Ustawa, która miała uderzyć w nieodpowiedzialnych dłużników, paradoksalnie części z nich pomoże. Niektórzy nawet opuszczą zakłady karne, mimo że od lat nie łożą na swe dzieci.
„Dla dobra dziecka”, „wspólna korzyść”, „polskie przepisy były do tej pory wyjątkowo niedoskonałe”, „raj dla cwaniaków”, „zmieniamy to”. Tak nowelizację kodeksu karnego (Dz.U. z 2017 r. poz. 952) zachwalał na początku maja minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Obowiązuje ona od 31 maja. I już pojawia się wokół niej wiele wątpliwości.
Na poczytnym blogu Sub Iudice prowadzonym przez sędziego kilka dni temu umieszczony został wpis o znamiennym tytule: „Dekryminalimentacja”. Autor wskazuje w nim, że posłowie, którzy chcieli ograniczyć bezkarność ludzi niepłacących alimentów, uchwalili przepis o zupełnie przeciwnym skutku.
Wielki wydatki, wielu dłużników / Dziennik Gazeta Prawna
Dekryminalimentacja
Do niedawna karze – włącznie z pozbawieniem wolności – podlegał ten, kto uchylał się od wykonania (z mocy ustawy lub orzeczenia sądowego) obowiązku opieki przez niełożenie na utrzymanie osoby najbliższej lub innej osoby i przez to narażał ją na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych (tzw. niealimentacja). Ustawodawca postanowił tę regulację doprecyzować. I tak teraz art. 209 k.k. stanowi, że karze podlega ten, kto uchyla się od wykonania obowiązku alimentacyjnego określonego co do wysokości orzeczeniem sądowym, ugodą zawartą przed sądem lub innym organem albo inną umową, jeżeli łączna wysokość powstałych wskutek tego zaległości stanowi równowartość co najmniej trzech świadczeń okresowych albo jeżeli opóźnienie zaległego świadczenia innego niż okresowe wynosi co najmniej trzy miesiące.
W teorii więc przepis doprecyzowano. W praktyce jednak jego nowe brzmienie wywoła zaskakujący skutek. Wykasowano z niego karalność wynikającą z obowiązku ustawowego.
Doktor Mikołaj Małecki, autor bloga Dogmaty Karnisty, wskazuje na jego łamach, że osoby, które mogłyby trafić za kratki pod rządami starej ustawy, obecnie są wolne od represji. Co więcej – podkreśla dr Małecki – dotychczasowe skazania za niealimentację związaną z obowiązkiem ustawowym z mocy prawa ulegają zatarciu (wynika to z art. 4 par. 4 k.k.).
Ergo: postępowania wobec osób, które nie łożyły na własne dzieci, prowadzone na podstawie obowiązujących do niedawna przepisów, będzie należało umorzyć. A tych, którzy już trafili za kratki – wypuścić.
Ale tu ważna uwaga: nie będzie to dotyczyło wszystkich oskarżonych i skazanych za niealimentację. Chodzi jedynie o przypadki, w których postępowanie karne toczyło się mimo braku orzeczenia sądu określającego obowiązek i wysokość alimentów bądź potwierdzonej umowy. Czyli przykładowo rodzice dziecka porozumieli się co do podziału kosztów i w pewnej chwili jedno z nich przestało się wywiązywać z obowiązków. Drugie zaś nie skierowało sprawy do sądu w celu ustalenia wysokości alimentów, lecz od razu sięgnęło po najdalej idący środek: zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Sąd zaś uznał, że do karalnej niealimentacji mogło dojść, skoro ogólny obowiązek łożenia na dzieci zawarty jest np. w art. 128 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego.
Nieformalne związki
– Rezygnacja przez ustawodawcę ze wskazywania ustawy jako źródła obowiązku alimentacyjnego w kontekście odpowiedzialności karnej może powodować negatywne konsekwencje – przyznaje Kamila Ferenc, prawniczka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
– Można sobie przecież wyobrazić sytuację, gdy w wyniku nieformalnego rozstania, a co za tym idzie braku sądowego orzeczenia o rozwodzie i podziale opieki nad dziećmi, jeden rodzic przejmuje opiekę nad nimi i nie otrzymuje pomocy finansowej od byłego partnera/partnerki. Właśnie takim poszkodowanym jest trudniej wyegzekwować alimenty niż tym, którzy mają orzeczenie sądowe określające wysokość alimentów. Nie przysługuje im narzędzie ścigania w trybie art. 209 k.k. – podkreśla Ferenc.
Aby móc ścigać dłużnika karnie, rodzice sprawujący opiekę nad dzieckiem powinni zadbać o to, aby wysokość alimentów była stwierdzona co najmniej pisemną umową. A najlepiej skierować sprawę do sądu. W przypadku niewywiązywania się przez alimenciarza z obowiązku nałożonego na niego przez sąd, nadal odpowiedzialność karna będzie mogła być zastosowana.
– Pytanie, czy ustawodawcy chodziło o to, by ludzie z każdą sprawą szli do sądu, zamiast się dogadywać. To kierunek odwrotny do tego, w którym należy podążać – komentuje jeden z sędziów orzekających w wydziale karnym.
Kilku ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, twierdzi, że wyżej przedstawiona interpretacja to przykład dzielenia włosa na czworo. I ich zdaniem problem pozostanie teoretyczny, zaś w praktyce nie wystąpi. Tym bardziej że przypadków, w których odpowiedzialność karna za niealimentację była egzekwowana wyłącznie na podstawie obowiązku wynikającego z k.r.o., w ostatnich latach było zaledwie kilkaset. A resort sprawiedliwości uważa, że takich przypadków było wręcz kilka. Po prostu w niektórych wyrokach skazujących w uzasadnieniu sąd nie wspomniał o tym, że wcześniej było orzeczenie zasądzające alimenty. Skala więc jest mikroskopijna.
Ministerstwo potwierdza, że mogą wystąpić pojedyncze przypadki, gdy ktoś skazany zostanie zwolniony z zakładu karnego, ale realne konsekwencje w ocenie urzędników będą nieznaczne: bo wypuszczony albo zacznie płacić na dziecko i wówczas osiągnięty zostanie lepszy efekt niż izolowanie osoby od społeczeństwa, albo płacić dalej nie będzie. A w tym drugim przypadku wróci do więzienia w ciągu kilku miesięcy.
Etap legislacyjny
Weszło w życie 31 maja 2017 r.