Choć rządzący mówią, że obywatele mają prawo znać status majątkowy sędziów, jednocześnie są przeciwni temu, byśmy poznali majątek najważniejszych urzędników w kraju. Okazuje się, że spośród wielu kluczowych funkcjonariuszy publicznych żaden nie wyraził zgody na publikację swojego oświadczenia.
Zgodnie z art. 10 ust. 5 ustawy o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 216, poz. 1584 ze zm.) prezydent RP, marszałkowie Sejmu i Senatu, premier, szefowie kancelarii: prezydenta, Sejmu i Senatu, prezes NIK, rzecznik praw obywatelskich, prezes Naczelnego Sądu Administracyjnego, prezes NBP, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, główny inspektor pracy, prezes Polskiej Akademii Nauk, kierownik Krajowego Biura Wyborczego oraz rzecznik ubezpieczonych składają swe oświadczenia majątkowe I prezesowi Sądu Najwyższego. Ten odpowiada za ich publikację w internecie do 30 czerwca każdego roku. Tak samo jak odpowiada za umieszczenie oświadczeń sędziów. Rzecz w tym, że tak jak dokumenty o majątku sędziów znalazły się w sieci, tak tych dotyczących urzędników nie ma. Dlaczego?
– Zgodnie z informacją uzyskaną od pełnomocnika ds. ochrony informacji niejawnych w Sądzie Najwyższym uprzejmie zawiadamiam, że żadna z wymienionych w art. 10 ust. 5 ustawy osób, które składają oświadczenia o stanie majątkowym I prezesowi SN, nie wyraziła pisemnej zgody na ich ujawnienie – informuje Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN. Artykuł 10 ust. 3 wspomnianej ustawy stanowi bowiem, że oświadczenia mogą zostać opublikowane, ale dopiero wówczas gdy ten, kogo ono dotyczy, wyrazi pisemną zgodę. A jako że nie wyraził nikt – prof. Małgorzata Gersdorf choćby chciała, dokumentów prezydenta, premier i innych kluczowych urzędników upublicznić nie może. Wyjątkiem jest oświadczenie prezesa NSA, które z mocy prawa jest publikowane.
Przepisy przewidują więc, że oświadczenia majątkowe sędziów są jawne niezależnie od ich woli. Ale już dokumenty składane przez najważniejszych funkcjonariuszy publicznych – nie.
O to, czy potrzebna jest bezwzględna jawność w życiu publicznym, w tym oświadczeń majątkowych, zapytaliśmy dwóch posłów PiS.
– Oczywiście! – odrzekli. Gdy jednak dowiedzieli się, że chodzi o jawność dokumentów wybranych przez władzę urzędników, a nie sędziów, nabrali wątpliwości. – Na Boga, pan mnie nie cytuje – rzekł jeden. – Sprawa nie jest jednoznaczna – stwierdził drugi.
Wątpliwości mają też parlamentarzyści opozycyjni. Jeden z posłów PO zapytany o jawność oświadczeń majątkowych stwierdził, że to zły pomysł, który służy jedynie stygmatyzowaniu środowiska sędziowskiego. Gdy się dowiedział, że nie chodzi o sędziów, uznał, że Polacy mają prawo wiedzieć, czym jeżdżą i gdzie mieszkają urzędnicy.
Zaskoczony takim obrotem sprawy nie jest Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo, który od lat zajmuje się tematyką jawności w życiu publicznym.
– Podejście do jawności oświadczeń majątkowych jest niespójne, a bieżąca polityka coraz częściej kompromituje to narzędzie przeciwdziałania korupcji – mówi. I dodaje, że jest zaniepokojony skupianiem się na określonych grupach zawodowych zamiast – jak proponował w 2014 r. ówczesny minister w rządzie PO–PSL Marek Biernacki – ujednolicić przepisy, tak by stanowiły kompleksowy mechanizm.
– Zróżnicowanie grup wywołuje powszechny brak zrozumienia, dlaczego np. radny czy sędzia musi ujawniać oświadczenie, a minister lub prezes NIK tego robić nie musi – twierdzi Izdebski.
Co ciekawe, część funkcjonariuszy, którzy nie wyrazili zgody na publikację ich oświadczeń majątkowych przez prof. Małgorzatę Gersdorf, umieściła je na innych stronach internetowych. Majątek marszałków Sejmu i Senatu możemy poznać ze stron parlamentu, jako że są parlamentarzystami. Status majątkowy premier Beaty Szydło jest zaś dostępny dla wszystkich z poziomu witryny Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.