- Obywatele nie dowiedzą się, dlaczego jeden sędzia okazał się w oczach głowy państwa godny dalszego pełnienia urzędu, a inny nie. Mogą więc pojawić się domysły, że jeden po prostu się podoba rządzącym, a drugi nie, bo np. orzeka nie tak, jak by tego oczekiwała władza - tłumaczy Dariusz Zawistowski, prezes Sądu Najwyższego kierujący pracami Izby Cywilnej, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.
Prezydent we wczorajszym wywiadzie dla DGP postawił tezę, że skutkiem jego projektów dotyczących wymiaru sprawiedliwości nie będzie rewolucja, a jedynie głęboka zmiana. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?
Trudno mówić, że to nie jest rewolucja, skoro na skutek wejścia w życie zaproponowanych regulacji skład Sądu Najwyższego zmieni się w sposób diametralny. W efekcie wprowadzenia kryterium, zgodnie z którym sędziowie SN będą przechodzili w stan spoczynku w wieku 65 lat, z sądu będzie przecież musiało odejść ok. 40 proc. obecnej kadry orzekającej.
Kieruje pan Izbą Cywilną SN. Jak ta zmiana wpłynie na jej skład?
Będzie zmuszonych odejść 18 na 30 sędziów orzekających. Rodzi się więc pytanie, czemu ta wymiana kadr ma tak naprawdę służyć.
Chociażby zrównaniu wieku emerytalnego sędziów z wiekiem emerytalnym innych obywateli.
Ale przecież chyba wszyscy wiedzą, że sędziowie SN po ukończeniu 65. roku życia nie osiągają jeszcze kresu swoich możliwości zawodowych. To przecież właśnie ci, którzy znajdują się w przedziale wiekowym 65–70 lat dysponują ogromną wiedzą oraz doświadczeniem wynikającym nieraz z kilkudziesięcioletniego okresu spędzonego za sędziowskim stołem. Tak więc dla sędziego jest to bardzo dobry okres dla orzekania.
Prezydent we wspomnianym już wywiadzie powiedział wprost, że chodzi o „przewietrzenie” SN.
To w takim razie tym bardziej nie można twierdzić, że nie mamy do czynienia z rewolucją.
Neguje pan potrzebę takiego przewietrzenia? Prezydent stawia tezę, że dzięki temu z SN znikną w końcu sędziowie, którzy kiedyś „sądzili w imieniu PZPR”.
Ja się z taką argumentacją nie mogę pogodzić, bo ona nosi znamiona odpowiedzialności zbiorowej. Moim zdaniem każdy przypadek musi być oceniany indywidualnie. Z tego, że ktoś pracował przed 1989 r., nie można od razu wyciągać wniosku, że dziś on do tej pracy się nie nadaje. Przecież gdyby być konsekwentnym i przykładać taką miarę także do przedstawicieli pozostałych dwóch władz, to należałoby powiedzieć, że politycy, którzy rozpoczynali swoją działalność w poprzednim systemie, dziś nie powinni zasiadać w parlamencie. Przecież to by było nie do przyjęcia w demokratycznym państwie.
Z tego, co pan mówi, wynika więc, że SN jest krystalicznie czysty i żadnej weryfikacji nie potrzeba.
Nie chcę generalizować, ale ja naprawdę nie widzę podstaw do wprowadzenia tak drastycznego rozwiązania, którego efektem będzie wymiana prawie połowy obecnego składu SN. Oczywiście jeżeli sędzia za poprzedniego ustroju rzeczywiście zachował się niegodnie, to ja również uważam, że nie powinien dziś pełnić urzędu sędziego. Ale to należy oceniać indywidualnie. Poza tym proszę mieć na względzie, że od zmiany ustroju upłynęło już sporo czasu, więc ta wymiana kadrowa w SN dokonała się już w sposób naturalny. Niemal wszyscy sędziowie, którzy obecnie zasiadają w SN, z małymi wyjątkami, to są osoby, które były powołane już po 1989 r.
To może właśnie te wyjątki są problemem?
Ale przecież, o czym już mówił kilkakrotnie prof. Adam Strzembosz, wszyscy sędziowie SN zostali po 1989 r. poddani lustracji. Skoro więc taki mechanizm kontrolny został przewidziany kilkadziesiąt lat temu przez ustawodawcę i są sędziowie, którzy przez niego przeszli pozytywnie, to nie można im teraz czynić zarzutu, że nadal pełnią urząd.
Sędziowie SN, którzy ukończyli już 65. rok życia, będą składać wnioski do prezydenta o umożliwienie im dalszego orzekania?
Część sędziów deklarowała już, że na pewno takiego wniosku do prezydenta nie złoży. Trudno jednak dziś powiedzieć, ile konkretnie osób podejmie taką decyzję.
Jak sędziowie uzasadniają decyzję o nieskładaniu wniosku do prezydenta?
Słychać liczne głosy, że rozwiązanie polegające na przeniesieniu w stan spoczynku wszystkich sędziów SN, którzy ukończyli 65 lat, będzie niezgodne z konstytucją. Część sędziów uważa więc, że wniosku o umożliwienie im dalszego orzekania po osiągnięciu tego wieku nie należy składać, bo byłoby to równoznaczne z akceptacją regulacji niezgodnej z ustawą zasadniczą.
A może powód jest bardziej prozaiczny i sędziowie po prostu boją się, że nie przejdą przez prezydenckie sito?
Ja bym tego nie nazwał strachem. Sędziowie mają jednak na względzie to, że projekt nie przesądza, jakimi kryteriami będzie się kierował prezydent, podejmując decyzję o przedłużeniu bądź nieprzedłużeniu sędziemu okresu orzekania. Trudno więc się dziwić, że sędziowie nie wykazują entuzjazmu dla tego rozwiązania.
Prezydent wspomniał o zaświadczeniu lekarskim.
Ale przecież to jest wymóg czysto formalny. Jeżeli ktoś jest bardzo chory, to przecież i tak nie będzie pracować, obojętnie w jakim jest wieku. Jestem więc głęboko przekonany, że nie o taką weryfikację w tym projekcie chodzi.
A o jaką?
To jest pytanie do autorów projektu. Nie wiemy, jakie czynniki będą miały wpływ na decyzję prezydenta. I ten brak transparentności może bardzo źle wpłynąć na odbiór społeczny sędziów, którzy się takiej weryfikacji poddadzą. Obywatele nie dowiedzą się, dlaczego jeden sędzia okazał się w oczach głowy państwa godny dalszego pełnienia urzędu, a inny nie. Mogą więc pojawić się domysły, że jeden po prostu się podoba rządzącym, a drugi nie, bo np. orzeka nie tak, jak by tego władza oczekiwała. To będzie miało fatalny wpływ na postrzeganie przez społeczeństwo sędziowskiej niezawisłości.