Szkodzi nieznajomość nie tylko prawa, lecz także wiedzy prawniczej. Przykładów w projekcie uproszczeń dla przedsiębiorców nie brakuje.
W ostatnim czasie pojawił się projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu wprowadzenia uproszczeń dla przedsiębiorców w prawie podatkowym i gospodarczym datowany na 27 września 2017 r. (projekt 12303406 do znalezienia na stronie Rządowego Centrum Legislacji). Już sam tytuł odnoszący się do prawa gospodarczego o – jak się okaże – odmiennym od tradycyjnego ujęciu, budzi sprzeciw. W szczególności w kontekście proponowanych zmian. W uzasadnieniu do projektu wskazuje się bowiem na dwa obszary, w których założone cele projektu mają być realizowane: prawo podatkowe i właśnie gospodarcze. Jakich to aktów „prawa gospodarczego” miałyby dotyczyć zmiany? Na pierwszy ogień idzie kodeks spółek handlowych, który jest przecież regulacją z zakresu prawa handlowego. Dalej znajdujemy zmiany m.in. w kodeksie pracy, ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, o bezpieczeństwie żywności i żywienia, prawie o ruchu drogowym itd. Jak żyję, nie sądziłem, że obszarem prawa gospodarczego w jego tradycyjnym znaczeniu objęte jest prawo o ruchu drogowym, w szczególności gdy chodzi o definicję motocykla, czemu poświęcony jest fragment ustawy, czy ustawa o wychowaniu w trzeźwości. O kodeksie pracy nie wspomnę.
Tak przy okazji...
Już to inspiruje do lektury projektu. Jest on w istocie czymś przypominającym hurtownię ogólnospożywczą, gdyż od Sasa do Lasa wepchnięto weń problematykę tak odmienną, tak rozproszoną, że trudno nad tym wszystkim panować. Pewnie to jest metoda, aby przy okazji zmiany w jakimś poważnym akcie zawrzeć też regulacje zupełnie niemające z nim związku. Już próbowano tak zrobić, gdy dokonywaliśmy dużej noweli kodeksu spółek handlowych, która weszła w życie na początku 2003 r. W komisji sejmowej próbowano wówczas procedować również problematykę hurtowni. W obecnym projekcie również próbuje się znowelizować obrót hurtowy napojami alkoholowymi. Déja vu. W 2002 r. uznaliśmy jednak w komisji sejmowej, że nie jesteśmy gremium, które powinno się tym zajmować i to firmować. Problematyka hurtowni nie prześlizgnęła się przy nowelizacji k.s.h.
Zastanawiam się, kto dał ludziom odpowiedzialnym za taką hucpę tytuł do takiego postępowania. Kto pozwala na resortowe nowelizacje. Całe szczęście, że już przynajmniej wiemy – inaczej niż to było poprzednio – kto ponosi odpowiedzialność za proponowane zmiany. Wiemy, że to nowelizacja proponowana przez Ministerstwo Rozwoju, ale jedynie we współpracy m.in. z Ministerstwem Sprawiedliwości. Trzeba się będzie kiedyś z tego rozliczyć. Próbuje się zastępować Komisję Kodyfikacyjną, Sąd Najwyższy, doktrynę prawa itd. Po ponad 50 latach działania Komisji Kodyfikacyjnej (już za nią zatęskniłem), 15 latach dbałości o kodeks spółek handlowych urzędnik (jednak anonimowy, bo na końcu będzie parlament) zastępuje komisję.
Jako uzasadnienie do projektu wskazuje się, że istnieje potrzeba interwencji tam, gdzie występują spory w doktrynie, a orzecznictwo jest niejednolite. Raz jeszcze więc zapytam, kto dał autorom tytuł do tego, aby zastępować SN, skoro temu służą uchwały siedmiu sędziów czy całego składu Izby. Swego czasu Ministerstwo Rozwoju zupełnie zlekceważyło okoliczność, że Sąd Najwyższy w składzie siedmiu sędziów wydał bardzo dobre orzeczenie dotyczące niedopuszczalności prokury mieszanej (uchwała siedmiu sędziów SN IC z 30 stycznia 2015 r., III CZP 34/14). W ten sposób zlekceważono stanowisko sądu i to wydane w składzie siódemkowym. Doprowadzono bowiem wbrew tej uchwale do przyjęcia kalekiej w swojej postaci prokury mieszanej. Już wtedy zasadne było pytanie, po co nam sądy.
Wybiórcze poprawianie
W proponowanym projekcie ustawy postawiono sobie za cel nowelizowanie „punktowe”, czyli wybiórcze, niesystemowe. Do tego czynione w sposób hurtowy, bez szerokiej konsultacji z doktryną prawa. Może robią to punktowi prawnicy do wykorzystania przez Ministerstwo Rozwoju? Przypomnę, że w przeszłości, zanim doszło do zmian (lub do nich nie doszło; dotyczy to m.in. beznominałowej spółki z o.o.), odbywały się otwarte dyskusje i spory. Ci wszyscy, którzy dzisiaj, przy braku Komisji Kodyfikacyjnej, chcą sobie uzurpować prawo do reprezentacji stanowiska doktryny, powinni też zostać ujawnieni. Anonimowi doradcy źle doradzają panu ministrowi.
Kodeks spółek handlowych wymaga szacunku, a nie hurtowych zmian. Tworzony był z powagą i wstrzemięźliwością i tak powinien też być zmieniany. Pozostawał jakością normatywną osadzoną w systemie prawa prywatnego i sam w sobie określony system tworzył. Dzisiaj, poprzez harce i punktowe regulacje, dojdzie niechybnie do jego rozsadzenia. Współtwórcy tych zmian pozostaną natomiast schowani, w odróżnieniu od twórców kodeksu czy jego recenzentów.
Punktowo, bo przecież nie systemowo, odniosę się do niektórych propozycji.
Na sam początek zaproponowano dodanie do k.s.h. art. 41, który (w dużym skrócie) daje możliwość potwierdzania czynności dokonywanych przez fałszywy organ lub organ przekraczający zakres swojego umocowania na wzór art. 103 k.c. odnoszącego się do fałszywego pełnomocnika. Zawsze uważałem, że problem tak naprawdę zależy od obowiązujących regulacji. Na razie obowiązuje jeszcze art. 39 k.c., który – rozpatrywany w związku z art. 58 k.c. – należy interpretować jako skutkujący nieważnością dokonywanej czynności. Tymczasem nie proponuje się nam uchylenia art. 39 k.c., co w kontekście chęci stosowania odpowiednich reguł, jakie wynikają z art. 103 k.c., można by zrozumieć. Niesystemowość polega też na tym, że próbuje się uregulować tę kwestię w odniesieniu do spółek, a w stosunku do innych podmiotów już nie.
Przypomnę, że w podobnym kierunku co autorzy proponowanych zmian poszedł SN, tylko w odniesieniu do spółdzielni (uchwała siedmiu sędziów z 14 września 2017 r., III CZP 31/07). Ale nie uczynił tego ustawodawca, tylko Sąd Najwyższy. A co z innymi przedsiębiorcami niebędącymi spółdzielniami i spółkami? Przecież projekt miał dotyczyć uproszczeń dla przedsiębiorców, a nie niektórych przedsiębiorców. W każdej ustawie regulującej ich ustrój trzeba będzie więc wprowadzić przepis na wzór proponowanego art. 41 k.s.h. Nie tędy droga. Systemowo, panowie, nie punktowo! Rzecz nie w regulacji w k.s.h., lecz w systemowym rozumieniu problemu. No i dlaczego o systemie prawa punktowo miałyby rozstrzygać urzędy (później zaś ekspresowo parlament). Bo pewnie entuzjastów i klakierów takiego rozwiązania będzie mnóstwo. No i dlaczego, jak proponuje projekt, miałoby się nie stosować do sytuacji braku potwierdzenia z art. 103 par. 3 k.c.? No chyba dlatego, że mimo wszystko obowiązuje art. 39 k.c., który taki zwrot i obowiązek naprawienia szkody przewiduje. Może więc warto było się zająć art. 39 k.c.?
Inną proponowaną zmianą jest dodanie w art. 97 k.s.h. odnoszącego się do spółki partnerskiej paragrafu 3: „Członkiem zarządu jest co najmniej jeden partner. Członkiem zarządu może być także osoba trzecia”. Pomijam stylistykę, powtórzenia w tej propozycji. Co innego jest ważne. Przypomnieć należy, że art. 97 wprowadza do spółki partnerskiej możliwość wyboru między modelem prowadzenia spraw i reprezentowania przez zarząd, do którego stosuje się przepisy o zarządzie spółki z o.o., a modelem według reguł obowiązujących w spółce jawnej. W uzasadnieniu do projektu stwierdza się: „w obecnym stanie prawnym powstają wątpliwości, czy w skład zarządu spółki partnerskiej mogą wchodzić także osoby trzecie”. Boże, Ty czytasz i nie grzmisz! Nie zauważyłem poważnych opracowań, orzeczeń sądowych, gdzie problem taki byłby artykułowany. Do spółki partnerskiej tylko w sprawach nieunormowanych w dziale o spółce partnerskiej stosuje się odpowiednio przepisy o spółce jawnej. Tak więc zasady prowadzenia spraw i reprezentacji, które należy wykorzystywać ze spółki jawnej (w szczególności art. 38 par. 1 k.s.h.), mają zastosowanie, tylko gdy nie korzysta się z modelu spółki z o.o. To właśnie o to chodziło. Spółka partnerska, mimo że jest spółką osobową, nie może być utożsamiana ze spółką jawną, nie można ograniczać jej „osobowym charakterem”. Jednym z elementów jej hybrydowego kształtu jest właśnie założona możliwość działania przez zarząd, którym mogą być również menedżerowie spoza spółki. Wręcz podręcznikowo podkreśla się, że osoby wykonujące wolny zawód mogą chcieć być zwolnione z obowiązku zarządzania spółką i reprezentowania jej – na rzecz profesjonalnych zarządców. Zarządzanie spółką partnerską w modelu działania zarządu to coś innego niż w spółce jawnej. Ale nie, projektodawcy wiedzą lepiej, bo spółka partnerska „ma osobowy charakter”. Wbrew twierdzeniom zawartym w uzasadnieniu, w obecnym stanie prawnym nie powstają w tym zakresie wątpliwości. Uczonym w piśmie proponuję sięgnięcie do uzasadnienia do kodeksu spółek handlowych z 2001 r.
Idźmy dalej. Projekt proponuje uchylić w art. 251 i 109 paragrafy drugie. Przepisy, których uchylenie się proponuje, brzmią następująco: „Osoby, które działają w imieniu spółki po jej zawiązaniu, a przed jej wpisem do rejestru, za zobowiązania wynikające z tego działania odpowiadają solidarnie”. Do tego należy jeszcze zacytować uzasadnienie wykreślenia tych przepisów: „Proponowana zmiana ma na celu wyeliminowanie zbędnego (logicznie sprzecznego) przepisu, bowiem nie ma on w praktyce zastosowania. Spółka osobowa uzyskuje zdolność prawną dopiero w momencie wpisu do rejestru przedsiębiorców, dlatego też nie jest prawnie dopuszczalne działanie w jej imieniu po zawiązaniu, a przed wpisem do rejestru”. Coś niesamowitego. To nie są wyżyny rozumowania prawniczego.
Mogę odnieść się do tej kwestii, bo byłem inspiratorem i autorem wprowadzonego art. 251 par. 1 k.s.h. „Spółka jawna powstaje z chwilą wpisu do rejestru”. Chodziło o to, aby ujednolicić zasady tworzenia spółek osobowych, odejść od niespójnego z kodeksem spółek handlowych ustalenia, wywodzącego się z kodeksu handlowego momentu utworzenia spółki jawnej. To, że powstaje ona z chwilą wpisu do rejestru, nie oznacza, że nie są możliwe działania w jej imieniu przed wpisem. Bezrefleksyjna zmiana abstrahuje od treści obowiązującego od 2001 r. bez zmian art. 109 k.s.h. Trzeba więc chyba zarzucić twórcom kodeksu spółek handlowych głupotę i to, że nie rozumieli, że skoro spółka komandytowa powstaje z chwilą wpisu do rejestru, to osoby nie mogą działać w jej imieniu przed wpisem do rejestru. Po drugie, zarówno art. 251, jak i art. 109 k.s.h. odnoszą się do odpowiedzialności osób działających, a nie bytów bądź niebytów prawnych. Regulacja dotyczy więc ustalenia zasad odpowiedzialności, „surowszych” niż po wpisie do rejestru. Po trzecie, właśnie w ten sposób stwierdzono, że są możliwe czynności podejmowane w imieniu spółki przed jej zarejestrowaniem. Co więcej, one są dokonywane i w fazie tworzenia mogą i powinny być dokonywane. Ale skoro tak, to trzeba się liczyć z odpowiedzialnością solidarną, osobistą i pierwszorzędną. Bo dopiero wpis do rejestru daje „przywilej” subsydiarności. Po kolejne w końcu, jak można w ogóle pisać, że takie działanie przed wpisem „nie jest prawnie dopuszczalne”. Tylko jak utworzyć spółkę, nie działając? Oczywiście można wszystko skreślić, dodać, uzupełnić, ale to trzeba jurydycznie uzasadnić, a nie się wygłupiać.
Spartaczony garnitur
Dotknąłem tylko kilku regulacji odnoszących się do przepisów ogólnych i spółek osobowych. Mnóstwo również wątpliwych zmian dotyczy spółek kapitałowych. Jak napisał w DGP z 2 października 2017 r., nr 190 Patryk Słowik, uszyto „nowy garnitur dla spółek”. Tylko jak on może wyglądać jak garnitur, skoro nie uszył go krawiec? Wolę więc stary.
Nie ma tu miejsca, aby przeanalizować wszystkie proponowane zmiany. Weźmy choćby pierwsze z brzegu dwie propozycje. Zdaniem projektodawców „w praktyce obrotu gospodarczego powstają wątpliwości, w jakiej formie powinna zostać dokonana zmiana umowy spółki w organizacji” (art. 161 k.s.h.). Otóż odpowiedź znajdujemy w propozycji dodanego do art. 161 k.s.h. par. 4, mianowicie: „zmiana umowy spółki z o.o. w organizacji następuje przez zmianę umowy zawartej przez wspólników”. Bingo! Piękne, nieprawdaż? A można było po prostu nakazać odpowiednie stosowanie określonych przepisów. Inna kwestia dotyczy pytania: komu składa się rezygnację z pełnionej funkcji? Odpowiedź: „Członek zarządu (podobnie rady nadzorczej – podkr. A.K.) składa oświadczenie o rezygnacji spółce”. A komu miałby składać? No chyba nie księdzu biskupowi? A na ten temat (adresata oświadczenia o rezygnacji) wypowiedział się SN w uchwale siedmiu sędziów (uchwała z 31 marca 2016r., III CZP 89/15). Znów ministerstwo zastępuje Sąd Najwyższy.
Ignorantia nocet. Nie tylko nieznajomość prawa. Szkodzi również nieznajomość wiedzy prawniczej na ten temat. A skoro chce się szkodzić, to proszę bardzo – sobie, ale nie innym.
Ci wszyscy, którzy dzisiaj, przy braku Komisji Kodyfikacyjnej, chcą sobie uzurpować prawo do reprezentacji stanowiska doktryny, powinni zostać ujawnieni