Czy udostępnienie konsumentom zawierającym umowę na odległość pakietu dokumentów, ale uniemożliwienie zapoznania się z nimi w obecności dostawcy, jest agresywną praktyką rynkową? Rozstrzygnie to Trybunał Sprawiedliwości UE.
Spór o agresywność praktyki / Dziennik Gazeta Prawna



Pytanie prejudycjalne do trybunału postanowił skierować Sąd Najwyższy (sygn. akt III SK 45/16). Sprawa, która przed nim zawisła, to głośny swego czasu spór pomiędzy prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów a spółką Orange, która w 2010 r. została ukarana wielomilionową karą m.in. za praktykę polegającą na zawieraniu umów o świadczenie usług w trybie na odległość i uniemożliwianie konsumentom zapoznania się z umową do podpisu doręczaną przez kuriera. Dostawcy z jednej strony nie mogli zostawiać dokumentów w celu ich późniejszego odebrania. Z drugiej – spieszyli się, przez co wywierali presję czasową na konsumentów.
Praktyka Orange
Przepisy ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym dotyczące agresywnych praktyk (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 3 ze zm.) są pochodną sekcji drugiej unijnej dyrektywy dotyczącej nieuczciwych praktyk rynkowych nr 2005/29/WE. I jak na razie Trybunał Sprawiedliwości UE nie stanął przed udzieleniem odpowiedzi na pytanie, co należy rozumieć przez agresywną praktykę. Czy jest nią także wykorzystywanie przewagi organizacyjnej przez przedsiębiorcę nad konsumentem? Teraz, na skutek decyzji polskiego SN, będzie musiał się z tym zagadnieniem zmierzyć.
Sprawa, która była asumptem do zadania TSUE pytania prejudycjalnego, trafiła w końcu do SN na skutek odwołania się Orange od decyzji prezesa UOKiK. Spółka przekonywała, że nie może być mowy o agresywnej praktyce rynkowej. Konsumenci nie zawierali bowiem umów w ciemno, lecz mieli możliwość je dokładnie poznać. Wchodzili przecież na stronę internetową przedsiębiorcy i za jej pośrednictwem zamawiali usługę. Udostępniano im wiele dokumentów, w tym wzorzec umowy. Mogli więc się zapoznać z tym, co podpiszą w chwili przyjazdu kuriera. Zresztą zapoznanie się z dokumentami potwierdzali w systemie online.
Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów co do zasady przyznał rację prezesowi UOKiK.
„Zasadnie prezes Urzędu wskazał, iż konsument, otrzymując od kuriera dokumenty umowy, powinien mieć zapewnioną ilość czasu wystarczającą nie tylko na zapoznanie się z postanowieniami wzoru umowy, ale również z postanowieniami regulaminów i cenników składających się na treść umowy” – wskazał sąd.
Innego zdania był jednak Sąd Apelacyjny w Warszawie. Uznał, że o agresywnej praktyce nie ma mowy. Jaki to bowiem przymus, jeśli ktoś może przeczytać dokumenty w wygodnym fotelu?
Prezes UOKiK złożył skargę kasacyjną. Uważa bowiem, że jednym z podstawowych praw konsumenta jest możliwość zapoznania się z każdym dokumentem, który ma podpisać. W szczególności gdy dotyczy to umowy zawieranej na kilka lat, co jest cechą większości kontraktów na usługi telekomunikacyjne. Prawo odstąpienia od umowy nie stanowi wystarczającego zabezpieczenia. Tym bardziej że nie należy zmuszać konsumentów do multiplikowania swoich oświadczeń woli. Dodatkowo istnieje ryzyko, że wzorzec udostępniony w internecie będzie się różnił od umowy doręczonej w wersji pisemnej.
Orange zastrzegała, że twierdzenia urzędników mają się nijak do stanu faktycznego sprawy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że konsument to samo otrzymywał w sieci i w swoim domu.
Rodzaj nacisku
Sąd Najwyższy uznał, że warto zaczekać na interpretację TSUE, czym jest agresywna praktyka rynkowa, polegająca na wywieraniu przymusu lub bezprawnego nacisku. Przy czym sędziowie chcą poznać odpowiedź uwzględniającą dwie sytuacje. Chodzi o to, czy postać rzeczy zmienia to, że przedsiębiorca nie tylko udostępnia wzorzec umowy na stronie, lecz także ujawnia konsumentowi spersonalizowane dokumenty, np. na skrzynkę e-mail.
Eksperci przyznają, że SN podjął właściwą decyzję.
– Nie ulega wątpliwości, że wbrew temu, co mogłoby sugerować potoczne rozumienie terminu „agresywne praktyki rynkowe”, nie można go utożsamiać wyłącznie z sytuacjami, w których przedsiębiorca posuwa się do gróźb, przymusu fizycznego czy przemocy. Nie bez powodu zarówno w dyrektywie, jak i w polskim prawie praktyki te są definiowane szerzej i obejmują różnego rodzaju formy bezprawnego czy niedopuszczalnego nacisku wywieranego przez przedsiębiorcę na konsumenta – zwraca uwagę radca prawny Aleksander Stawicki, senior partner w kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr. Zaznacza jednak przy tym, że oczywiście nie każda forma presji czy nacisku może być kwalifikowana jako przejaw agresywnej praktyki.
– Wydaje się, że tak kwalifikowane powinny być przypadki, w których działania przedsiębiorcy w sposób dość jaskrawy wykraczają poza przyjęte normy. W tym kontekście odpowiedź TSUE na pytanie polskiego sądu, czy do tej kategorii można zaliczyć wykorzystanie przewagi organizacyjnej, może być ciekawą wskazówką interpretacyjną na przyszłość. Trudno jednak dziś wyrokować, jak tę kwestię rozstrzygnie trybunał – dodaje mec. Stawicki.
Zdaniem adwokata Dominika Jędrzejki, partnera w kancelarii Kaszubiak Jędrzejko Adwokaci i autora bloga NieuczciwePraktykiRynkowe.pl, trudno zarzucić, by sposób organizacji procesu sprzedaży wypełniał definicję bezprawnego nacisku. To pojęcie wiązać należy z konkretniejszym i bardziej kierunkowym działaniem.
– Można zastanawiać się ewentualnie, czy taka organizacja przedsiębiorstwa stworzyła uciążliwe lub niewspółmierne bariery pozaumowne, które przedsiębiorca wykorzystywał, aby przeszkodzić konsumentowi w wykonaniu jego praw umownych, w tym wypadku prawa do informacji na etapie przedkontraktowym – twierdzi mec. Jędrzejko.
Innymi słowy, w ocenie prawnika brak przekazania oryginału umowy oraz odesłanie do wzorca na stronie WWW wiązać należałoby co najwyżej z nienależytą realizacją obowiązków informacyjnych, a nie agresywną praktyką rynkową.