Kolejny raz powraca dyskusja na temat możliwości publicznego wyrażania poglądów przez adwokatów pełniących funkcję w strukturach samorządu. Tym razem chodzi o Komisję Praw Człowieka przy Naczelnej Radzie Adwokackiej i jej dwa stanowiska.
Ostatnie, sprzeciwiające się aresztowaniu dwudziestu tureckich adwokatów związanych z Amnesty International pod sfingowanymi zarzutami działalności terrorystycznej oraz wcześniejsze, wspierające RPO dr. Adama Bodnara po jego nie w pełni fortunnej wypowiedzi. Kolejny raz padają słowa o konieczności „przywołania do porządku” czy nawet „odwołania” przewodniczącej komisji z uwagi na niepoczynienie rzekomo wymaganych uzgodnień z NRA lub jej prezydium przed zajęciem stanowiska.
Formuła publicznego felietonu nie zawsze jest najszczęśliwsza. Tym razem jednak o jej wyborze zadecydowały trzy czynniki. Po pierwsze, na poprzednim posiedzeniu plenarnym NRA zająłem w tej sprawie stanowisko. Jak widać, nie wszystkich przekonałem. Na dzisiejszym posiedzeniu nie będę mógł go powtórzyć i rozwinąć z uwagi na mój pobyt za granicą. Po drugie, podobny problem doprowadził przed laty do niezasadnego odwołania przewodniczącego Komisji Etyki, więc nie warto ryzykować wypowiadania się po przysłowiowej herbacie. Po trzecie, właśnie w adwokaturze problem wolności słowa ma znaczenie fundamentalne, gdyż cały nasz zawód jest „przesiąknięty” wolnością i opiera się na jej obronie. W tym zakresie adwokatura musi mieć zdolność publicznej, nie tylko kuluarowej debaty.
Nie mam zamiaru bronić każdego ze stanowisk Komisji Praw Człowieka przy NRA ani wszystkich poglądów jej przewodniczącej adw. Justyny Metelskiej, choć z większością, zwłaszcza z tym dotyczącym aresztowań tureckich adwokatów, w pełni się identyfikuję. Ba, nawet w ramach kierowanej przeze mnie Komisji Legislacyjnej przy NRA nie zawsze podzielam argumenty przedstawione przez członków tej komisji w sporządzonych przez nich opiniach, choć oczywiście – jako jej przewodniczący – za wszystkie opinie biorę odpowiedzialność. To nie jest felieton w obronie przewodniczącej ani samej Komisji Praw Człowieka, lecz w obronie pryncypiów i kształtu samorządu adwokackiego. Opartego na wolności, nie na hierarchicznym podporządkowaniu. Zresztą z panią przewodniczącą mieliśmy ostatnio znaczną różnicę poglądów na tle znaczenia zasady stabilności podejmowanych decyzji. Rzecz jednak w tym, że panią przewodniczącą postrzegam jako osobę „pozytywnie zakręconą”. Ma ona pasję, ambicję i determinację, by walczyć o to, co uważa za ważne. Z wielkim pożytkiem dla adwokatury. Oczywiście można w małostkowy sposób skupiać się na drobnych potknięciach, tracąc z pola widzenia ważny i niezwykle pozytywny całokształt działalności. Ale trzeba pamiętać, że hamując, ograniczając lub – co gorsza – eliminując ludzi z pasją, pomysłami i potężnymi pokładami energii, tworzymy przestrzeń dla samorządowych aparatczyków, których jedynym zmartwieniem jest, na której połowie tylnej części ciała siedzieć podczas przedłużających się konwentykli. I tych żywiących płonne nadzieje, że stojąc pod ministerialnymi gabinetami lub przestępując z nogi na nogę pod wysokim płotem na Krakowskim Przedmieściu, by uśmiechać się do polityków, uzyskają coś pozytywnego. Otóż nie uzyskają. Politycy nie muszą adwokatury lubić, lecz mają ją szanować. Za to, co robi w zakresie jej podstawowego obowiązku ustawowego, czyli stania na straży praw i wolności obywatelskich. Czasem nawet wbrew państwu i politykom. Paradoksalnie zarazem z pożytkiem dla tego państwa, bo ukazując właściwe w państwie prawa standardy. To robi Komisja Praw Człowieka, a ostatnio ORA w Warszawie. A jeśli nie rozumieją tego niektórzy politycy czy mniej orientujący się w zadaniach adwokatury dziennikarze? Trudno. Będziemy z tym jakoś żyć. Adwokatura musi mieć także zdolność do przyjęcia krytyki.
Adwokatura to nie wojsko ani polityka. Tu nie ma miejsca na rozkazy, dyscyplinę partyjną, blokowanie krytyki ani wolności wypowiedzi. Niestety, co jakiś czas trzeba o tym przypominać. Pomysł, by działające przy NRA komisje praw człowieka czy legislacyjna miały uzgadniać każde stanowisko przed jego wyrażeniem, jest niemożliwy do zrealizowania. Paraliżujący pracę, swobodę i pomysłowość. Wysysający energię. Oświadczam, że nie zabiegałem, nie zabiegam i nie będę zabiegał o uprzednie zaaprobowanie treści sygnowanych przeze mnie opinii Komisji Legislacyjnej NRA. Również tej opinii z ostatniego piątku, dotyczącej skandalicznego poselskiego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym. Nie będę też ograniczał w tym zakresie swobody i wolności któregokolwiek z członków kierowanej przeze mnie komisji. Bo ludzi robiących rzeczy ważne nie można traktować jak uczniaków. NRA powinna doceniać, że są tacy, którzy chcą poświęcić swą energię, czas i umiejętności na społeczną i dobrowolną pracę dla samorządu. Nie wolno ich upokarzać, wymagając czołobitnego oczekiwania prezydialnej aprobaty. Z tego wynika zarazem przyznanie i swoista ekspiacja połączona z oświadczeniem, że również ja nie jestem przyspawany do stołka (czy funkcji). Jeśli zatem brak uprzedniej prezydialnej aprobaty dla stanowiska w sprawie aresztowań adwokatów tureckich miałby być przyczyną odwołania adw. Justyny Metelskiej, to brak takiej aprobaty dla opinii o projekcie ustawy o SN musi być konsekwentnie przyczyną odwołania adw. Macieja Gutowskiego. W końcu, jak powiada nie w pełni poprawne politycznie przysłowie: „Dla towarzystwa Cygan dał się powiesić”.
Adwokatura to nie wojsko ani polityka. Tu nie ma miejsca na rozkazy, dyscyplinę partyjną, blokowanie krytyki