Polska wielką SSE? Pomysł budzi spore zainteresowanie władz lokalnych. Ale rodzi też pytania – m.in. o to, czy nie wracamy w ten sposób do gospodarki centralnie sterowanej.
W Polsce działa obecnie 14 specjalnych stref ekonomicznych (SSE) – np. Euro-Park Mielec, wałbrzyski Invest-Park czy Krakowski Park Technologiczny. Od początku istnienia SSE w Polsce firmy zainwestowały w nie grubo ponad 100 mld zł. Wszystko dzięki preferencjom podatkowym (np. przez określony czas nie płacą CIT). Rzecz w tym, że obszar objęty tego typu wsparciem zajmuje 25 tys. ha, czyli zaledwie 0,08 proc. powierzchni kraju.
Ministerstwo Rozwoju chce to zmienić. Zgodnie z koncepcją Polska – Strefa Inwestycji, cały kraj miałby się de facto stać jedną wielką SSE. – Preferencje podatkowe będą uzależnione od trzech podstawowych, a zarazem jasnych i czytelnych kwestii: lokalizacji inwestycji, jej charakteru i jakości tworzonych miejsc pracy – zapowiedział szef resortu rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki. Dzięki takiemu podejściu zlikwidowana zostanie też długotrwała procedura zmiany granic specjalnych stref ekonomicznych.
Co oznacza rewolucja w specjalnych strefach ekonomicznych? / Dziennik Gazeta Prawna
Lęk przed nieznanym
Rewolucja zapowiedziana przez ministerstwo dotyczy przede wszystkim przedsiębiorców, ale w dużej mierze także władz lokalnych. Niemal wszyscy chwalą kierunek nakreślony przez wicepremiera Morawieckiego. – Wszelkie działania służące poprawie sytuacji polskich przedsiębiorców, wzrostu inwestycji czy zwiększenia liczby miejsc pracy znajdują poparcie władz samorządowych – mówi Beata Joanna Łozińska, dyrektor departamentu gospodarki w urzędzie marszałkowskim woj. wielkopolskiego.
Jednak gdy pierwsze zachwyty mijają, w tle pojawia się coraz więcej obaw i wątpliwości związanych także z tym, że wciąż nie są znane szczegóły propozycji ministerstwa, mimo że rewolucja miałaby się rozpocząć już od przyszłego roku.
– Najważniejsze, aby ten model nie doprowadził do przeregulowania gospodarki i ręcznego sterowania strumieniem inwestycji do konkretnych lokalizacji kosztem innych, np. dużych ośrodków miejskich. To byłby błąd, szczególnie jeżeli chodzi o duże projekty – zwraca uwagę Michał Piotrowski z biura prasowego gdańskiego ratusza.
Część samorządów obawia się o dalszą rolę obecnie istniejących jednostek powołanych do obsługi potencjalnych inwestorów (regionalne agencje rozwoju, centra obsługi inwestora i eksportera – COIE itp.). – Nowy system z pewnością z początku wprowadzi pewne zamieszanie i kluczowe będzie jak najszybsze określenie potencjalnych dróg współpracy. Jaki będzie modelowy schemat obsługi inwestora w danej lokalizacji, jaką rolę będą miały obecne COIE działające przy urzędach marszałkowskich, jakie funkcje pełnić będzie Polska Agencja Inwestycji i Handlu i finalnie, w którym miejscu całego procesu umiejscowione zostaną jednostki gminne zajmujące się obsługą inwestorów? – zastanawia się Beata Krzyżanowska z urzędu miejskiego w Lublinie.
Zdaniem mazowieckich samorządowców filozofia przyjęta przez resort – czyli wszechobecne obszary przedsiębiorczości – jest mało realna. – Rozwój jest zawsze zróżnicowany, a polityka go stymulująca musi być odpowiednio zróżnicowana i kierowana do poszczególnych terytoriów, charakteryzujących się własną specyfiką – twierdzi Marta Milewska, rzeczniczka marszałka woj. mazowieckiego. Wątpliwości regionu budzą też kryteria jakościowe, jakie w opinii resortu rozwoju powinny spełniać inwestycje chcące skorzystać z preferencji podatkowych (wysoko specjalistyczna kadra, wysokopłatne miejsca pracy, współpraca z ośrodkami badawczymi, działalność B+R). – To będzie preferować wsparcie dla obszarów silnych w sensie rozwoju społeczno-gospodarczego – obawia się Marta Milewska.
Część samorządów zwraca uwagę, że stworzenie de facto jednej wielkiej SEE w kraju odbije się na ich budżetach. – Oczywiście istnieje zagrożenie, że nowy model wspierania inwestorów obniży dochody samorządów z tytułu podatku CIT, choć głównie samorządów wojewódzkich, gdzie udział w CIT jest większy – przyznaje Michał Piotrowski z Gdańska. Ale efekt ten w części zniwelują dodatkowe wpływy do budżetu państwa i samorządowych kas wynikające z nowych inwestycji – szacuje się, że w ciągu 10 lat będzie to 3,7 mld zł.
Co na to ministerstwo
Wszystkie wątpliwości wyrażone przez władze lokalne i regionalne przekazaliśmy Ministerstwu Rozwoju (MR). Jak je komentuje? Podkreśla, że w zakresie podejmowania decyzji dotyczących udzielania ulg nic się nie zmieni – będą one podejmowane przez zarządy spółek zarządzających strefami na mocy upoważnienia przez ministra. Przy zmianie filozofii wsparcia zmieni się też ich rola. Traktowane jako centrum wiedzy dla inwestora będą działały w ramach rejonizacji opartej na powiatach określonych w rozporządzeniu wykonawczym do nowej ustawy. Każda z nich będzie miała przydzielone obszary, gdzie będzie mogła prowadzić działalność.
Zdaniem MR obecnie mamy do czynienia z sytuacją, że w niektórych powiatach funkcjonuje jednocześnie kilka stref, a w wielu nie działa ani jedna. Ponadto obecnie strefy obsługują grunty i projekty odległe nieraz kilkaset kilometrów od własnej siedziby, co jest zupełnie niefunkcjonalne. – Dzięki zaproponowanym zmianom granice SSE zostaną uporządkowane w taki sposób, że każda lokalizacja będzie przypisana tylko do jednej strefy. Oznacza to, że odpowiedzialność za nowych inwestorów na niektórych terenach przejmą inne niż dotychczas strefy według nowego podziału – tłumaczy resort i dodaje, że dla inwestorów, którzy otrzymali już zezwolenie na działalność, nic się nie zmieni.
Jedną z najważniejszych zasad nowego instrumentu wspierania inwestycji w ramach ulg podatkowych jest otwarcie na mikro-, małe i średnie przedsiębiorstwa, które dotychczas były słabo reprezentowane w SSE (10 proc. udziału w nakładach inwestycyjnych), gdyż nie otrzymywały żadnych preferencji. W nowym modelu zakładane jest wsparcie tych firm np. przez obniżenie minimalnych wartości inwestycji w stosunku do wymogów stawianych dużym przedsiębiorstwom.