Działania pod publiczkę i cios w kopalnie, za które zapłacą wszyscy mieszkańcy regionu. Zwłaszcza ci najbiedniejsi. Tak niektórzy oceniają uchwałę antysmogową dla Śląska, która wejdzie w życie już za 35 dni.
Jak się okazuje, jednomyślność radnych Sejmiku Województwa Śląskiego nie trwała długo. A jeszcze 7 kwietnia – kiedy to po miesiącach konsultacji i uwzględnieniu 6,5 tys. uwag do projektu – jednogłośnie przyjmowali drugą w Polsce uchwałę antysmogową, mówili spójnym głosem, że „powietrze nie ma barw politycznych”.
Ostatnio ostre zarzuty wobec uchwały przedstawił jednak senator PiS Wojciech Piecha. W oświadczeniu, które ukazało się na internetowej stronie państwowej Polskiej Grupy Górniczej (PGG) przekonuje, że na skutek wprowadzenia radykalnego zakazu spalania najgorszej jakości opału, jak muły węglowe czy flotokoncentraty, koszty ogrzewania domów wzrosną na Śląsku o ponad 40 proc.
Problemy z wycofaniem starych pieców / Dziennik Gazeta Prawna
Przekładając procenty na liczby, mówimy tu o kwotach rzędu 4 tys., a nie 2,3 tys. zł rocznie, które to mieszkańcy średnio płacą obecnie – alarmuje senator, powołując się na szacunki PGG.
„Uchwała antywęglowa”
Skąd miałby wziąć się tak drastyczny wzrost cen? Piecha przekonuje, że uchwały antysmogowe wyeliminują z rynku ok. 2,5 mln ton węgla.
– Regulacje przyjęte przez Śląsk zakazują stosowania nie tylko mułów i flotokoncentratów, ale stopniowo także wysokiej jakości miałów węglowych i węgli grubych. To dla PGG oraz mieszkańców może mieć fatalne skutki – stwierdza Piecha.
To z kolei oznacza dla PGG przychody mniejsze o ok. 637 mln zł i wzrost zapotrzebowania na sortymenty średnie. W efekcie węgiel takiej gramatury trzeba będzie importować, najprawdopodobniej z Rosji – twierdzi Piecha.
I dodaje, że odbije się to na cenach, które zapłacą finalni użytkownicy. Zamiast maksymalnie 400 zł za tonę mułów, przyjdzie im płacić nawet 1000 zł za tonę tzw. groszku węglowego (ziarno w granicach 30 mm) – przekonuje.
Polityczna przepychanka
Ostre stanowisko senatora PiS to odpowiedź na słowa marszałka Wojciech Saługi (PO), który niedawno zaapelował do dwóch największych producentów paliw stałych w Polsce (Jastrzębskiej Spółki Weglowej i PGG) o aktywniejsze włączenie się do walki ze smogiem.
Na czym miałoby ono polegać? Właśnie na zaprzestaniu sprzedaży mułów i flotów, czyli de facto odpadów węglowych. W tej chwili trafia ich do sprzedaży ok. 800 ton rocznie.
Rzecz w tym, że są one tanie, więc często wybierane przez indywidualnych klientów. Dla kopalni to też oczywisty zysk, bo pozbywają się one produktu, po który profesjonalne zakłady by nie sięgnęły, obawiając się znaczącego przekroczenia emisji.
W ocenie marszałka Saługi nie da się jednak skutecznie zredukować zanieczyszczeń, dopóki opał najgorszej jakości będzie w obiegu. A wypuszczenia takich towarów na rynek żadna, nawet najbardziej radykalna, uchwała województwa zakazać nie może.
Zmiany lada moment
Atmosfera wokół drugiej w Polsce uchwały gęstnieje, im bliżej do jej wejścia w życie 1 września. Od tego dnia w całym województwie śląskim zakazane będzie już ogrzewanie domu mułami, flotami, mokrym drewnem i węglem brunatnym.
Mieszkańców czeka też stopniowa wymiana urządzeń grzewczych. Najstarsze kotły i najbardziej emisyjne piece będą musiały być zdemontowane już za 4 lata.
Może się to okazać nie lada wyzwaniem, bo – według różnych szacunków – takich właśnie instalacji wciąż jest na Śląsku ok. 700 tys. W ich miejsce zainstalować można będzie tylko urządzenia piątej lub lepszej klasy.
Do przyjęcia podobnych uchwał, które mają ograniczyć emisję smogu nawet już od jesieni 2017 r., szykują się też Mazowsze, Dolny Śląsk czy woj. łódzkie.
Sprzeciw też lokalnie
Niektóre gminy już zaczynają się obawiać, że na dostosowanie się do nowych zasad nie starczy im czasu. W ostatnich dniach radni Pszczyny zaapelowali w tej sprawie do Sejmiku Województwa Śląskiego. Postulują przesunięcie wejścia w życie zakazu stosowania najgorszej jakości paliw co najmniej o pół roku. Chcieliby, żeby obowiązywał on dopiero od 31 marca.
Kontrowersje wzbudziła natomiast argumentacja radnych. Przekonują, że w małej gminie wiejskiej, jaką jest Pszczyna, większość mieszkańców wciąż ma na stanie zapasy mułów węglowych.
– To odpowiedź na liczne prośby mieszkańców, którzy jeszcze w miesiącach zimowych zakupili opał na kolejny sezon grzewczy – mówi Leszek Szczotka, przewodniczący rady gminy.
Ekolodzy są oburzeni takim podejściem. – To przedkładanie prywatnego interesu nad wspólne dobro i zdrowie – twierdzi Andrzej Guła, lider Polskiego Alarmu Smogowego.
I podkreśla, że według pomiarów stężeń rakotwórczych substancji powietrze w Pszczynie przekracza w sezonie grzewczym wszelkie normy.
– W styczniu bieżącego roku poziom zawartości pyłu zawieszonego w powietrzu osiągał poziom 500 mikrogramów na metr sześcienny, co oznacza 10-krotne przekroczenie przewidzianej prawem normy – mówi Guła.
I przypomina, że w niechlubnym rankingu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) na 50 europejskich miejscowości z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem aż dwie trzecie leży w Polsce. Jedną z nich jest właśnie Pszczyna.