny również był reprezentowany przez Julię Przyłębską występującą w roli prezesa. Co najwyraźniej NSA w ogóle nie przeszkadzało.
– Jest to swego rodzaju wygodnictwo. Skoro bowiem SN wydał takie, a nie inne postanowienie, to sądy po prostu czują się zwolnione z konieczności zgłębiania tego tematu, który zresztą wcale prosty nie jest. Tylko kto powiedział, że sądy są od rozstrzygania jedynie prostych spraw – komentuje dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jego zdaniem to, że sądy administracyjne postanowiły nie zabierać głosu w sprawie legalności wyboru Julii Przyłębskiej na prezesa TK, jest również skutkiem działania szeroko pojętego efektu mrożącego.
– Sądy mają świadomość, że podejmując się spraw, które mogą zostać uznane przez rządzących za polityczne, mogą się narazić na pewne konsekwencje z ich strony – kwituje konstytucjonalista.