Czym innym jest chęć udoskonalenia systemu w ramach obowiązujących zasad prawnych i aksjologicznych , a czym innym próba jego całkowitej anihilacji przez derogację norm dotychczas oczywistych. Sytuacja staje się szczególnie niebezpieczna, gdy taką postawę przybierają prominentni politycy obozu posiadającego większość parlamentarną.
Nikt nie neguje zasady autonomii parlamentu. Trzeba jednakże przypomnieć, jakie są warunki jej występowania. Przede wszystkim, w Konstytucji RP został przyjęty hierarchiczny model źródeł prawa. Ustawa nie może więc regulować ani zmieniać materii konstytucyjnej. Taka sytuacja stała się jednak naszą codziennością legislacyjną. Ze względu na brak niezbędnej do zmiany konstytucji większości obozu rządzącego powtarzają się usilne próby, zresztą w dużej mierze udane, zmieniania postanowień ustawy zasadniczej ustawodawstwem zwykłym. Po całkowitym paraliżu Trybunału Konstytucyjnego nie ma mowy o efektywnej możliwości badania hierarchiczności norm prawnych, na którą wskazywał Hans Kelsen. W związku z tym rzeczywistością stała się sytuacja, w której ustawa jest niezgodna z konstytucją, jednakże nie istnieje faktyczna możliwość derogacji takiego aktu z systemu. W moim przekonaniu, coraz trudniej będzie zapewnić także rozproszoną kontrolę norm przez sądy powszechne. Pomijając sam fakt zmian ustrojowych wokół sądownictwa, największą w moim odczuciu przeszkodą może się okazać brak zakorzenienia takiego sposobu kontroli norm w naszej kulturze prawnej.
To nie musi być trójpodział
Druga, nie mniej istotna uwaga: autonomia parlamentarna ma zakres ograniczony na podstawie art. 10 ust. 1 Konstytucji RP. Stanowi on, że ustrój Polski jest oparty na trójpodziale i równowadze władzy. Nie możemy więc mówić o zasadzie preponderancji władzy ustawodawczej. Z taką sytuacją mamy do czynienia chociażby w Szwajcarii, gdzie Zgromadzenie Federalne jest uprawnione do głębokiej ingerencji w działalność pozostałych władz (nawet sądowniczej). Na marginesie należy zauważyć, że rozwiązanie to znajduje swoją ratio legis w wiekowej tradycji tego państwa. W Polsce, dopóki konstytucja nie zostanie zmieniona, nie możemy mówić o tak daleko idących uprawnieniach parlamentu.
W powyższym kontekście zasadne jest pytanie dotyczące źródła subiektywizacji prawa, która pozwala na zachowania sprzeczne z dotychczasowym systemem norm. Moim zdaniem należy jej upatrywać w relatywizacji moralnej, która w rezultacie musi wywołać także relatywizm prawniczy. Zjawisko to prowadzi nie tylko do zanegowania możliwości rozumowego ustalenia tego, co prawdziwe i słuszne, lecz jest także groźne dla kształtowania stosunków społecznych. Warto zauważyć, że w koncepcjach relatywistycznych nie istnieją żadne pewne założenia uniwersalne. Każde z nich (być może oprócz samego relatywizmu) można bowiem zanegować lub sprowadzić do poziomu błędnego rozumowania. Taki stan rzeczy, w kontekście nauki prawa, pozwala zadać sobie pytanie o zasadność badań prowadzonych przez chociażby prawoznawstwo.
Relatywizm wymusza postawę podważenia zaufania adresatów norm prawnych do podmiotów państwowych. Przy stosowaniu przez administrację założeń subiektywizmu prawnego, dochodzimy do momentu, w którym każdy przepis może posiadać swoje „drugie dno” zgodne z obecnie stosowaną wykładnią polityczną. Oczywiście w takim stanie rzeczy wykładnia ta będzie w sposób wyraźny obarczona wadą, jednakże w obliczu braku nadzoru judykatury nad tym procesem zostanie ona bezprawnie zalegalizowana. Profesor Marek Zubik w swoim wystąpieniu podczas Zjazdu Katedr Prawa Konstytucyjnego postawił hipotezę, która wskazuje, że relatywizm prawniczy, przy niskiej kulturze prawnej, okazał się użytecznym mechanizmem społecznego podważania władzy w ramach bieżącej walki politycznej. Twierdzenie to wydaje się słuszne, w szczególności w kontekście kształtowania stosunków podmiotów konstytucyjnych oraz coraz głębszej ingerencji władzy w prawa człowieka. Zmiana prawa o zgromadzeniach, przyznająca prymat zgromadzeniom cyklicznym, nowelizacja ordynacji wyborczych, a także wejście w życie tzw. ustawy inwigilacyjnej to tylko poniektóre przykłady działań ingerujących w nasze prawa podstawowe.
Kompleksowej relatywizacji poddana jest wykładnia norm ustawy zasadniczej, która ma uzasadnić moralnie wydawane akty prawne hierarchicznie niezgodne z najwyższym prawem. Konstytucja w swojej naturze charakteryzuje się pewną otwartością postanowień. Wyraża ona system wartości, który ma być realizowany. Normy i zasady zawarte w tym akcie często ograniczają się do wskazania ramowych celów, które należy osiągnąć, oraz wartości, które należy chronić. W Konstytucji RP znajdziemy również pewne wektory, które jednocześnie są wskazówkami interpretacyjnymi, zarówno dla całego systemu prawa, jak i dla samej ustawy zasadniczej. Bezsprzecznie powinny one kształtować sposób działania władzy publicznej oraz ramy jej kompetencji. Ustrojodawca w akcie z 1997 roku wyeksponował chociażby takie aksjomaty jak: wolność, równość, sprawiedliwość, pomocniczość czy współdziałanie władz. To one zawsze muszą wskazywać pewien kierunek działalności publicznej.
Interpretacja przez wyważanie
Urzeczywistnianie norm konstytucyjnych często może rodzić wątpliwości co do sposobu osiągnięcia wskazanego rezultatu. Normalne wydaje się zatem, że interpretując normy kierunkowe, musimy się podjąć wyważenia różnych wartości i zasad tkwiących w ich treści. Ten proces wykładni i interpretacji nie jest jednak oderwany od założeń racjonalnych. Oznacza to, że nie powinien on przekraczać intelektualnych możliwości podmiotu publicznego, który go dokonuje. Otwartość postanowień konstytucyjnych nie oznacza ich dowolności! Obiektywizacji można dokonać przede wszystkim poprzez czerpanie z kultury prawnej, nauki prawa czy ugruntowanego orzecznictwa. Nie bez znaczenia będzie także odwołanie się do powszechnie akceptowanego systemu wartości.
Normy i społeczny interes
Kamil Stępniak, doktorant w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku / Dziennik Gazeta Prawna
Patrząc szerzej na omawiane zjawisko, nietrudno byłoby znaleźć historyczne orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego czy Naczelnego Sądu Administracyjnego, które budziły społeczne kontrowersje. Z podjętym rozumowaniem można było się wielokrotnie nie zgadzać. Co więcej, nieraz dochodziło do derogacji ustaw, które ze społecznego punktu widzenia byłyby pożyteczne, jednakże TK dopatrywał się w nich pewnej niedoskonałości. W tym miejscu można przywołać chociażby sprawę tzw. ustawy śmieciowej, która regulowała sprawy związane z ekologią, ustawę o NFZ, która poprawiała funkcjonowanie tej instytucji, czy też kontrowersyjny (ale i oczekiwany) wyrok w sprawie klauzuli sumienia lekarzy. W takiej sytuacji politycy kontestowali działalność władzy sądowniczej. Nie jest jednak najważniejszy zamysł ustawodawcy (ani pozytywny, ani negatywny z punktu widzenia obywatela), lecz zgodność przyjętych rozwiązań z powszechnie akceptowanym systemem wartości, który urzeczywistnia konstytucja.
Społeczna wizja naszego państwa może się zmieniać. Legislatywa ma pełne prawo do kształtowania stosunków społecznych oraz istniejących instytucji prawnych, którego nikt nie powinien jej odbierać. Jednakże sposób, w jaki zostanie to zrobione, musi być legalny. Żaden konstytucjonalista nie zaneguje faktu, że umowa społeczna może podlegać zmianom i modyfikacjom. Jednakże może to nastąpić tylko wtedy, gdy władza legitymizuje się odpowiednim poparciem społeczeństwa. Oznacza to konieczność uzyskania w wyborach powszechnych większości parlamentarnej pozwalającej na zmianę konstytucji (większość 2/3 w Sejmie oraz bezwzględna w Senacie). Próba zanegowania istniejącego ładu społecznego w sposób kreatywny, nie zaś legalny, jest etycznie naganna. Relatywizacja prawa, która idzie za potrzebą uzyskania wymiernych korzyści politycznych, prowadzi bowiem do deprawacji całego prawodawstwa. Podejmowane działania są szkodliwe nie tylko dla systemu prawnego, ale także dla naszej kultury prawnej, która w zdecydowanej większości społeczeństwa jest zaniedbana. Śmiem twierdzić, że takie działania odcisną głębokie piętno zarówno na instytucjach, jak i na całym narodzie. Póki rządzący nie wykażą się wyższą świadomością prawną, będą sięgać do sposobów legislacyjnych z kręgu politycznej hucpy nieprzystających do demokratycznych narzędzi w państwie prawa.