Co łączy te trzy historie? Czterej bandyci włamują się do domu, katują domownika, a gdy temu udaje się odbiec, dopadają go i próbują udusić. W panice ofiara chwyta za nóż, zabija jednego z przestępców, a dwóch rani. Kolejna sprawa: 15 wyrostków podchodzi pod posesję, jeden przeskakuje przez płot, grozi śmiercią właścicielowi i szarpie go. Jest pijany. Właściciel w obronie uderza niegroźnie sztachetą w głowę napastnika. I ostatnia sprawa – napadnięty we własnym mieszkaniu śmiertelnie rani intruza nożem w brzuch.



Oczywiście wspólne jest miejsce zdarzenia – dom, posesja. Wszędzie wdzierają się napastnicy i wszędzie broniący się domownik atakuje intruzów. We wszystkich tych przypadkach naturalnym też wydaje się, że napadnięci działali pod wpływem strachu lub wzburzenia, czyli że prokuratorzy i sądy mogli umorzyć postępowania ze względu na takie usprawiedliwienie tych czynów okolicznościami zamachu. Działał już przepis uprzywilejowujący broniących się (art. 25 par. 3 kodeksu karnego), który wszedł w życie 8 czerwca 2010 r.
Jednak najważniejszym wspólnym mianownikiem tych historii jest to, że wszyscy trzej napadnięci zostali jednak oskarżeni. Pierwszego skazano, odstąpiono od wymierzenia kary i kazano zapłacić 500 zł zadośćuczynienia. Drugi przesiedział w areszcie ponad rok, w I instancji sąd skazał go na 4 lata i 3 miesiące więzienia. Dopiero po 4-letnim postępowaniu sąd apelacyjny uniewinnił go ostatecznie.
Trzeciego uniewinniono w I instancji, ale z kolei sąd odwoławczy uchylił wyrok. W żadnym z tych przypadków sądy w ogóle nie rozważały kwestii wpływu wtargnięcia do domu czy mieszkania na subiektywne poczucie zagrożenia, strachu czy wzburzenia osób napadniętych. A przecież to właśnie w swoim domu powinniśmy czuć się bezpiecznie.
Zdroworozsądkowi Amerykanie założyli, że już samo wtargnięcie do naszego domu czy na posesję powoduje w nas strach (presumption of fear of death or great bodily harm) (art. 776 statutu karnego stanu Floryda; podobnie w Teksasie). Francuzi (art. 122 k.k.) i Belgowie (art. 417 k.k.) szczególnie chronią napadniętego w swoim domu w porze nocnej.
Podobnie w Wielkiej Brytanii, gdzie nowelizacja do Criminal Justice and Immigration Act przyjęta w 2013 r. wprowadziła usprawiedliwienie osoby broniącej się poprzez użycie nawet rażąco nieproporcjonalnej siły obrony przed zamachem napastnika, który wtargnął do prywatnego domu lub mieszkania (grossly disproportionate). Zresztą już starożytni Żydzi i Chińczycy przewidzieli prawo zabicia intruza we własnym domu.
I nie ma znaczenia, kim jest napastnik – zabójcą czy „tylko” złodziejem. Przestraszony napadnięty nie będzie przecież pytać intruza o zamiary, jak to sarkastycznie ujął Marion Hammer, były szef National Rifle Association: „Czy przyszedłeś tu po to, żeby mnie zabić, czy może jedynie, żeby mnie pobić i zabrać moje kosztowności?”.
Naruszenie świętości domostwa godzi w prawo człowieka do ochrony życia rodzinnego. Ale skoro trzeba znaleźć balans między prawem agresora a prawem ofiary, to kryteria powinny być jasne i obiektywne. Nasza propozycja zmiany przepisu o obronie koniecznej ułatwi to zadanie i prokuratorom, i sędziom. Nie będą zmuszeni do zastanawiania się nad stanem psychicznym ofiary w chwili ataku – czy rzeczywiście istniało w jej świadomości przekonanie o zagrożeniu życia i zdrowia, a może tylko mienia, a może to było tylko zdenerwowanie. A jakie? Silne czy lekkie? A może napadnięty w chwili ataku mógł rozważyć zastosowanie innego narzędzia dla jego odparcia.
Obecny stan prawny, zmuszający organy do badania subiektywnego nastawienia osoby broniącej się, zamiast ułatwiać ocenę czynu zadanie to mocno utrudnia. Jak ex post ocenić, czy broniący odgadnął rzeczywiste zamiary napastnika i przewidział, jak silny będzie jego atak, aby dopasować obronę? Jak stwierdzić, często kilka lat po zdarzeniu, czy broniący się był w stanie racjonalnie przewidzieć rozmiar krzywdy, jaką może napastnikowi wyrządzić? Przy takich przepisach nie dziwi niechęć prokuratorów i sędziów do dokonywania oceny strachu, o którym stanowi art. 25 par. 3 k.k.
Po zmianie prawa nie będzie mieć znaczenia, czy intruz przyszedł ukraść czy zabić, czy był uzbrojony, i to, czy użyjemy wobec niego wazonu, noża, a może sztachety. Nie będzie podlegać karze, kto przekracza granice obrony koniecznej, odpierając zamach polegający na wdarciu się do mieszkania, domu albo przylegającego do niego ogrodzonego terenu lub odpierając zamach poprzedzony wdarciem się do tych miejsc, chyba że przekroczenie granic obrony koniecznej było rażące.
Uprzedzając ewentualną krytykę, trzeba zastrzec, że przepis ten nie będzie sposobem na zabicie nielubianego sąsiada, gdyż mowa w nim o „wdarciu się”, co ma już swoje ugruntowane znaczenie przy naruszeniu miru domowego (art. 193 k.k.).
I wreszcie – last but not least – zmiana ta jest odpowiedzią na społeczne przekonanie, dowiedzione niestety praktyką, że prawo chroni przestępcę, a nie ofiarę, co często konkretyzuje się właśnie przy obronie koniecznej poprzez kłopoty prawne tego, kto z prawa do obrony skorzystał.