Rzeczywistość nie zna próżni. Kompetencje zabrane sądom i przekazane ministrowi sprawiedliwości gwarantują wpływ na sądownictwo, więc zgodnie z polityczną logiką muszą pozostać przy politykach. Teraz pojawia się pomysł, by obywatelowi zabrać jego uprawnienia i przekazać sędziom orzekającym.
Kolejny przeciwny obywatelom pozór reformy, mający zarazem osłodzić sędziom gorzki smak ostatnich upokorzeń związanych z udowodnieniem, że konstytucyjne gwarancje niezależności trzeciej władzy znaczą mniej niż ciężki but polityka. Osłoda oczywiście pozorna, gdyż to polityk będzie ostatecznie decydował, ile praw przyznanych obywatelowi ustawą jest rzeczywistych, ile zaś sędzia będzie mógł wyrzucić do kosza pod pozorem „nadużycia prawa procesowego”.
Już dawno wskazywaliśmy, że jedną z bolączek polskiego systemu prawnego jest nadreprezentacja środowiska sędziowskiego w strukturach decydujących o kształcie polskiego prawa (Ministerstwo Sprawiedliwości, komisje kodyfikacyjne). To spostrzeżenie nie straciło aktualności. Ktokolwiek bierze się do reformy procedur, czyni to z perspektywy ułatwień dla sędziego. Zawsze zza sędziowskiego stołu. Obywatel jest niezmiennie na peryferiach. Niedawno pan minister Łukasz Piebiak był uprzejmy powiedzieć, że osią reformy postępowania cywilnego ma być instytucja nadużycia prawa procesowego, wskazując jednocześnie, że rozwiązanie to stanowić ma procesowy odpowiednik klauzuli generalnej nadużycia prawa materialnego („Koniec pieniactwa w sądach”, DGP z 7 sierpnia 2017 r.). Sędzia ma otrzymać skuteczne narzędzie, które pozwoli tępić zachowania mające charakter pieniaczy. Będzie mógł wreszcie zareagować, gdy strona wykorzystuje niezgodnie z przeznaczeniem swe uprawnienia procesowe, z reguły w celu obstrukcyjnym, w sposób służący skierowaniu procesu na boczny tor. Czyżby czekała nas życzeniowa reforma w myśl zasady: wprawdzie nie wiemy, jak naprawić system, ale sędzia, gdy trzeba, nawet wbrew prawu, powstrzyma niewygodnego obywatela?
Sędzia ma otrzymać skuteczne narzędzie, które pozwoli tępić zachowania mające charakter pieniaczy. Tyle że instytucja nadużycia prawa procesowego już istnieje w polskim kodeksie postępowania cywilnego
Po pierwsze, instytucja nadużycia prawa procesowego już istnieje w polskim kodeksie postępowania cywilnego. Zgodnie z art. 155 par. 2 k.p.c. przewodniczący może odebrać głos, gdy przemawiający go nadużywa, jak również uchylić pytanie, jeżeli uzna je za niewłaściwe lub zbyteczne. W myśl zaś art. 3 k.p.c. strony i uczestnicy postępowania obowiązani są dokonywać czynności procesowych zgodnie z dobrymi obyczajami. Na złożenie pisma procesowego wymagana jest zgoda sądu. Sądy posiadają więc kompetencje zbudowane na wyjątkowych klauzulach generalnych, tylko nie potrafiły do tej pory z nich właściwie korzystać. Nie trzeba tu wiele zmieniać na poziomie normatywnym, lecz trochę pomyśleć na poziomie wykładniczym. I korzystać z istniejących możliwości skorygowania zbyt sztywnych konsekwencji stanowionego prawa. Delikatnie działając, bez pozbawiania obywatela ustawowych uprawnień.
Po drugie, przygotowując reformę, należy przemyśleć wyeliminowanie instrumentów ustawowych wykorzystywanych do obstrukcji. Przykładowo po co postępowanie w przedmiocie klauzuli wykonalności w stosunku do tej samej strony, co do której sąd przed chwilą wyrokował? Po co wadliwe, czasochłonne mechanizmy zwalniania od kosztów sądowych i złożona procedura im towarzysząca? Po co decyzja w rękach sędziego? Czy proces nie mógłby być inicjowany dopiero wtedy, gdy sprawa kosztów jest przesądzona? Po co opłaty przy niemalże każdej czynności procesowej? Obywatel płaci wszakże podatki, a opłaty niezwykle przedłużają postępowanie i pozbawiają prawa do sądu. Czemu służy praktyka dublowania postępowań: w przedmiocie udzielenia zabezpieczenia i merytorycznego, często przedłużająca proces o rok? Czasem strach złożyć wniosek o udzielenie zabezpieczenia. Przecież wiele postępowań incydentalnych mogłoby zostać zmienionych, ograniczonych lub wyeliminowanych. Bez uznaniowego pozbawiania obywatela uprawnień pod pozorem nadużycia prawa procesowego. Po prostu do owego nadużycia nie dopuszczając. Od ustawodawcy oczekujemy prawidłowych rozwiązań, a nie przekazywania w ręce sędziów decyzji o tym, czy przyznane nam prawa są realne.
Po trzecie, z uznaniowymi decyzjami zawsze trzeba być ostrożnym. One są wprawdzie możliwe na gruncie obowiązującej konstytucji, w myśl zasady bezpośredniego jej stosowania (art. 8 ust. 2). Ale zawsze na korzyść obywatela – nigdy przeciw niemu. Wymusza to zasada legalizmu i zaufania obywatela do władz stanowiących i stosujących prawo. Konstrukcja ustawowa prowadząca do błędnego i konstytucyjnie nieakceptowalnego rezultatu, w danych okolicznościach, może być skorygowana jednokierunkowo. Dlatego tak ważna jest precyzja przy określaniu uprawnień procesowych. Ich odbieranie obywatelom za pomocą uznaniowych klauzul generalnych jest bardzo wątpliwe konstytucyjnie. Zmian w procedurach nie da się zbudować na koncepcji ekstraordynaryjnego mechanizmu korygującego. W zaproponowanym kształcie jest nie tyle wentylem bezpieczeństwa, ile środkiem ubezwłasnowolniającym stronę procesową.
Po czwarte, doktryna prawnicza zna koncepcję pozoru pisma procesowego. Lecz i ta instytucja wymaga ostrożnego i wyjątkowego użycia. Wyobraźmy sobie wniosek o wyłączenie sędziego, którego sąd nie rozpoznaje, oceniając go jako pozór pisma procesowego lub jako nadużycie procesowego uprawnienia. Pokusa dla sądu ogromna, zwłaszcza gdy wniosek wydaje się zasadny. A potraktowany w ten sposób obywatel staje się zupełnie bezradny. Pozbawiono go bowiem właśnie podstawowych wynikających z ustawy uprawnień.
Wydaje się, że znacznie lepszym kierunkiem jest znaczące uproszczenie, ujednolicenie i odformalizowanie procedur. Zmiany w obrębie mechanizmów zwolnienia od kosztów. Ograniczenie postępowań incydentalnych i odrębnych. Zwiększenie znaczenia trybu procesowego. Warto spojrzeć na planowane reformy z różnych perspektyw, pamiętając zarazem, że obywatelska jest najważniejsza. Trzeba też pamiętać, że zmiany ustawowe to jedno, a praktyka stosowania prawa to drugie. Prawo w książkach a prawo w działaniu. Równie ważna jest koncepcja, jak zmiany wdrożyć w życie. Przekonać i odzyskać zaufanie prawników. Nie wystarczy napisać w ustawie o obowiązku niezwłocznego rozpoznania zażalenia, lecz trzeba stworzyć praktyczne możliwości rozpoznawania zażaleń w trzy dni. Wzmocnić go zmianą wadliwych nawyków w sądach i zbyt opieszałej praktyki. To wymaga woli współpracy. A tej ze strony ministerstwa niewiele można było dostrzec. Eksperci mogą pomóc. Ale w warunkach realnego partnerskiego współdziałania. Nie w charakterze listka figowego mającego przykryć siłowe, niekonstytucyjne pomysły.