Przy okazji reformy sądów rządzący chcą przemycić nowy przepis przejściowy do ustawy, która obowiązuje od ponad roku i czterech miesięcy.
Spóźniona reakcja / Dziennik Gazeta Prawna
Aż tyle czasu potrzebował ustawodawca, aby podjąć próbę naprawienia potknięć i uchybień, które pojawiły się w pospiesznie procedowanym prawie o prokuraturze (Dz.U. z 2016 r. poz. 177). Najbardziej jaskrawy przypadek dotyczy przepisu określającego termin przedawnienia przewinienia dyscyplinarnego.
Zgodnie z art. 141 ust. 1 prawa o prokuraturze po upływie pięciu lat od chwili popełnienia takiego czynu nie można już zainicjować postępowania dyscyplinarnego (wcześniej przedawnienie następowało po trzech latach). A w razie nieuprawnionego wszczęcia takiej sprawy – podlega ona umorzeniu. Natomiast w przypadku wytoczenia prokuratorowi dyscyplinarki przed upływem pięcioletniego terminu przedawnienie zachodzi po ośmiu latach od chwili czynu. Posłowie PiS, którzy pracowali w komisji sejmowej nad projektem reformy prokuratury, przekonywali, że wydłużenie tych terminów nie tylko wychodzi naprzeciw postulatom doktryny, lecz także oczekiwaniom społecznym.
Wpadka legislacyjna
Problem w tym, że przepisy wprowadzające prawo o prokuraturze na temat przedawnienia przewinień dyscyplinarnych milczą (Dz.U. z 2016 r. poz. 178). A to oznacza, że do czynów popełnionych przed wejściem w życie nowej ustawy ma zastosowanie poprzedni, trzyletni termin. Jak się jednak okazuje, nie takie były intencje Prokuratury Krajowej. Z informacji DGP wynika, że twórcy projektu po prostu zapomnieli dodać do niego regulację przejściową, która umożliwiałaby zastosowanie pięcioletniego terminu przedawnienia do występków popełnionych przed 4 marca 2016 r., kiedy to zaczęło obowiązywać nowe prawo. – To typowa wpadka legislacyjna. Prokuratorom bardzo się spieszyło – mówi DGP osoba, która brała udział w pracach nad projektem prokuratorskiej reformy.
Ale jej twórcy postanowili nie dać za wygraną i zabrali się do usuwania tej usterki przy okazji wprowadzania zmian w sądownictwie. W projekcie nowelizacji ustawy o ustroju sądów powszechnych, nad którym Sejm debatuje od ponad miesiąca, znalazła się bowiem propozycja dodania przepisu przejściowego (art. 64a) będącego podstawą do sięgnięcia po nowe prawo regulujące odpowiedzialność dyscyplinarną prokuratorów w przypadku deliktów popełnionych przed jego wejściem w życie. Jak lakonicznie tłumaczą wnioskodawcy, brak tej regulacji stanowił „deficyt obowiązującego stanu prawnego, na który wskazywano m.in. w orzecznictwie sądów dyscyplinarnych”. Jeśli poprawkę uda się przeforsować, w praktyce będzie to oznaczać, że śledczy, który dopuścił się wątpliwego występku np. przed czterema laty, lecz uniknął dotąd postępowania służbowego, będzie musiał liczyć się z tym, że rzecznik dyscyplinarny jeszcze będzie mógł zainteresować się jego sprawą. Zgodnie zaś z obecnym stanem prawnym miałby już święty spokój.
O ile samo wydłużenie terminu przedawnienia od początku nie budziło kontrowersji, o tyle pomysł wprowadzenia przepisu przejściowego do ustawy funkcjonującej od przeszło roku i czterech miesięcy niepokoi ekspertów. – Po raz pierwszy się z czymś takim spotykam. Na dodatek chodzi tu o przepis o odpowiedzialności zawodowej, czy przepis quasi-karny. Moim zdaniem jest to bardzo wątpliwa zmiana, zwłaszcza że przeprowadzana jest w całkiem innej ustawie – przyznaje mec. Andrzej Kurkiewicz, wieloletni doradca z zakresu legislacji i spraw regulacyjnych.
Nowe prawo już okrzepło
Tak samo uważają zresztą sejmowi specjaliści od sztuki ustawodawczej. Podczas ożywionej dyskusji na posiedzeniu parlamentarnej komisji powątpiewali przede wszystkim, czy proponowany art. 64a ma w ogóle związek z główną ustawą. A przecież taki wymóg ustanawia art. 92 rozporządzenia dotyczącego techniki prawodawczej. Ale chyba najwięcej zastrzeżeń wzbudziła kwestia wprowadzenia przepisu przejściowego, kiedy prawo o prokuraturze zdążyło już dobrze okrzepnąć.
– Wydaje się nam to niewłaściwe z punktu widzenia zasad prawidłowej legislacji – mówił na sejmowej komisji legislator Łukasz Nykiel. W ocenie ekspertów opisany przypadek odzwierciedla szerszy problem – brak kompleksowego podejścia do tworzenia prawa oraz nieprzejrzystość całego procesu. Zwłaszcza że wiele projektów formalnie jest zgłaszanych przez posłów, choć wiadomo, że powstały w resortach. – De facto nie można więc dojść, jakie osoby nad danym projektem pracowały. Co więcej, wycina się ekspertów Biura Analiz Sejmowych czy coraz rzadziej wykorzystuje się komisje kodyfikacyjne, w efekcie czego przepisy są jakościowo coraz słabsze – zauważa Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo.
Mimo to Prokuratura Krajowa przekonuje, że w opisanym zabiegu prawodawczym nie ma nic niepokojącego. – Odstęp czasu pomiędzy wejściem w życie prawa o prokuraturze oraz wprowadzeniem do porządku prawnego proponowanego przepisu nie narusza przysługujących uczestnikom postępowania dyscyplinarnego gwarancji procesowych – twierdzi prok. Ewa Bialik, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.