ITD rozpoczyna rozbudowę systemu automatycznego nadzoru nad kierowcami. I ostrzega: urządzenia pojawią się także na drogach lokalnych
Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD) zaczął rozbudowę sieci fotoradarów. Właśnie wpłynęły do niego dwie oferty na przygotowanie studium wykonalności projektu o nazwie „Zwiększenie skuteczności i efektywności systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym”.
Studium jest niezbędne, gdyż GITD będzie się starać o dofinansowanie unijne. Wartość inwestycji wyceniana jest na 162 mln zł. Inspekcja liczy, że Bruksela wyłoży 85 proc. tej kwoty.
Z dokumentacji przetargowej wynika, że rozbudowa sieci fotoradarów potrwa do IV kw. 2023 r. Ale jeszcze nie określono, ile urządzeń przybędzie. Wiadomo, że projekt unijny obejmie 600 urządzeń. Z tym że część będzie nowych, a część obecnie używanych (m.in. 400 fotoradarów stacjonarnych i 29 systemów odcinkowego pomiaru prędkości) zostanie zmodernizowana. – Może więc się okazać, że np. z tych 600 urządzeń wskazanych w projekcie 400 to będą nowe maszty, a 200 obejmie modernizacja już stojących przy drogach. Wówczas ogólna liczba rejestratorów wzrosłaby z obecnych 400 do 800. Ale jakie to konkretnie będą proporcje, okaże się po przygotowaniu studium wykonalności projektu – mówi jeden z inspektorów.
Oprócz liczby fotoradarów ważne jest jeszcze to, gdzie się pojawią. „Nadzorem objęte zostaną drogi wchodzące w skład całej krajowej sieci (czyli system ma objąć swoim zasięgiem wszystkie kategorie dróg publicznych – krajowe, wojewódzkie, powiatowe i gminne), a nie tak jak dotychczas jedynie krajowe” – wynika z przygotowanej dokumentacji przetargowej.
To oznacza, że system nadzoru GITD w jakiejś części załata dziury po samorządowych fotoradarach. I nie będzie to wymagało zmian w prawie. – Zgodnie z funkcjonującymi od kilku lat przepisami Inspekcja Transportu Drogowego ma uprawnienia do wykorzystywania stacjonarnych urządzeń rejestrujących na wszystkich kategoriach dróg w Polsce – zwraca uwagę Krzysztof Łazarowicz z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD), działającego w strukturach GITD.
Przypomnijmy, że – decyzją parlamentu – od początku 2016 r. straże miejskie i gminne nie mają prawa używać takich urządzeń. A wcześniej w ich władaniu było ok. 400 rejestratorów. Teraz wielu wójtów narzeka, że w miejscach, gdzie ich fotoradary już nie mierzą prędkości, znów zrobiło się niebezpiecznie. – Prosiliśmy posłów, by pozwolili zachować chociaż atrapy tych urządzeń, by był jakiś efekt prewencyjny. Ale zgody nie było i jedną decyzją wycięto kilkaset urządzeń – żali się jeden z wójtów.
Teraz wójtowie i mieszkańcy masowo wnioskują do GITD (złożono już ponad tysiąc wniosków społecznych), by ta przejęła gminne urządzenia i ponownie je aktywowała. Jednak inspekcja nie pali się do tego, tłumacząc, że nie ma na to pieniędzy. Udało się dogadać jedynie z Warszawą, od której GITD przejął 23 fotoradary. Ale tylko dlatego, że stolica wzięła na siebie koszty dostosowania rejestratorów do systemów informatycznych stosowanych przez inspekcję. Szacunkowy koszt takiej operacji to 50 tys. zł za urządzenie (aktualizacja oprogramowania urządzeń i zainstalowanie modułów, które pozwolą na transmisję danych pomiędzy urządzeniem a systemem informatycznym inspekcji).
Z danych MSWiA wynika, że w ubiegłym roku w 14 województwach (dwa nie udzieliły odpowiedzi) straże gminne i miejskie miały – bez prawa ich używania – 161 fotoradarów. Są to z reguły rejestratory stanowiące własność samorządu. Części gmin udało się urządzenia sprzedać na aukcjach lub zwrócić firmom dzierżawiącym takie sprzęty.
Chęć wykonania studium wykonalności nowego projektu fotoradarowego dla GITD wyraziły dwie firmy. Jedna (z Opola) jest gotowa zrobić to za niemal 368 tys. zł, druga zaś (z Warszawy) za prawie 729 tys. zł. Jednym z zadań, jakie przed wykonawcą zamierza postawić inspekcja, będzie wskazanie, jakie nowoczesne rozwiązania w zakresie automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym dostępne są na rynku. Najnowsze generacje rejestratorów są w stanie mierzyć prędkość nawet na sześciu pasach jednocześnie. Mogą to być systemy kilku kamer umieszczonych na bramownicach nad jezdnią (np. system Tutor, wykorzystywany we Włoszech).
GITD chce, by jej system fotoradarów zintegrowany był z Krajowym Systemem Zarządzania Ruchem, który szykuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Chodzi o pozyskiwanie danych o natężeniu ruchu drogowego. Inspekcja chce też usprawnić własne systemy informatyczne – zależy jej np. na tym, by móc w czasie rzeczywistym podglądać pracę urządzeń rejestrujących i położenie należących do niej pojazdów. Obecnie to 29 nieoznakowanych samochodów wyposażonych w fotoradary oraz 65 pojazdów technicznych i zaplecza logistycznego. Wiadomo, że inspekcja zamierza teraz dokupić kolejnych 50 aut z tej drugiej kategorii (co nie wyklucza rozbudowy floty mobilnych fotoradarów).
CANARD przekonuje, że instalacja fotoradarów i innych stacjonarnych urządzeń rejestrujących wykroczenia radykalnie podnosi poziom bezpieczeństwa. W tym celu porównano statystyki z lat 2008–2012 (okres przed instalacją urządzeń w danych miejscach) z okresem 2013–2016, gdy rejestratory były już w użyciu. Efekt to 52-proc. spadek liczby ofiar śmiertelnych. O 41 proc. spadła też liczba rannych, a wypadków było o prawie 36 proc. mniej. To także efekt tego, że kierowcy zdejmują nogę z gazu i coraz rzadziej dają się przyłapać na wykroczeniu. Jeszcze w 2013 r. inspektorzy zweryfikowali ok. 1,7 mln naruszeń ujawnionych przez ich urządzenia rejestrujące. Tymczasem w ubiegłym roku liczba naruszeń spadła do 1,14 mln.
Ale to tylko fragment obrazka pt. „bezpieczeństwo na polskich drogach”. W szerszym ujęciu nie jest aż tak różowo. W ubiegłym roku (pierwszym bez gminnych fotoradarów) po raz pierwszy od 2011 r. wzrosła liczba ofiar śmiertelnych na drogach (2938 w 2015 r., a w 2016 r. już 3026). Działająca przy Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego wskazuje na kilka przyczyn odwrócenia dotychczasowego trendu spadkowego, m.in.: wyłączenie gminnych rejestratorów prędkości, częstsze wyprawy wypoczynkowe nad morze (z uwagi na rosnące zagrożenie terrorystyczne na świecie) oraz korzystne ceny paliw zachęcające do częstszego podróżowania.